Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
- Chciałabym zanieść kwiaty na grób Heleny - powiedziała, kiedy ruszyli z powrotem do zamku. - Pójdziesz ze mną? - Pójdę. Przy stajniach dojrzał Marcusa. Krzyknął dokąd idą, i zobaczył, że tamten w odpowiedzi dosiada konia. W milczeniu zbierali polne kwiaty. Kiedy trzymała już w ramionach wielki bukiet, poszli na szczyt wzgórza, gdzie był grób Heleny. Minęli poświęconą ziemię ogrodzoną sosnowym płotem. - Byłeś tutaj, Gavinie, kiedy Helena umierała? - Byłem. - Powiadają, że odebrała sobie życie. Ojciec Murdock mówi, że rzuciła się ze skały. Gavin skinął głową, wskazując na urwisko po lewej. - To tam. - Ktoś widział, jak skoczyła? - Tak, Jamie. - Gdzie byłeś wtedy? Widziałeś... - Musimy o tym mówić? Uklękła przy grobie, odgarnęła zeschnięte kwiaty. - Chcę zrozumieć - szepnęła. - Powiesz, że zwariowałam, ale czuję, że Helena czeka tego po mnie. - Tak chyba bym powiedział - odparł Gavin z udaną beztroską. - Ktoś położył kwiaty - spróbował zmienić temat. - To ja. Zawczoraj. Nie odezwała się już. W ciszy układała świeże kwiaty. - Co miałaś na myśli mówiąc, że Helena czeka po tobie zrozumienia? - zapytał, kiedy skończyła. 298 299 JUUE GARWOOD Przyklęknął obok niej i zaczął obracać w dłoniach jakiś kwiat. Zdziwiony patrzył, jak Jamie gładzi ziemię na grobie. - To wszystko takie głupie - wybuchnęła. - Co mam powiedzieć Mary Kathleen, kiedy zacznie zadawać pytania. Najpierw ja sama muszę zrozumieć. - Co tu jest do rozumienia? Helena była w rozpaczy. Ona... - Widziałeś, że jest w rozpaczy? Pokręcił głową. - Nie znałem jej aż tak dobra, by osądzić. Prawda, byłem... zdumiony, kiedy ona... - Nie widziałeś więc żadnego nieszczęścia. Ojciec Murdock był tak samo zdumiony jak ty. Wydawała się zadowolona z życia, chciała sprowadzić dziecko. Gdyby lękała się Aleca, gdyby go nienawidziła, nie myślałaby przywozić córki. - Może nie widziała innej drogi dla siebie - zamyślił się Gavin. Jamie podniosła się i ruszyła w stronę urwiska, z którego skoczyła Helena. - Mogła spaść. Tak, to mógł być nieszczęśliwy traf. Dlaczego wszyscy ją wyklęli? Stanęła na skraju przepaści. Przeszedł ją dreszcz. - Kiedy pierwszy raz ujrzałam Aleca, trochę się bałam. Dzień nie minął, a pojęłam, jakim jest dobrym człowiekiem. Od samego początku wiedziałam, że będzie się mną opiekował. Helena musiała czuć tak samo, Gavinie. Przytaknął. - Pamiętaj, Jamie, że Helena nie miała czasu go poznać. Wyjechał... - Zaraz umarła? - zapytała szeptem. - Nie. Upadła tam, na tamten występ - rzekł wskazując na skalną półkę. - Kiedy Alec wrócił, właśnie przynieśli ją do domu. Nie było już ratunku. Nie leżało to w ludzkich siłach. Złamała kark. - Żyła jeszcze? - Umarła dwa dni później, nie otworzywszy oczu. Nie czuła bólu. - Poślizgnęła się - nie dawała za wygraną Jamie. Tak bardzo chcjała wierzyć we własne przypuszczenia. - Musimy już wracać. Alec pewnie cię szuka. Teraz, kiedy pożegnał już króla... OBLUBIENICA - Król odjechał? - przerwała mu. - Kiedy? Ledwie przyjechał. - Ruszył w drogę, gdy zbierałaś kwiaty. - Do diaska. Nie powiedziałam nawet: „Zegnajcie, panie". - Powróci niebawem - pocieszył ją. - Alec jest dla niego niczym syn. Często u nas bawi. Nagły szmer odwrócił jego uwagę. Nie zdążył się obejrzeć, kiedy otrzymał cios kamieniem w głowę. Oślepiający błysk, potem ciemności. Zachwiał się do tyłu. Jamie zdążyła jeszcze dojrzeć, że pada. Poczuła uderzenie w czoło. Krzyknęła, chwyciła Gavina, ze wszystkich sił próbując przytrzymać go przed runięciem w przepaść. Kolejne ostre uderzenie, w ramię, jeszcze jeden krzyk bólu. Nie utrzyma go, polecą razem w dół. Po lewej jest zbocze, a może po prawej? Boże, dopomóż - szeptała ściskając go rozpaczliwie; pchnęła ich obydwoje całym ciężarem ciała w bok ku łagodnemu występowi. Głośny śmiech przeszył powietrze. Jamie wtuliła twarz Gavina w zagłębienie szyi, chroniąc go podczas upadku. Ciało przeszywał ból, kiedy staczali się po kamieniach. Z gwałtownym uderzeniem zatrzymali się na występie. Śmiech przybliżył się. Krew zalewała jej oczy. Otarła ją, pociągnęła Gavina bliżej skalnej ściany, chcąc skryć ich obydwoje przed napastnikiem. Gavin jęknął, zamknęła mu usta dłonią i ułożyła się płasko na nim. Po długiej chwili zdała sobie sprawę, że śmiech ustał. Czuła pulsujący ból w ramieniu. Spróbowała je rozetrzeć. Jęknęła. W ramieniu tkwił sztylet. Opuściła rękę. To jej sztylet. Ktoś rzucił w nią jej sztyletem! Słyszała, jak ktoś nawołuje jej imię. Odpowiedziała dopiero rozpoznawszy głos. - Marcusie! Tutaj jesteśmy, na skalnej półce! - krzyknęła słabo, zdjęta nagłą ulgą. - Dobry Boże, Jamie, co... - Marcus przeraził się, kiedy spojrzał w dół i zobaczył jej zakrwawioną twarz. - Daj mi rękę, lassie. inn 301 JULIE GARWOOD - Ostrożnie, Marcusie. Nie klękaj na samym skraju. Ktoś na nas napadł. Obejrzyj się za siebie. Zrobił, jak kazała. Gdy znowu się odwrócił, przeraził ją wyraz jego twarzy. - Gavin jest ranny - rzekła pospiesznie, nie przyjmując jego wyciągniętej dłoni. - Jeśli go puszczę, stoczy się w dół. Marcus skinął głową, miał już cofnąć dłoń, chwyciła ją mocno. - Chcę Aleca - krzyknęła - ale nie zostawiaj nas tutaj! Proszę, Marcusie, nie odchodź. Ścisnął jej rękę. - Trzymaj mocno Gavina, Jamie. Nie zostawię was. Zawołam pomocy. Uznała, że to najwspanialszy pomysł, o jakim w życiu słyszała. Próbowała mu to wyłożyć w długich, nieskładnych zdaniach, cały czas trzymając go mocno za rękę. Ból mieszał jej w głowie, nie wiedziała, co mówi. - Jamie, puść mnie. Wiem, że mi ufasz. -Wiesz? Uśmiechnął się łagodnie. - Dlatego tak mocno mnie trzymasz, ale teraz już puść. Pilnuj Gavina - starał się przemawiać łagodnym, kojącym głosem. - Tak - przyznała, próbując się skupić na jego słowach. - Pilnować Gavina. Tak, Marcusie. Ochronię go. Puściła wreszcie jego dłoń. - Tak dobrze, lassie. Słyszała, że się cofa, przyciągnęła kurczowo Gavina do siebie, położyła sobie jego głowę na podołku. - Zaraz przyjdzie Alec, Gavinie. Marcus jest z nami, wszystko będzie dobrze. Od głośnych nawoływań Marcusa potoczyły się po zboczu drobne kamienie. Jamie zamknęła oczy, jakby chciała odgrodzić się od hałasu. Skalny występ zaczął nagle wirować, myśli mieszały się w głowie. Ocknęła się dopiero, kiedy poczuła, że ktoś ciągnie ją za ręce. Otworzyła oczy, zobaczyła nachylonego nad nią Aleca. OBLUBIENICA - Alec - wyszeptała zdumiona i zachwycona. Próbowała mu pomóc, ale znowu poczuła przeszywający ból w ramieniu. Uśmiechnęła się blado. Ciągle jeszcze leżała na skalnej półce. Przeraziła się widząc jego zasępioną twarz. - Nie rób dla mnie skrzyni. Obiecaj, że nie zrobisz skrzyni. Widać, że nic nie rozumie. Patrzy na nią stropiony