Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
być smutna, zaharowana, w jednej ósmej czarna kobieta. — Zdaje się, że wszystko, poza samym napisaniem, zrcrbił dla tej książki John Wolf — rzekła Helen. — Szkoda, że to nie on ją napisał — powiedział nagle Garp. Przeczytał po raz drugi „Świat według Bensenhavera" i ogarnęły go wątpliwości. W „Pensjonacie Grillparzer", myślał, była jakaś pewność dotycząca zachowania się świata. W „Świecie według Bensenhavera" Garp czuł się mniej pewny — znak, że jest coraz starszy; ale artysta, wiedział również, powinien być też i coraz lepszy. Z maleńką Jenny i jednookim Duncanem wyruszyli pewnego chłodnego sierpnia z Nowej Anglii do Europy. Większość ludzi, którzy zamierzali odbyć podróż przez Atlantyk, wybierała się w przeciwnym kierunku. — Dlaczego nie poczekacie i nie wyjedziecie dopiero po Dniu Dziękczynienia? — zapytał ich Ernie Holm. Ale „Świat według Bensenhavera" miał wyjść w październiku. Do Johna Wolfa dotarły różne głosy w odpowiedzi na nie poprawioną korektą książki, którą rozesłał po ludziach w ciągu lata. Wszystkie głosy były pełne entuzjazmu: albo entuzjastycznie chwaliły książkę, albo ją entuzjastycznie potępiały. Miał kłopot z utrzymaniem w tajemnicy przed Garpem pierwszych egzemplarzy „Bensenhavera", a w szczególności obwoluty. Ale entuzjazm samego autora dla książki tak był ogólnie rzecz biorąc nikły, że udało mu się sprawę odwlec. Garp był teraz podniecony perspektywą podróży i ciągle mó- 424 wił o książkach, które zamierzał napisać. („Dobry znak" — powiedział do Helen John Wolf.) Jenny i Roberta odwiozły Garpów do Bostonu, skąd mieli samolot do Nowego Jorku. — Nie bój się samolotu — powiedziała Jenny __ na pewno nie spadnie. — O rany, mamo, co ty wiesz o samolotach, spadają bez przerwy. — Machaj cały czas rękami jak skrzydłami — poradziła Dun-cancwi Roberta. — Nie strasz go, Roberta — zwróciła jej uwagę Helen. — Ja się wcale nie boję — zaprotestował Duncan. —• Póki twój tata będzie mówił — rzekła Jenny — to na pewno nie spadniecie. — Jeśli nie przestanie mówić — powiedziała Helen — na pewno nigdy nie wylądujemy. — Widziały, że Garp jest napięty. — Jeśli ze mnie nie zejdziecie, będę całą drogę pierdział — powiedział Garp — i wylecimy w powietrze. — Pisz często —• przypomniała mu Jenny. Wspominając starego poczciwego Tincha i jego ostatnią podróż do Europy, Garp powiedział do matki: — Tym razem, mamo, mam zamiar cały czas ch-ch-chłonąć. Nie napiszę ani sł-sł- słowa. — Roześmieli się oboje, a Jenny Fields uroniła nawet łzę, chociaż zauważył to tylko Garp; pocałował matkę na do widzenia. Roberta, która po zmianie płci zaczęła całować niesłychanie dynamicznie, ucałowała każde z nich po kilka razy. — Jezu, Roberta — powiedział Garp. — Będą się opiekowała mamą podczas waszej nieobecności — zapewniła ich obejmując swoim gigantycznym ramieniem Jenny, która nagle wydała się przy niej bardzo mała i bardzo siwa. — Nie potrzebuję niczyjej opieki. — To mama się wszystkimi opiekuje — rzekł Garp. Helen uściskała Jenny, ponieważ wiedziała, jak bardzo jest to prawdziwe. Z samolotu Garp i Duncan patrzyli, jak Roberta i Jenny machają im z tarasu dla odprowadzających. Nastąpiła 425 zmiana miejsc, ponieważ Duncan chciał siedzieć po lewej stronie przy oknie. — Miejsce po prawej jest równie dobre — powiedziała stewardesa. — Ale nie dla kogoś, kto nie ma prawego oka — wyjaśnił jej Duncan uprzejmie i Garp ucieszył się na myśl, że chłopiec już w tym stopniu odzyskał pewność siebie. Helen z maleństwem siedziała naprzeciwko nich po drugiej strome przejścia. — Widzisz babcię? — spytała Duncana. — Tak. Chociaż nagle na tarasie zrobiło się tłoczno, ponieważ wszyscy chcieli być świadkami startu, Jenny Fields jak zwykle rzucała się w oczy w swoim białym stroju, mimo że była niewysoka