Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
— My tu ze Swietką świętujemy w ogóle wszystkie radzieckie rocznice. I dwudziestego trzeciego lutego, i ósmego marca, i chcesz, to się śmiej, siódmego listopada… Ubaw po pachy, ty tam w Sowdepii tego nie zakosztujesz! Więc tak. Możesz to rozumieć, jak chcesz, ale wykończyłem tu swoją rewertazę. Pięć lat orałem jak na Syberii, ale wykończyłem. Teraz na wiosnę. I żadna zar–raza mi nie przeszkadzała. Ani jedna zaraza, ani jednego razu! Malanow zgarbił się. Wiedział, jak to rozumieć, ale nogi i tak mu zmiękły. Być może właśnie dlatego, że wszystko tak ładnie się potwierdzało. Przysunął sobie krzesło, usiadł. — Może i rzeczywiście poślą na Nobla, jak mi się kiedyś marzyło… Chodzą takie słuchy. Ale nie po to dzwonię. Nie żeby się pochwalić, to znaczy pochwalić też… Chcę ci to powiedzieć. Tylko wyprostuj uszy i nerwy, słuchaj pojętnie i spokojnie. — Słucham — powiedział Malanow i popatrzył na zegarek — Nie ma życia. Pierwszy raz od ośmiu lat zadzwonił przyjaciel z tamtego świata, a tu trzeba zerkać na zegarek. — Chcę, żebyś nogi w ręce wpakował i przyjechał tutaj pracować. — Walka, nie rozśmieszaj mnie. — Już zacząłem obmacywać tu kogo trzeba. Obywatelstwa–śmatelstwa i zielonej karty od razu nie obiecuję, ale będziesz miał kilka lat na rozbieg. Tu, w Kalifornii. Ty też wykończysz tu co tylko zechcesz. Zdradzę ci sekret. — Zdradź — powiedział zmęczony Malanow. — Ale najpierw pytanie. Kiedy obracałeś w mózgu te swoje M–kawerny, to o czym myślałeś? — Jak to? Właśnie o nich myślałem. — A poza tym? — Poza tym o wielu rzeczach… — Nie próbuj mnie robić w wała! Mów mi tu jak na spowiedzi: myślałeś, bandyto, o szczęściu ludzkości? Że niby wystarczy, żebym zrobił to odkrycie, to wszystkie narody staną się bratnią rodziną, o kłótniach zapomną, brzuchy napełnią… i tak dalej. Było tak? — Nie wiem — uczciwie odpowiedział Malanow. Pomyślał: Pewnie było. Walka bardzo precyzyjnie wychwycił subtelności. Wprost, oczywiście, nie myślałem tak, ale gdzieś tam w móżdżku mieszkała zapewne od małego wchłonięta i pewnie do dziś nie wykorzeniona, tylko wepchnięta gdzieś w głąb iluzja, wiara i nadzieja: zasadnicze odkrycie jest w stanie zasadniczo zmienić życie na lepsze. A to znaczy, że pracował nie tylko z powodu dziecięcej, niepokonywalnej ciekawości, sądził, że wybebeszy świat jak lalkę i zobaczy, co ma tam w środku, nie dla korzyści czy potwierdzenia własnej wartości — chociaż oczywiście i ciekawe to aż do szału, i chciałoby się utrzeć wszystkim nosa. A myśli pchają się, z przyjemnością odnotowujesz, że własna genialność staje się faktem, i oklaski się marzą; ale najmocniej marzą się jakieś zupełnie nieokreślone, jakieś pozytywne wstrząśnienia wszechotaczającego eteru. To wystarczyło, żeby mnie… — A ja jestem pewien, że tak było. Ty jesteś radziecki człowiek, czysty jak kryształ! Ciebie już w przedszkolu nauczyli, że wszystko, co robisz, powinno sprzyjać postępowemu ruchowi postępowej ludzkości w kierunku lśniących szczytów. Bo Jeśli nie będzie sprzyjać, to nie warto tego robić. Dobrze mówię, stary? Malanow uśmiechnął się bezsilnie. — Dobrze. — Nie mogło być niedobrze. Ja też przez to przeszedłem. Kiedy nie ma umiejętności ani możliwości ulepszania własnego życia według własnych potrzeb, wcześniej czy później zaczynasz marzyć o szczęściu powszechnym. Przecież przy szczęściu powszechnym moje szczęście, ale frajda, powstanie automatycznie! Na dodatek będzie to bezpieczne, nikt nie będzie zazdrościł, ani rzucał kłód pod nogi, wszak wszyscy będą szczęśliwi… — Weingarten odchrząknął przeciągle, albo oczyścił nos, albo wyemitował jakiś nie znany Malanowowi kalifornijski wykrzyknik. — Więc zapomnij o tym wszystkim, stary, rozumiesz? Jeśli chcesz coś osiągnąć, zapomnij o tym natychmiast. Właśnie teraz, póki z tobą gadam. Nie wiem, czy to jest tam u was możliwe. Mnie się tu udało. Dopiero kiedy się od tego uwolniłem, dopiero wtedy zrozumiałem, jak byłem tym przesiąknięty. Dlatego ryzykuję stwierdzenie, że ty, stary, jesteś tym również przesiąknięty. W o wiele większym stopniu niż ja. Posłuchaj więc: Nie wiem, w czym leży problem… A ja wiem, pomyślał Malanow. — …ale należy myśleć, o czym tylko chcesz, tylko nie o tym. Stawiaj przed sobą, jakie chcesz cele, byle nie te. Pieniądze, premie, własną fabrykę produkującą prezerwatywy z M–kawern, zawał konkurenta, nowy samochód dla żony, szacunek, dziewczyny, jachty i Sandwichowe, kurna, Hawaje, ale tylko nie komunizm. Wtedy wszystko ci wyjdzie. Więc jeśli obiecasz pracować pod takim warunkiem, to góry tu przewrócę i wyciągnę was wszystkich, wszystkich, obiecuję, Mitka