Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Akurat! Bior, jakby si nale|aBo, jakby ich wBasnym Siedliszczem byB dom Reginy z takim mozoBem wydzwignity  z czego? z bBota, z topieli, z najwikszej ndzy. BywaBo z ni ró|nie. Stasia nie B|e. Tylko ona j w biedzie ostatniej przygarnBa, przyhoBubiBa, zgin nie daBa. Dlaczego wic teraz w Reginie wszystko a| dba staje przeciw jedynej siostrze? Nie umiaBa si w tym rozezna. Regina wiedziaBa dobrze, co si kryje za kolejn chorob 6 szwagra. Dra|niB j rozmazany, powolny gBos StanisBawy, która narzekaBa na doktora w Acznej, nieskuteczne lekarstwa, rosnce wydatki. Wieczne labiedzenie... Kogo ona chce oszuka? Siebie? A gdyby jej prawd wygarn, nadmie si, nabuDdziuszy, zacznie pomstowa, wyklina w |ywy kamieD wszystkich, co jej rodzin oczerniaj. ZBo[liwo[ci w plotkach nie brak, ale... W takiej niewielkiej wiosce ludzie si znaj, jzyków im nie zawi|e, a powodów do gadania dosy. Szwagier niby na zarobek poszedB, bo gospodarz byB z niego nie przymierzajc jak z koziego zadka trba. Z brami stale na udry, bo tam od lat na kupie wszystko siedziaBo i o jedno jajko procesy szBy, jak je podzieli, skoro nie wiadomo, od czyjej kokoszy; baby z pazurami do oczu sobie skakaBy, kudBy wyrywaBy, a co pomstowania, dogryzków, podmiatania sobie wzajem [mieci i brudów, na woBowej skórze by nie spisaB. Bracia na zabawy chadzali razem, pijali i bijali razem, ale na tym si ich wspólnota koDczyBa. Na co dzieD |arli si midzy sob jak te psy o wymoktany gnat. Stary Maszczak |yB wprawdzie, ale do podziaBu nie dopuszczaB i majtku na dzieci odpisa nie chciaB. Mo|e si baB? Z po[cieli prawie ju| nie wstawaB i zrobiBby najlepiej, gdyby nareszcie zabraB si do piachu. Twardy byB jednak. Z tych  co to ich koBkiem nie dotBucze. Starania nikt tam prawie o niego nie miaB, bo wiedzieli, |e dBugo nie pocignie i po|ytek z takiego rupiecia |aden. KBopot tylko i zgryzota. Jeden z synów przynapity kapk, kiedy mu akurat pienidzy na siwuch zabrakBo, próbowaB, niby |artem, skór staremu wyBoi, |eby wyznaB, gdzie ukryB fors na pochówek. Ale dziadyga, cho poturbowany, nie powiedziaB nic, a Wi[ka, jak ta gBupia, na milicj doniosBa. Ogldziny wtedy byBy, siniaki staremu spisali dokumentnie i zapowiedzieli caBemu potomstwu, |e za dalsze obra|enia mogliby grubo sobie bekn. O dotychczasowe dziad skar|y nie chciaB. Widocznie go-znów tak bardzo nie bolaBo. Na tym si niby skoDczyBo. Grzyba zostawili w spokoju, za 7 to hajda na Wi[k, |eby j ukróci. Inna by si poryczaBa omijaBa bokiem. A ta kocica na pogró|ki  w [miech. Pod boki si wziBa i drwi: Spróbujcie mnie aby tkn! A |e pewno[ci nie mieli, na co ta wariatka powa|y si, wic jej to uszBo na sucho. Tylko do StanisBawy ciurkiem czepiali si, ale ona ju| wzwyczajona, |e ka|dy do niej z pretensj. Mo|e tam i popBakaBa, ale kto by si przejmowaB. Wiadomo: letni deszcz i babi pBacz przeczeka lepiej, bo niedBugi, i zaszkodzi te| nie mo|e