Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
W domu wdowy okna i drzwi były otwarte na oścież, aby - w myśl zwyczaju - dusza syna mogła ulecieć do bogów. Przy ciele umarłego, złożonym pośrodku niewielkiej izby, czuwali sąsiedzi. Pojawienie się Izraelity wywołało wzburzenie. - Zabierzcie go stąd! - krzyczeli do strażników. - Czyż nie dość już zła, jakie wyrządził? Ten człowiek jest tak występny, że nawet bogowie Piątej Góry nie chcieli plamić swych rąk jego krwią! - Pozwólcie nam go zabić! - krzyczał ktoś inny. - I to zaraz, nie będziemy czekać na rytualną egzekucję! Wystawiając się na ciosy, obelgi i poszturchiwania Eliasz przedostał się do wdowy, która szlochała w kącie. - Mogę wskrzesić twego syna. Pozwól mi położyć na nim ręce - prosił. - Choć przez chwilę. Kobieta nie podniosła głowy. - Proszę, nawet jeśli będzie to ostatnia rzecz, którą zrobisz dla mnie w życiu, daj mi szansę, bym mógł odpłacić ci za twoją wielkoduszność. Kilku mężczyzn schwyciło Eliasza, by go od niej odciągnąć, ale on wyrywał się i walcząc z całych sił błagał, żeby pozwolono mu dotknąć zmarłego dziecka. Mimo iż był młody i silny, nie zdołał się oprzeć tłumowi i wyrzucono go za próg. - Aniele Pański, gdzie jesteś? - krzyczał w stronę nieba. Wszyscy zamarli, bo wdowa podniosła się i zbliżyła do Eliasza. Wzięła go za ręce i zaprowadziła do ciała zmarłego syna. Ściągnęła zakrywające go prześcieradło. - Oto krew z krwi mojej - powiedziała. - Niech spadnie na głowy twych najbliższych, jeśli nie uda ci się spełnić obietnicy. Izraelita podszedł do chłopca. - Zaczekaj - powstrzymała go. - Poproś najpierw swego Boga, aby wypełniło się moje przekleństwo. Serce Eliasza szamotało się, lecz wierzył w to, co powiedział mu anioł. - Niechaj krew tego chłopca spadnie na mych ojców i braci, na ich synów i córki, jeśli nie stanie się to, co zapowiedziałem. Pełen zwątpienia, świadomy wszystkich swych win i pełen obaw, "wziął go z jej łona, zaniósł go do górnej izby, gdzie sam mieszkał, i położył go na swoim łóżku. Potem wzywając Pana, rzekł: "O Panie, Boże mój! Czy nawet na wdowę, u której zamieszkałem, sprowadzasz nieszczęście, dopuszczając śmierć jej syna?". Później trzykrotnie rozciągnął się nad dzieckiem i znów wzywając Pana rzekł: "O Panie, Boże mój! Błagam cię, niech dusza tego dziecka wróci do niego!" Przez kilka chwil nic się nie działo. Eliasz znów zobaczył siebie w Galaadzie naprzeciw łucznika mierzącego w jego serce. Wiedział, że przeznaczenie człowieka często nie ma nic wspólnego z tym, w co się wierzy lub czego się obawia, więc czuł spokój i ufność, jak tamtego popołudnia, bo wiedział i to, że wszystko, co się zdarza, ma swój sens. Na szczycie Piątej Góry anioł nazwał ten sens "chwałą Boga". Wierzył, że nadejdzie dzień, gdy zrozumie, czemu Stwórca potrzebuje Swych stworzeń, by objawiać tę chwałę. Wtedy chłopiec otworzył oczy. - Gdzie jest moja mama? - zapytał. - Na dole, czeka na ciebie - odpowiedział uradowany Eliasz. - Miałem dziwny sen. Podróżowałem w jakiejś czarnej otchłani z prędkością o wiele większą od tej, z jaką biega najszybszy koń wyścigowy w Akbarze. Widziałem mężczyznę i wiem, że był to mój ojciec, choć nigdy go nie znałem. Dotarłem do cudownego miejsca, gdzie bardzo chciałem pozostać, ale jakiś inny mężczyzna - nie znam go, ale był dobry i odważny - poprosił mnie łagodnie, abym wrócił. Chciałem iść dalej, ale obudziłeś mnie. Chłopiec zdawał się smutny. Miejsce, do którego dotarł, musiało być rzeczywiście bardzo piękne. - Nie zostawiaj mnie samego, bo to ty zawróciłeś mnie z miejsca, gdzie czułem się bezpieczny. - Zejdźmy - powiedział Eliasz. - Twoja matka pragnie cię zobaczyć. Chłopiec próbował wstać, lecz był jeszcze za słaby, aby chodzić o własnych siłach. Eliasz wziął go na ręce. Na dole, w głównej izbie, wszystkich ogarnęło przerażenie. - Skąd tu tyle ludzi? - zapytał chłopiec. Nim Eliasz zdołał odpowiedzieć, kobieta wzięła dziecko w ramiona i zaczęła je, cała we łzach, całować. - Co ci zrobili, mamo? Dlaczego jesteś smutna? - Nie jestem smutna, synku - odparła ocierając łzy, - Nigdy dotąd nie byłam tak szczęśliwa. Padła na kolana i zaczęła wołać: - Po tym co zrobiłeś, poznaję, że naprawdę jesteś mężem Bożym i słowo Pańskie w twych ustach jest prawdą! Eliasz objął ją i poprosił, żeby wstała. - Uwolnijcie tego mężczyznę - zwróciła się do żołnierzy. - On zwyciężył zło, które spadło na mój dom! Zebrani nie mogli uwierzyć własnym oczom. Pewna młoda, dwudziestoletnia malarka, uklękła u boku wdowy. Inni, jeden po drugim, zaczęli robić to samo, nawet żołnierze, którym nakazano doprowadzić skazańca do więzienia