Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- Myślałam, że od dawna jesteś w łóżku. - Co... druga godzina? Uzmysłowiła sobie, że Lorenzo... Weszła do lśniącej czystością kuchni. Wszystko stało na swoim miejscu. Każda patelnia błyszczała. Na drzwiach lodówki zobaczyła kartkę. Spałaś jak dziecko, więc cię nie budziłem. Dobranoc, słodkich snów. Uśmiechnęła się wzruszona troskliwością Lorenza. Jednak po chwili uśmiech nieco przygasł. Pomyślała o czymś innym. Czy wrażenie muśnięcia warg było jedynie wytworem jej sennej wyobraźni'.' ROZDZIAŁ C Z W A R T Y Ostatniego dnia pobytu Lorenza w Nowym Jorku Helen zajrzała do jego pokoju i zastała go w gorączce pakowania. - Prawie skończyłem - powiedział. - Teraz wpadnę jeszcze do ,JFives" uzgodnić kilka szczegółów. Pójdziesz ze mną? - Nie wiem, chyba tak - odparła, pamiętając, że zaraz wyjeżdża. Wizyta w „Fives" zajęła godzinę, następną spędził, wynajmując dodatkową powierzchnię magazynową. Wreszcie skończył. Zostały jeszcze trzy godziny do chwili, kiedy miała odwieźć go na lotnisko. Zajrzeli do baru, ale rozmowa nie kleiła się, jakby nagle zabrakło im tematów. Wracali przez Central Park. Po szarościach zimy drzewa pozieleniały i okryły się białymi i różowymi kwiatami, pięknie kontrastującymi /. błękitem nieba. Wziął ją za rękę i ruszył wolnym krokiem. Dokąd ją prowadzi? Szybko zorientowała się, że chodzą bez celu. Spacerowali przez godzinę, a jej zrobiło się ciężko na sercu. Czuła się niczym w ostatnim dniu wakacji, kiedy jest się jeszcze w ulubionym miejscu, ale to już definitywny koniec. - Chyba pora jechać - zdecydował wreszcie. Zawiozła go na lotnisko i poczekała, aż przejdzie przez odprawę pasażerską. - Wywołają mnie dopiero za kilka minut - powiedział. -Chodżmy się czegoś napić. Kupił Helen sok pomarańczowy, sobie szkocką i usiedli 50 LUCY GORDON ZDĄŻYĆ DO PALERMO 51 uśmiechnięci. Rozmawiali o tym. o czym zwykle mówią ludzie, kiedy nie ma nic do powiedzenia. - Wszystko wziąłeś? - spytała. - Jeśli czegoś zapomniałem, to i tak już za późno. Bilet i paszport mam, więc nie jest tak źle. - To prawda. Milczenie. - We Włoszech pewnie jest piękna pogoda - odezwała się dzielnie. - Przecież to wiosna. Sycylia jest teraz piękna. Wszystko kwitnie. - Cieszysz się, że wracasz? - Nie mogę się doczekać, kiedy znów wszystkich zobaczę. Ale tu przeżyłem wspaniałe chwile. - Ja też. - Będziesz miała kłopoty z rodziną po moim wyjeździe? - Powiem, że zmieniliśmy zdanie. Cóż mogą na to poradzić? I tak dowiedzą się o tym, gdy ty będziesz już bezpieczny w samolocie - dodała prowokującym tonem. - Dzięki - odparł z przejęciem. - Ale naprawdę nie chciałbym przysporzyć ci kłopotów. - Nie martw się. - Mam nadzieję, że Giorgio... - Giorgio zawsze wyskoczy z czymś niemiłym. Jeśli spróbuje jeszcze, to go usadzę. Potrafię sobie radzić z przeciwnościami. - Pamiętam. Powróciło wspomnienie wieczoru, kiedy się poznali. Oboje dobrze wiedzieli, że ten nieszczęsny, zainscenizowany pocałunek położył się cieniem na ich znajomości. Wiedzieli również, że problem pozostał nie rozwiązany. - Może z czasem polubią Erika - podsunął Lorenzo. - Kiedy już wybaczą ci, że wolałaś go ode mnie. Wolę jego niż ciebie? Nie powinieneś tego mówić, pomyślała smętnie. - Teraz będę z nim pracowała. W gruncie rzeczy cieszę się, że jeszcze dziś zajmiemy się pewnymi pilnymi sprawami. - Bądź ostrożna - uśmiechnął się. - W hotelach pełno jest wrednych typów, - Przy Eriku będę bezpieczna. Zawsze zachowuje się jak stuprocentowy dżentelmen. - Nikt mnie nie oskarżył o bycie dżentelmenem - uśmiechnął się znowu, a jej zrobiło się przykro, bo uświadomiła sobie, jak bardzo będzie jej brak ciepła i promiennej radości, którą z sobą wnosił. Wyjeżdżał i mogła go już więcej nie zobaczyć. - Jeśli się ośmielą, oświecę ich - zapewniła Lorenza. Dziesięć minut do odlotu. - Najważniejsze, że kierujesz własnym życiem, nie pozwalając rodzicom, by robili to za ciebie - przypomniał jej. - Dzięki twojej pomocy. Wykiwaliśmy ich, prawda? - No pewnie. Milczenie. - Jeszcze drinka? - spytał rozpaczliwie. - Tylko sok pomarańczowy. - Jasne, nie chcę, żebyś podpadła w pracy. Skoro jesteś umówiona z Erikiem, to pewnie się spieszysz. - Pomacham ci, kiedy będziesz w hali odlotów, ale nie poczekam do startu... - Nie oczekuję aż tak wiele, jesteś zajęta. - I słusznie. Słusznie. Milczenie. - A co Erik na to? - spytał. - Na co? ~ No, że ty i ja widywaliśmy się często w tym tygodniu? 52 LUCY GORDON ZDĄŻYĆ DO PALERMO 53 - Wspomniał o tym. kiedy dzwonił wczoraj wieczorem. Był zadowolony, że pilnuję interesów hotelu. - To wszystko? - zdenerwował się Lorenzo. - Tak, Na szczęście. - Tak, jasne, ale jak słyszę... to znaczy, jeśli dziewczyna... no tak, masz rację. Dobrze, że jest taki rozsądny. Tak. Jasne. Dobra. Pięć minut. Podano drinki. Cztery minuty. Czas pędził nieubłaganie. Wiedziała, że powinna coś powiedzieć, ale nie bardzo wiedziała co, a za chwilę będzie za późno