Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Dostał w lewą łapkę pod łokciem. Kość złamała się jak suchy patyk. Małpa wrzasnęła i wyskoczyła wysoko w powietrze. Spadając, chciała się chwycić gałęzi, ale bezwładne ramię odmówiło jej posłuszeństwa i zanim zdążyła się złapać drugą łapą, zleciała niżej. Chłopcy krzyczeli i podskakiwali z radości. — Trafiłeś go, Zajn! — cieszył się Abubaker. — Zabiję cię, diabelski złodzieju! — Zajn zakładał już do procy nowy kamień. Dżinni wdrapywał się z powrotem na górę, popiskując z bólu. Dotarł do długiego konaru, wiszącego nad tarasem. Zajn wystrzelił drugi kamień i trafił w gałąź tuż pod piersią małpy. Koczkodan pisnął i z dyndającą bezwładnie łapką umknął na koniec gałęzi. Wiedział, gdzie szukać ochrony. Jasmini usłyszała już jego krzyki i choć nie znała jeszcze ich przyczyny, nawoływała małpkę z niepokojem. — Dżinni! Co się stało, malutki? Chodź do mamusi! Koczkodan odbił się z gałęzi i wylądował na ramieniu dziewczynki, kwiląc i skrzecząc z bólu i przerażenia. — Poszukaj jakiegoś kija! — zawołał Zajn do młodszego brata. — Skończymy z tym małpiszonem! U stóp schodów ogrodnicy zostawili wiązkę bambusowych palików. Chłopcy chwycili po jednym i wbiegli na stopnie. Zajn, zasapany i roześmiany, wpadł na taras pierwszy. Zobaczywszy Jasmini ze zwierzątkiem w objęciach, stanął jak wryty. — Nie zbliżaj się do mnie! — krzyknęła dziewczynka. — Zostaw nas w spokoju, Zajnie al-Dinie! 518 Jej zdecydowanie na chwilę zbiło chłopaka z tropu, lecz zaraz zjawił się przy nim Abubaker, wołając: — To przecież tylko mała Jasmini. Dziecka się boisz? Ja ją przytrzymam; ty bierz małpę! Jasmini cofała się, przyciskając do piersi wystraszone zwierzę, a chłopcy postępowali za nią, potrząsając kijami i podbechtując się nawzajem. — Ten diabeł zeżarł moje ciastka. Zabiję go za to — groził Zajn. — Prędzej ja ciebie zabiję! — krzyknęła dziewczynka. Jednakże jej odwaga zaczęła już topnieć, a oczy nabiegły łzami. Dotarła do obrzeża niskiego zbiornika na deszczówkę i nie miała się już gdzie cofać. Jej towarzyszki rozpierzchły się, gdy tylko zobaczyły, na co się zanosi. Została sama. Choć drżały jej usta, próbowała przemówić do Zajna stanowczym tonem. — Zostaw nas w spokoju, bo powiem al-Amharze. Spuści ci lanie za to, co zrobiłeś z moją małpką! — Powiesz al-Amharze? — wyśmiał ją tłuścioch. — Niewiernemu, który je świńskie mięso? Ale się boję! Osaczali ją coraz bardziej. Abubaker przyskoczył nagle do niej i chwycił za kark. — Dawaj małpę! — zawołał, a Zajn złapał Dżinniego za nogę. Cała trójka zaczęła się szamotać i przepychać, walcząc o piszczące ze strachu zwierzę. Jasmini trzymała małpkę z całych sił, krzycząc wniebogłosy. Abubaker odginał po kolei jej palce, aż w końcu puściła Dżinniego i porwał go Zajn. — Oddaj go — prosiła przez łzy. — Proszę, nie rób mu nic złego. Zajn trzymał małpę za skórę na karku. — Chodź tu i zabierz mi ją, zanim zatłukę to śmierdzące bydlę na śmierć — rzucił drwiąco. Koczkodan raptem wykręcił głowę i zatopił ostre ząbki w nadgarstku chłopaka. Ten zawył z bólu i zaskoczenia i cisnął zwierzęciem do basenu. Na chwilę zniknęło pod powierzchnią, lecz zaraz wynurzyło się i popłynęło do krawędzi. Zajn wpatrywał się w krwawiący przegub. Jego ziemista twarz pociemniała z gniewu. — Ugryzł mnie! — wrzasnął. — Krew mi leci! — Przyskoczył do zbiornika i bambusowym kijem wepchnął głowę małpki pod wodę. Gdy tylko wynurzyła się z powrotem, dźgnął ją 519 znowu, rechocząc z sadystycznej uciechy. — Zobaczymy, jak umie pływać, diabelskie nasienie! Jasmini wyrwała się z uścisku Abubakera i skoczyła Zajnowi na plecy, okładając go z krzykiem pięściami po głowie i ramionach. Chłopak śmiał się szyderczo, nie zważając na razy i piski dziewczynki. Topił Dżinniego, spychając go pod wodę, gdy tylko się wynurzał. Małpa słabła szybko; parskała wodą, a mokre futerko oblepiało jej czaszkę. Brakowało jej już sił i powietrza do krzyku, lecz Jasmini wrzeszczała coraz przeraźliwiej: — Zostaw ją! Nienawidzę cię! Zostaw moje dzieciątko! Dorian pokonał ostatnie stopnie i stanął u szczytu schodów. Zorientowanie się w sytuacji zajęło mu kilka chwil. Bał się, że znajdzie Jasmini ranną lub nawet umierającą, ale gdy zobaczył, co wyprawiają z jej małpą dwaj duzi chłopcy, miejsce lęku zajął zimny gniew. Rzucił się ku nim. Abubaker dostrzegł go i zamachnął się kijem, lecz Dorian zrobił unik i grzmotnął przeciwnika barkiem w środek piersi. Ten poleciał do tyłu i wpadł na boczną ścianę tarasu, wypuszczając z ręki kij. Potem odwrócił się i rzucił do ucieczki po schodach. Dorian chciał przede wszystkim dopaść Zajna i uratować Jasmini. Przyskoczył do niego, a tłuścioch odwrócił się i podniósł bambusowy drąg. Ruchy krępowała mu jednak uczepiona jego grzbietu dziewczynka i cios był niezdarny. Dorian zablokował go, chwytając kij obiema rękami. Zaczęli się szamotać i wyrywać sobie bambus