Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
— Muszę napić się trochę kawy — odezwał się Chesser. — Ja także. Powiedz mu, niech się gdzieś zatrzyma. — Mogę zaczekać — powiedział Chesser. Zabrzmiało to raczej oznajmująco niż pytająco. Maren przesunęła się do przodu i nacisnęła przycisk na tabliczce umieszczonej przed nimi. Otworzył się płytki schowek. Ich oczom ukazały się dwie plastikowe, identyczne fiolki zawierające czerwone i niebieskie tabletki, karafka z wodą źródlaną Evian i kryształowa szklaneczka. Wszystkie stały pionowo w specjalnych podstawkach. — Nie ma kawy — powiedziała Maren, zamykając schowek, — ale jest cieplej, kiedy się pochylisz do przodu. O tak — Zademonstrowała, co ma na myśli, a potem ześliznęła się na wyłożoną pluszowym dywanikiem podłogę. — A tu jest nawet jeszcze cieplej — oświadczyła. Chesser poszedł za jej przykładem i także usiadł na podłodze. Dotąd nie wiedzieli, dokąd jadą, a teraz nie mogli tego nawet zobaczyć. — Myślę, że nie chodzi im o diamenty — stwierdziła Maren. W jej głosie zabrzmiało lekkie rozczarowanie. — Może zostaliśmy porwani — zasugerował Chesser. — Pomyślałam już o tym. — Jesteś warta fortunę. — Tak, jak i ty. — Ja? A któż zapłaciłby za mnie okup? — Ja — obiecała mu. Pocałował ją, ponieważ to zasługiwało na pocałunek. Biały Rolls przejechał około 45 mil szosą A-2. Nie opuszczał prawego pasa, wyprzedzając wszystkie samochody i mijając po drodze tablice: Hindhead, Liphook, Cowplain i Horndean. Tuż przed Petersfield zjechał z A-2 na podrzędną drogę, którą jechał jeszcze 18 mil. Pomiędzy miasteczkami Petworth i Fittleworth w Zachodnim Sussex wykonał jeszcze jeden skręt, pokonał kolejne trzy mile krętej drogi i stanął przed główną bramą rezydencji Clyde'a Massey'a. Kierowca wysiadł szybko i otworzył tylne drzwi. Chesser i Maren oderwali się z bólem od siebie, z trudem wyciągając kości. Chesser czuł się jak sparaliżowany. Wysiadając z auta, omal nie upadł. 40 Maren oceniła posiadłość szybkim spojrzeniem. Był to prawdziwy dom z epoki króla Jerzego, zbudowany z omszałej, czerwonej cegły — trzypiętrowy — osiadły tak głęboko, że okna parteru znajdowały się tuż nad powierzchnią gruntu. Na spadzistym, pokrytym dachówką dachu widać było mnóstwo szerokich kominów świadczących o obecności licznych kominków. Dom był pięknie zachowany lub troskliwie odrestaurowany i oczywiście dbano o niego. Okna jaśniały świeżą bielą. Maren oceniła go na trzydzieści pokoi. Liczba ta była mniejsza od faktycznej o dziesięć. Otworzyły się drzwi wejściowe. Służący, ubrany całkowicie na czarno, pośpieszył, aby odebrać Maren jej torebkę. Nie pozwoliła na to, więc, idąc przed nimi wprowadził ich, poprzez imponujący, centralny hali do dużego pokoju przyjęć i odszedł bez słowa. Pokój został umeblowany z ekstrawagancją — pretendującą do dobrego smaku. W większości, meble pochodziły z okresu Regencji, ale było też parę adamów ł sheratonów z dodatkiem mebli włoskich. Część podłogi przykryto kobiercem z manufaktury Savonnerie we Francji, a ściany wyłożono tapiserią z Aubusson. Maren usiadła na pokrytym adamaszkiem taborecie w stylu Ludwika XIV. Znalazła w torebce przybory do makijażu i położyła je obok siebie. Wyjęła z niej także dużą, kupioną u Masona Pearsona szczotkę i szybkimi pociągnięciami zaczesała włosy. Potem zaczęła malować twarz, korzystając z odbicia w wypolerowanej powierzchni blatu niskiego, antycznego stoliczka. Nie było to łatwe — odbicie jej twarzy było odwrócone, a ona musiała się śpieszyć. Wygładzając cieniutką warstwę podkładu zapytała: — Dlaczego on chce ciebie widzieć? — Kto? — Clyde Massey. — Myślisz, że to jest naprawdę Massey? — przekomarzał się Ches-ser. — Oczywiście. Cały czas o tym wiedziałam — rzuciła okiem na Chessera, sprawdzając jego reakcję. Próbował szczotką zmusić swoje rozwiane wiatrem włosy do posłuszeństwa, ale bezskutecznie. — Spróbuj na mokro — poddała mu pomysł. Chesser znalazł kilka kryształowych karafek na stoliczku. W jednej z nich znajdował się przeźroczysty płyn. Wyjął korek, nalał odrobinę płynu w zagłębienie dłoni i powąchał. To był gin. Zobaczył srebrną, pokrytą 41 siatką butlę z wodą sodową. Nacisną} ostrożnie przycisk, ale naładowana dwutlenkiem woda trysnęła, powodując mały bałagan. Wtarł syczącą wodę we włosy, wyszczotkował je najlepiej, jak potrafił i pochwalił się Maren. • — Wyglądasz jak Nick Charles — powiedziała. — Kto? — Detektyw z filmów archiwalnych. Widziałam go w telewizji będąc z Jean MarcMem w Ameryce. Nie spaliśmy po nocach i oglądaliśmy — powróciła do swojego makijażu. Chesser wymamrotał, że jemu nie zależy; mógłby nawet wyglądać, jak przylizany hiszpański sutener. Podszedł, aby przyjrzeć się z bliska tapicerii z Aubusson. Zastanawiający był powód, dla którego znaleźli się tutaj, w rezydencji Clyde'a Massey'a. Jego zdaniem Massey prawdopodobnie pomylił go z inną osobą. Dotknął włosów z nadzieją, że wyschną na czas i nie będą wyglądać, jak wypomadowane. Maren zdążyła w samą porę. Kiedy upychała przybory do makijażu w torebce, otworzyły się drzwi. Nie stanął w nich Massey, a tylko służący w czerni i uprzejmym gestem zaprosił ich do pójścia za sobą. Minęli kilka innych, równie imponujących pokoi. Idąc, mieli okazję rzucić okiem na Bonnarda, Moneta, Pissarra, Degasa, Yermeera oraz pokaźny szkic Lautreca. Na koniec wkroczyli do czegoś, co najwyraźniej służyło za „salę słońca", jak Anglicy nazywają zimowe ogrody