Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Nie tylko nie przyjmuje jej poważnie i merytorycznie, ale pod wpływem negatywnych opinii jeszcze bardziej uszczelnia się w swojej światopoglądowej twierdzy. Co więcej, zarzuty a nawet obelgi obnosi chełpliwie jak żołnierz ordery. Sam zaś piętnuje wszystko, co mogłoby nadwątlić jego niewzruszone przekonania. I jeżeli pod tym względem pozostaje nieskazitelny, to przeważnie traci wrażliwość na inne własne cnoty i wady. Doktryner jest na ogół głęboko przekonany, że ma wyłączne prawo decydowania o tym co dobre, a co złe, co mogłoby świat ocalić, a co zgubić. Dlatego dąży usilnie do udaremnienia wszelkich pozadoktrynalnych prób optymalizacji bez względu na stopień ich skuteczności. W porywie żarliwej gorliwości jest gotów podpalić nawet taki stos, na którym spłonie jedyna szansa ocalenia. Jego wierność dla doktryny wyraża się w takiej postawie: „Niech raczej zginie świat, jeżeli nie ja miałbym być tym, który go ocali!” – Doktrynerstwo to jeszcze jedna forma współczesnego terroryzmu, tyle że zalegalizowana i uzacniona. Ułomność istniejącej obecnie cywilizacji poczęła się z pychy doktrynerstwa i trwa dzięki jego arogancji. Jednak życie we współczesnym świecie skazuje każdego z nas na takie lub inne doktrynerstwo. Egzystowanie poza sferą wpływów jakiejkolwiek doktryny równa się banicji lub ostracyzmowi. Ludzkość dusi się w klimacie tej rozumności swoich ideologów i liderów oraz lojalności i zacności ich zwolenników i wyznawców. Uleczyć świat z doktrynerstwa mogłaby tylko jasna, ostra świadomość własnej niewiedzy. Niewiedzy o sobie samym, o miejscu, w którym się jest, o swojej przeszłości i swoim pochodzeniu, o usytuowaniu ludzkiej egzystencji w szerokiej skali rzeczywistości, o mechanizmach rządzących tą egzystencją i tą rzeczywistością. Dopiero taka świadomość otwiera drogę dalszego rozwoju indywidualnego, dokonującego się nie poprzez twórczość masowo sterowaną lecz niezależną i spontaniczną. – Czekamy na drugiego Sokratesa, który uświadomi ludziom ich nierozumność, wskaże granicę poza którą myśl już nie sięga, wyleczy z pychy tkwiącej w bezgranicznym zaufaniu do własnego rozumu, nauczy nie wiedzieć i wiedzieć, że się nie wie. 24 * * * Biblia, uznawana do niedawna przez ludzi świeckich za lokalną kronikę dziejów ludu izraelskiego, zbiór dawnych legend i mitów, wtargnęła znów w naszą racjonalną współczesność. Nie można sobie pozwolić na to, aby ją zignorować. Jest ważna, wdziera się do wyobraźni, prowokuje mnóstwo sprzecznych domysłów i reakcji, zadziwia, budzi nadzieję i obawę, zachwyt i zgrozę, fascynuje i oburza. Narzuca swoją niekwestionowaną obecność głuchym niepokojem, naglącą potrzebą zrewidowania ustalonych opinii i ponownego rozważenia naszych racjonalnych i nieracjonalnych światopoglądów. Czytając Stary Testament trudno czasem oprzeć się podejrzeniu, że tam właśnie, na stronicach opisów dawnych historii, pozornie nie mających związku ze współczesnością, narodziły się i utrwaliły pewne aksjomaty i schematy ludzkiego myślenia, reagowania, oceniania i postępowania. Że księga ta obdarzyła ludzkość wizją niewyobrażalnie wspaniałej, obiecanej przyszłości, a jednocześnie obarczyła bagażem tradycji, która zaciążyła na dziejach kultury w sposób uniemożliwiający realizację tej wizji. Bóg w pierwszym okresie po stworzeniu świata rad był ze swego dzieła. Ale po pewnym czasie dzieło okazało się nie tak znakomite, jak się wydawało na początku. „Żałował Pan, że uczynił człowieka na Ziemi i bolał nad tym w sercu swoim.” Wkrótce jednak ukrył rozczarowanie i zawód, i więcej o tym oficjalnie nie wspominał. Odwrotnie, domagał się nieustannych hołdów i pochwał, posłuszeństwa, czci i miłości… – Przyjęto powszechnie, że świat jest dziełem doskonałym, bez zarzutu. Zdarzające się uchybienia i niedostatki są zawinione przez poddanych. Ten schemat został przyswojony na stałe. Kolejni władcy, nawet ci mniej lub więcej nieudolni, których twory nie dorastają do pierwotnych zamierzeń, usiłują mimo to narzucić poddanym bezkrytyczną akceptację i pełne uznanie. Pewne braki, które można zaobserwować i których zignorować nie sposób, tłumaczy się wpływem lub działalnością wrogów aktualnego władcy. Władcy zmieniają się, jak również kryteria służące odróżnianiu wrogów od wybranych, ale schemat pozostaje stale ten sam. Pan obiecał Izraelitom ziemię mlekiem i miodem płynącą, ale żeby ją posiąść, musieli przedtem wytracić swoich wrogów: Chetejczyków, Amorejczyków, Kananejczyków, Peryzyjczyków, Jebuzejczyków i wielu innych. Ten biblijny schemat jest powielany w dziejach wielokrotnie. W utrwalonych przekonaniach i potocznych opiniach taki sposób dążenia do naprawy świata, jakim jest wytracenie wrogów, mimo licznych niepowodzeń uchodzi wciąż za niezastąpiony. Rzymianie wytracali pierwszych chrześcijan, aby zachować chwałę wielkiego cesarstwa. W kilka wieków później chrześcijańscy inkwizytorzy wytracali heretyków z niezachwianym przekonaniem, że w ten sposób torują wybranym drogę do zbawienia. Dwudziesty wiek wynalazł nowe zasady wytracania. Hitler uznał i uzasadnił tak nieodparcie, że przekonał prawie pół świata, że należy wytracić Słowian i Żydów, aby zrobić miejsce dla rasy nordyckiej i stworzyć doskonałe tysiącletnie państwo. Komuniści przewidywali naukowo, że po wytraceniu wrogów klasowych udostępnią ludowi bezkonfliktowy, społeczny raj. Dobroduszni z pozoru świadkowie Jehowy obiecują solennie rychłe nadejście Królestwa Bożego, informując pogodnie, że przedtem Bóg wytraci trzy miliardy grzeszników. – Do tej pory wodzowie, ideolodzy, przywódcy prowokują wytracanie raz tych, raz innych, w imię szczęścia reszty ludzkości. Jednak w procesie wytracania wrogów wybrani tak nikczemnieją, pełniąc swoje katowskie funkcje, że po pewnym czasie już nie tylko inni, ale nawet oni sami przestają wierzyć w to, że mogliby zostać powołani do spełnienia wielkiego posłannictwa. Podleją i karleją w oczach cudzych i własnych. A wtedy ci najbardziej krytyczni i wrażliwi spośród nich wycofują się z szeregów i przechodzą na stronę wytracanych wrogów, wydając się w ten sposób na pastwę oprawców. I tak przez dzieje dokonuje się jakaś potworna selekcja. W miarę jak podleją lu- 25 dzie, doskonalą się metody wytracania. W naszych czasach wynaleziono koncentracyjne obozy zagłady i metody polityczne, które całym narodom i społeczeństwom narzucają system autodegradacji ekonomicznej, umysłowej i moralnej, aby sami nawzajem mogli się wytracać