Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Podejrzewano dość powszechnie, że popełnili morderstwo ludzie ze służby albo ze straży, przekupieni względnie zastraszeni przez Arbogasta. Ten bowiem musiał zdawać sobie sprawę, że posunął się za daleko. Przede wszystkim zaś lękał się, by Walentynian nie znalazł sobie możnego obrońcy. Mógł być nim czy to inny wódz germański – a chętnych do objęcia stanowiska tak wpływowego na pewno nie brakowało! – czy też sam Teodozjusz. Wreszcie i ta okoliczność zdaje się popierać przypuszczenie, że Walentyniana zamordowano: młody cesarz, choć nie ochrzczony, należał do pobożnych i gorliwych wyznawców nowej religii; ta zaś jak wiadomo, zawsze traktowała samobójstwo jako grzech najcięższy. Ciało zmarłego przewieziono wkrótce z Wienny do Mediolanu i złożono tymczasowo w pałacu. Czekano, kiedy zadecyduje cesarz, gdzie ma się odbyć pogrzeb. Teodozjusz zaś zwlekał aż przez dwa miesiące, aż do końca sierpnia! Siostry Walentyniana, obie niezamężne, Justa i Grata, opłakiwały brata przez całe dwa miesiące codziennie i z ogromną żałością; nawet biskup Ambroży usiłował powściągać je i napominać. Podobnie bolała siostra trzecia, Galla, żona Teodozjusza; przebywała wtedy zapewne wraz z nim w Konstantynopolu. Cesarzowa rozpaczała tym bardziej, że obawiała się, by nagła śmierć brata nie wpłynęła w przyszłości zgubnie na losy jej samej i maleńkiej córeczki, Galli Placydii. Wiedziała doskonale, jaką nienawiścią darzy ją Arkadiusz, starszy syn Teodozjusza z pierwszego małżeństwa; a nienawiści tej dał wyraz niedawno, bo zaledwie w roku 390, kiedy to korzystając z nieobecności ojca po prostu wypędził ją, swoją macochę, z pałacu w Konstantynopolu. Trudno wyrokować nam po tylu wiekach i przy nader skąpych informacjach, jakie były rzeczywiste powody owej wrogości, zapewne obopólnej, i kto ponosił główną winę: podejrzliwość Arkadiusza? Duma Galli? Intrygi dworaków? Możemy natomiast stwierdzić dziś, że troski i niepokoje Galli miały wnet okazać się bezprzedmiotowe: oto ona sama zmarła już w dwa lata po śmierci brata, to jest w roku 394, w czasie porodu. Życie zaś córki, Galli Placydii, osieroconej najpierw przez matkę, a w rok później przez ojca, układało się wprawdzie burzliwie, bo taka była epoka, lecz w końcu zawsze pomyślnie. Jako młoda dziewczyna została pojmana w roku 410 w Rzymie przez Wizygotów; musiała poślubić jednego z ich wodzów, Ataulfa. Po jego 81 Zosimus, Historia Nova, IV 53.śmierci, znowu zwrócona Rzymianom, została żoną Konstancjusza III, który w roku 421 przybrał tytuł cesarza jako pan Zachodu. Dała mu syna imieniem Walentynian; ten, urodzony w roku 419, władał Zachodem formalnie bardzo długo, bo od roku 424 do 455. Ale tylko formalnie, albowiem ze względu na jego młodociany wiek początkowo najwięcej do powiedzenia miała matka, a potem Aecjusz, ów ostatni Rzymianin. Syn Galli Placydii nosił imię cesarza, swego krewnego, zmarłego tak młodo i tragicznie – i sam jego los podzielił. Żył wprawdzie o piętnaście lat dłużej, zginął jednak i tak w kwiecie wieku, zamordowany przez dwóch żołnierzy w samym Rzymie. Był ostatnim męskim przedstawicielem nieszczęsnej rodziny. W kulturze wszakże europejskiej najpiękniejszy i najtrwalszy pomnik wzniosła temu rodowi kobieta, właśnie Galla Placydia; ona to zbudowała w Rawennie stawne mauzoleum, zdobne świetnymi mozaikami, oraz kościół św. Jana Ewangelisty. Odpowiedź Teodozjusza w sprawie pogrzebu Walentyniana przyszła dopiero z końcem sierpnia. Zwłoki młodego cesarza – tak zadecydowano – winny spocząć w Mediolanie obok grobowca jego przyrodniego brata Gracjana; tego, który został zabity przed dziesięciu laty w walce z uzurpatorem Maksymusem. Ambroży wystarał się o okazały sarkofag porfirowy; na jego pokrywie widniały wspaniałe płaskorzeźby. Właśnie w takich sarkofagach chowano niemal wszystkich cesarzy w owym wieku, poczynając od Konstantyna Wielkiego. Większość owych grobowych monumentów stała w stolicy nad Bosforem, w kościele św. Apostołów. Tam też już za trzy lata, w roku 395, miano ustawić sarkofag samego Teodozjusza – choć zmarł on w Mediolanie. Kto wie, może zachował się on do naszych czasów; jako jeden z tych, które zgromadzono obecnie w dawnym kościele św. Ireny, zamienionym na muzeum? Posiadamy w całości mowę, którą Ambroży wygłosił w czasie pogrzebu Walentyniana, opłakując w sposób aż nazbyt wyszukany i retoryczny przedwczesny zgon młodzieńca; słowa pokrzepienia kierował do wszystkich zebranych, a przede wszystkim do sióstr zmarłego – i do siebie samego. Teodozjusz i Arbogast A jaką postawę wobec wydarzeń w Wiennie zajął starszy, a obecnie jedyny władca Imperium? Oczywiście reakcja jego nie mogła być natychmiastowa i jednoznaczna; wynikało to z przyczyn poważnych. Sytuacja zresztą, jaka się wytworzyła po śmierci Walentyniana, groziła wprawdzie ewentualnością powikłań w najbliższej przyszłości, nawet konfliktem zbrojnym, pod jednym wszakże względem zdawała się korzystna. Chodziło o dalsze plany polityczne wielkiej wagi. Dotychczas wyglądało na to, że po zgonie Teodozjusza trzeba by przeprowadzić faktyczny podział Imperium na trzy części. Zachód, to jest Brytania, Galia, Hiszpania, pozostałyby w ręku Walentyniana II; właśnie dlatego wyprawiono go już wcześniej aż za Alpy