Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

— Wskazała na swoją aparaturę, błyskały lampki świadczące, że coś się tam dzieje. ' — Chodzi o to, że miałem powietrze. Przenośne powietrze -4 powiedział. ? — Wiem. Każdy ma przenośne powietrze. Siadaj, zrobię ci herbaty. — Zaczęła grzebać w przepełnionej szufladzie koło kuchenki. — Miałam tu gdzieś torebki. Teraz po raz pierwszy dotarło do niego, w jakim stanie znajduje się jej kopuła i był to wstrząs. Brudne talerze i garnki, nawet słoiki z zepsutym jedzeniem, wszędzie porozrzucana brudna bielizna, śmiecie i resztki... Rozglądał się poruszony do głębi i zastanawiał się, czy powinien zaproponować pomoc w sprzątaniu. Rybys poruszała się tak wolno, z widocznym znużeniem. Zrozumiał nagle, że była znacznie bardziej chora, niż się do tego początkowo przyznała. — Mam tu chlew — powiedziała. — Jesteś bardzo osłabiona. — Wykańczają mnie te codzienne wymioty. O, mam torebkę. Cholera, ta jest używana. Zaparzam je, a potem suszę. To można zrobić raz, ale zdarza się, że używam tej samej torebki wielokrotnie. Znajdę świeżą — mówiła kontynuując poszukiwania. Na ekranie telewizora widać było jakiś animowany horror: ogromny hemoroid, który nabrzmiewał i gniewnie pulsował. — Co ty oglądasz? — spytał Asher, odwracając wzrok od ekranu, — To jakiś nowy serial. Idzie od dwóch dni. Chwalą... zapomniałam. Kogoś lub czegoś. To naprawdę interesujące. Często to pokazują. — Lubisz seriale? — spytał. — Dotrzymują mi towarzystwa. Podkręć głos. Asher wzmocnił dźwięk. Serial wrócił na ekran, zastępując animowany hemoroid. Stary, brodaty mężczyzna, wyjątkowo bujnie owłosiony starzec, walczył z dwoma wyłupiastookimi, pająkopo-dobnymi istotami, które wyraźnie chciały mu urwać głowę. „Zabierzcie ode mnie swoje pieprzone szczękoróżki!" krzyczał szamocząc się starzec. Ekran rozświetliły błyski lasera. Asherowi przypomniało się spalenie jego aparatury telekomunikacyjnej przez Jana i poczuł, że serce wali mu jak młotem. — Jeżeli nie chcesz tego oglądać... — zawiesiła głos Rybys. — Nie o to chodzi. — Opowiedzenie jej o Jahu byłoby trudne, wątpił, czy potrafi to zrobić. — Coś mi się przytrafiło. Coś, co mnie obudziło. — Przetarł oczy. — Wprowadzę cię w akcję. Elias Tatę... — Kto to jest Elias Tatę? — przerwał jej Asher. — Ten stary brodacz. Przypomniałam sobie teraz tytuł serialu. Chwalą Eliasa Tatę'a. Elias wpadł w ręce... chociaż oni właściwie nie mają rąk... mrówkoludzi z planety Sychron Dwa. Jest tam królowa, która jest naprawdę zła, imrenrem... zapomniałam. — Zastanowiła się. — Hudwillub, zdaje się. Tak, na pewno. W każdym razie ta Hudwillub chce zgładzić Eliasa Tatę'a. Ona jest naprawdę okropna, sam zobaczysz. Ma jedno oko. — To straszne — powiedział Asher obojętnie. — Rybys, posłuchaj. Rybys, nie zwracając uwagi, ciągnęła dalej. — Jednak Elias ma przyjaciela imieniem Elisha McYane. Są naprawdę dobrymi przyjaciółmi i zawsze pomagają sobie w trudnych sytuacjach. Trochę tak — tu spojrzała na Ashera —jak ty i ja. Wiesz, chodzi o wzajemną pomoc. Ja ci przygotowałam kolację, a ty przyszedłeś tutaj, bo się o mnie martwiłeś. 39 — Przyszedłem tutaj, bo mi kazano. — Ale martwiłeś się. — Tak. — Elisha McVane jest dużo młodszy od Eliasa. Jest naprawdę przystojny. W każdym razie Hudwillub chce... — To Jan mnie przysłał — przerwał jej Asher. Serce nadal mu waliło. — Naprawdę? To interesujące. Ta Hudwillub jest bardzo piękna. Spodoba ci się. To znaczy, spodoba ci się fizycznie. Ujmijmy to w ten sposób: obiektywnie jest bardzo pociągająca, ale duchowo jest zagubiona. Elias Tatę pełni rolę jakby jej zewnętrznego sumienia. Z czym pijesz herbatę? — Czy słyszałaś... — zaczął i zrezygnował. — Mleko? — Rybys sprawdziła zawartość lodówki, wyjęła karton mleka, nalała trochę do szklanki, spróbowała i skrzywiła się. — Skwaśniało. Niech to diabli. — Wylała mleko do zlewu. — To, co ci mówię, jest ważne — powiedział Asher. — Bóg z mojego wzgórza obudził mnie w środku nocy, żeby mi oznajmić, że jesteś w potrzebie. Spalił mi połowę sprzętu. Skasował wszystkie moje taśmy z Fox. — Możesz dostać nowe ze statku bazy. Asher przyjrzał się jej. — Co mi się tak przyglądasz? — Rybys pośpiesznie sprawdziła zapięcie szlafroka. — Nie jestem chyba rozmamłana. Tylko umysłowo, pomyślał Asher. — Cukier?—spytała. — No, dobrze — powiedział. — Powinienem zawiadomić dowódcę statku bazy. To poważna sprawa. — Zrób to — powiedziała Rybys. — Skontaktuj się z dowódcą i poinformuj go, że rozmawiałeś z Bogiem. — Czy mogę skorzystać z twojego radia? Zamelduję jednocześnie o pożarze mojego sprzętu. To jest mój dowód. — Wcale nie. — Jak to nie? — spojrzał na nią zdumiony. 40 — To rozumowanie indukcyjne, które jest zawsze podejrzane. Nie można prowadzić wywodu od skutków do przyczyn