Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Dekę uniósł w górę brwi. Wyglądał na rozbawionego. - Pytałeś ją, czy zamierza niedługo wyjechać? - Nie. - Masz jakiś problem? Dlaczego nie możesz jej zadać prostego py tania? - Może nie chcę znać odpowiedzi. - Aha. Napili się piwa. - Mam pomysł - powiedział po chwili Dekę. - Tak? - Powiedz jej, że chciałbyś, aby została jeszcze na sobotę i poszła z tobą na przyjęcie, bo Cassie będzie się lepiej czuła. - Uważasz, że to poskutkuje? - Jasne. Leonora chciałaby, żebym zajął się Cassie. Myślę, że zosta łaby jeszcze parę dni i wybrała się na przyjęcie, gdybyś ją przekonał, że w ten sposób pomoże Cassie. - To podstęp. - Tak - przyznał z dumą Dekę. - Sam to wymyśliłem. Thomas zastanawiał się przez chwilę. - Dobrze, spróbuję. - Doskonale. Możesz powiedzieć Leonorze, że stanowisko, które stworzyliśmy dla niej w Domu Luster jest na dłużej. Doszedłem do wnios ku, że ma rację. Kolekcja jest cenna i powinna zostać skatalogowana oraz wprowadzona do Internetu. Fundacja Bethany Walker będzie dawała na to pieniądze. - Wspomnę jej o tym. Dekę spojrzał na czubki swoich sportowych butów. - Sporo czasu minęło, odkąd umawiałem się z kobietami. 199 no. - Nie martw się, to jedna z tych rzeczy, których się nie zapomina. - Coś takiego jak algebra Boole'a, co? - Mniej więcej. Dam ci dobrą radę. - Jaką? - Zgól brodę. Dekę spojrzał na niego ze zdumieniem, a potem uśmiechnął się smut - N i e uważasz, że mam swój styl? - Tutaj liczy się opinia Cassie, a mam wrażenie, że jej się twoja broda nie podoba. Dekę przeczesał palcami brodę. - Margaret Lewis też się nie podobała. - No, proszę. To przesądza sprawę. Sami mówiliście, że to sekretar ki rządzą. Zaczekał, aż Dekę wyjdzie, i zadzwonił do Leonory. Odebrała po pierwszym dzwonku. - Czy nadal jesteś zainteresowana promocją intymnego związku mię dzy Cassie a moim bratem? - Wydaje mi się, że całkiem nieźle sobie radzą. - Dekę chce ją zaprosić na przyjęcie w sobotę wieczorem. Zasuge rował, że czułaby się pewniej, gdybyśmy poszli we czwórkę. Mam jed nak wrażenie, że to on się denerwuje. - To znaczy zapraszasz mnie na przyjęcie, ponieważ sądzisz, że two jemu bratu przyda się nasze moralne wsparcie? - Nie wierzysz, co? - Dekę i Cassie są dorośli i główny problem już chyba rozwiązali. Na pewno dadzą sobie radę. Thomas podszedł do okna. Noc nadchodziła szybko. Nie widział mgły nadciągającej znad wody, ale wydawało mu się, że czuje jej ciężar. - Dobrze, sformułuję to inaczej. Czy nie wybrałabyś się na przyję cie w Domu Luster w sobotę wieczorem? - Z tobą? - Tak, proszę pani. Ze mną. - O, tak - powiedziała cicho. - Tak, bardzo chętnie. W oknie odbijała się jego uszczęśliwiona twarz. - I jeszcze coś. Dekę prosił, abym ci powtórzył, że zgadza się z tobą co do znaczenia kolekcji. Mówi, że fundacja Bethany Walker będzie na dal finansować ten etat, jeśli zgodzisz się tam pracować aż do zakończe nia zadania. 200 Leonora milczała przez chwilę. - Zastanowię się - obiecała w końcu. - Przypuszczalnie zabierze mi to parę miesięcy. - Tak. - Thomas pomyślał, że w ciągu paru miesięcy może wiele zdziałać. Leonora milczała. - Oczywiście mogę się też przenieść do Melba Creek. - Thomas... - Za bardzo na ciebie naciskam, prawda? - Musimy być ostrożni... - Jasne. Ostrożni. Trzeba zawsze mierzyć dwa razy, dopiero potem ciąć. Stara prawda. Leonora zaskoczyła go swoim śmiechem. - Nie zamierzałam niczego ciąć. - Nie masz pojęcia, jak mnie to pociesza. - To przyjdź na kolację, będziemy razem dalej myśleć. I weź psa. - Dobrze. Wezmę też moje narzędzia. - Chcesz mi znów zademonstrować swoje niesamowite umiejętno ści? - Poczekaj, aż zobaczysz, co robię z wiertłem. Tej nocy Thomas kochał się z Leonora niespiesznie i zmysłowo. W pewnym momencie pomyślała, że działa jak prawdziwy mistrz, zaj mujący się nawet najdrobniejszymi detalami. Kto by pomyślał, że będzie tak wrażłiwa w tym miejscu? - Thomas... - Sciśnij trochę mocniej. - Thomas... - Właśnie. Tak jak teraz. Coraz ciaśniej. Teraz naprawdę czuję te wszystkie drobne mięśnie. - Thomas... - Nie, nie możesz poruszyć żadną inną częścią ciała. Tylko tą jedną. Pracujemy bardzo precyzyjnym narzędziem. - Do diabła, Thomas! - Sfrustrowana do granic wytrzymałości ze rwała się z łóżka. Roześmiał się cicho, kiedy się na nim położyła. Po chwili, gdy oboje przeżyli intensywny orgazm, przestał się śmiać. Długi czas potem przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił. Zasnęła rozluźniona, rozgrzana i bezpieczna. Jej ostatniąmyśląprzed zaśnięciem było przekonanie, że nic jej się tej nocy nie przyśni