Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
— Co z nim jest? — To twoja działka. Ja jestem tylko starym lekarzem domowym. 398 — Dobrze — zgodził się w końcu Peter. — Niech zadzwoni do mnie. Teraz George Mellis czekał już w poczekalni. Doktor Templeton nacisnął przycisk interkomu. — Proszę wprowadzić pana Mellisa. Peter Templeton widział wcześniej zdjęcia George'a Mellisa w gazetach i magazynach, ale nie spodziewał się, że ujrzy człowieka, z którego bije taka witalność. Słowo „charyzma" nabierało przy nim nowego znaczenia. Podali sobie ręce, a potem Peter powiedział: — Proszę usiąść, panie Mellis. — Czy tutaj? — George spojrzał na kanapę. — Gdzie pan woli. George usiadł na krześle po przeciwnej stronie biurka, spojrzał na Petera Templetona i uśmiechnął się. Przed rozmową z Eve sądził, że będzie drżał w tym momencie, ale później zmienił zdanie. Doktor Templeton miał bowiem stać się jego sprzymierzeńcem, jego ofiarą. Peter uważnie przyglądał się mężczyźnie siedzącemu naprzeciwko. Pacjenci przychodzący do niego po raz pierwszy zawsze byli zdenerwowani. Niektórzy pokrywali to pyszałkowatością, inni milczeli lub byli gadatliwi, a jeszcze inni przyjmowali postawę obronną. Peter nie dostrzegał w tym mężczyźnie żadnych oznak zdenerwowania. Przeciwnie, wydawał się zadowolony, że przyszedł. „Dziwne" — pomyślał. — Doktor Harley powiedział mi, że ma pan pewien problem. — Niestety nie jeden, ale dwa. — George westchnął głęboko. — Czy mógłby mi pan o nich powiedzieć? — Tak się wstydzę tego. Dlatego właśnie nalegałem, by się z panem zobaczyć, doktorze. — Pochylił się do przodu i, patrząc doktorowi Templetonowi prosto w oczy, rzekł z przekonaniem: — Zrobiłem coś, czego nigdy w życiu nie robiłem, doktorze. Uderzyłem kobietę. Peter nic nie odpowiedział, czekając na dalsze wyjaśnienia. — Posprzeczaliśmy się i straciłem panowanie nad sobą, a kiedy je odzyskałem... już ją... uderzyłem. To było straszne — dodał cicho George. Jakiś wewnętrzny głos podpowiedział Peterowi Templetonowi, co jest z George'em Mellisem. „On po prostu uwielbia okładać kobiety". — Czy to była pańska żona? — Moja szwagierka. Przeglądając gazety i magazyny Peter natrafiał czasem na wzmianki 399 o tym, że bliźniaczki Blackwell wzięły udział w jakiejś imprezie dobroczynnej lub raucie. Natrafiał też na ich zdjęcia i teraz przypomniał sobie, że wnuczki Kate Blackwell są identyczne i niezwykle piękne. A więc ten mężczyzna uderzył swoją szwagierkę. Rzecz ta wydała się Peterowi w miarę interesująca. Interesujące było również, że George mówił o tym tak, jakby jedynie wymierzył jej jeden lub dwa policzki. Gdyby to była prawda, John Harley nie nalegałby, aby zająć się George'em. — Mówi pan, że ją uderzył. Czy w wyniku tego doznała jakichś obrażeń? — Prawdę mówiąc, uderzyłem ją dość mocno. Powiedziałem już panu, że straciłem panowanie nad sobą. Kiedy doszedłem do siebie... nie mogłem w to uwierzyć. „Kiedy doszedłem do siebie. Klasyczna obrona. Ja tego nie zrobiłem, to moja podświadomość". — Czy domyśla się pan, co mogło spowodować takie zachowanie? — Ostatnio żyłem w ogromnym napięciu. Mój ojciec poważnie zachorował. Miał kilka zawałów. Bardzo martwiłem się o stan jego zdrowia. Jesteśmy bardzo zżytą rodziną. — Czy pański ojciec mieszka tutaj? — Nie. W Grecji. „To ten Mellis". — Wspomniał pan o dwóch problemach? — Tak. Moja żona Alexandra... — Przerwał w połowie zdania. — Macie jakieś problemy małżeńskie? — Nie w takim sensie, jak pan myśli. Bardzo się kochamy, tylko że... — Zawahał się. — Alexandra nie czuje się ostatnio najlepiej. — Fizycznie? — Nie. Psychicznie. Jest w ciągłej depresji. Stale mówi o samobójstwie. — Czy próbowała zwrócić się do lekarza? — Nie. — George uśmiechnął się smutno. — Ona nie chce o tym słyszeć. „Fatalnie. Jakiemuś doktorowi z Park Avenue przechodzi koło nosa wielka fortuna". — Czy rozmawiał pan na ten temat z doktorem Harleyem? — Nie. — Ponieważ jest lekarzem domowym, proponowałbym, aby pan jednak z nim porozmawiał. Jeśli uzna za konieczne, poleci jakiegoś psychiatrę. 400 — Nie — odparł nerwowo George. — Nie chcę, aby Alexandra sądziła, że rozmawiałem o niej za jej plecami. Obawiam się, że doktor Harley mógłby... — Rozumiem pana, panie Mellis. Sam więc zadzwonię do niego. Eve, mamy kłopoty — wysapał George. — Ogromne kłopoty. — Co się stało? — Zrobiłem dokładnie to, co mi mówiłaś. Powiedziałem, że martwię się o Alexandrę, że ona stale mówi o popełnieniu samobójstwa. — Ten sukinsyn ma zamiar zadzwonić do Johna Harleya i porozmawiać z nim o tym. — O Boże! Nie możemy do tego dopuścić. — Eve zaczęła nerwowo chodzić po pokoju. Nagle się zatrzymała. — Dobrze. Zajmę się doktorem Harleyem. Czy Templeton wyznaczył ci jeszcze wizytę? — Tak. — A więc idź. N azajutrz rano Eve zjawiła się w gabinecie Johna Harleya. Doktor lubił rodzinę Blackwellów. Widział, jak dzieci dorastały. Mocno przeżył tragedię, jaką była śmierć Mariannę, próbę zabójstwa Kate i umieszczenie Tony'ego w zakładzie dla nerwowo chorych. Kate tyle przecierpiała. A potem to zerwanie stosunków między nią i Eve. Nie miał pojęcia, co mogło zajść między nimi. Nie wnikał w to. Jego sprawą było dbać o zdrowie rodziny Blackwellów. — Keith Webster wykonał wspaniałą robotę! — powiedział Harley, gdy Eve weszła do jego gabinetu. Jedynym śladem po operacji była ledwie widoczna, czerwona blizna na czole. — Doktor Webster usunie tę bliznę mniej więcej za miesiąc. Harley poklepał ją po ramieniu. — Ona tylko dodaje ci uroku, Eve. Ogromnie się cieszę. — Podsunął jej krzesło. — Co mogę dla ciebie zrobić? — Nie dla mnie, John, lecz dla Alex. Doktor Harley zmarszczył brwi. — Czy ma jakieś problemy? Może coś z George'em? — Ależ nie — odparła pospiesznie Eve. — George jest bardzo troskliwy wobec Alex. Prawdę mówiąc, to George martwi się o nią. Alex zachowuje się ostatnio dość dziwnie. Jest bardzo przygnębiona. Miewa nawet myśli samobójcze. 26 - Mistrzyni... 401 Doktor Harley spojrzał na Eve i powiedział stanowczo: — Nie wierzę. To niepodobne do Alexandry. — Wiem. Ja również w to nie wierzyłam, dopóki jej nie zobaczyłam. Byłam zaszokowana zmianą, jaka w niej zaszła. Jest w głębokiej depresji. Jestem naprawdę zaniepokojona, John. Nie mogę pójść z tym do babci... Dlatego właśnie przyszłam do ciebie. Musisz coś zrobić. — Oczy Eve zamgliły się. — Straciłam już babcię