Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Płacze podczas posiłków, w czasie wolnym, wszędzie. — A wydawałoby się, że małe całowanko powinno ją tro chę rozruszać - powiedział Ron, szczerząc zęby. — Ron, jesteś najbardziej nieczułym draniem, jakiego miałam nieszczęście spotkać - oświadczyła Hermiona ofi cjalnym tonem, zanurzając koniec pióra w kałamarzu. — O co ci znowu chodzi? - zaperzył się Ron. - Kto płacze, jak się z kimś całuje? — No właśnie - powiedział Harry lekko zrozpaczo nym tonem. - Kto? Hermiona popatrzyła na nich z politowaniem. - Czy wy nie rozumiecie, jak Cho się teraz czuje? - Nie - odpowiedzieli jednocześnie Harry i Ron. Hermiona westchnęła i odłożyła pióro. - No więc, oczywiście, czuje się bardzo przygnębiona z powodu śmierci Cedrika. Po drugie, czuje się zakłopotana, bo lubiła Cedrika, a teraz lubi Harry'ego, i nie potrafi odpo wiedzieć sobie na pytanie, kogo bardziej. Po trzecie, czuje się winna, bo uważa, że całowanie się z Harrym jest obrazą pa- * 508 * mięci Cedrika, a poza tym martwi ją, co powiedzą inni, jak zobaczą, że zaczyna chodzić z Harrym. No i prawdopodobnie jeszcze nie potrafi ocenić, co właściwie czuje do Harry'ego, bo Harry był z Cedrikiem, kiedy Cedrik zginął, więc to wszystko jest splątane i bolesne. Och... i jeszcze się boi, że ją wyrzucą z drużyny Krukonów, bo ostatnio fatalnie lata na miotle. Po tym przemówieniu zapadło głuche milczenie, po czym Ron zauważył: — Jedna osoba nie może czuć tego wszystkiego naraz, boby eksplodowała. — To, że twoja wrażliwość uczuciowa mieści się w łyżecz ce od herbaty, nie świadczy o tym, że wszyscy są tak upośle dzeni - powiedziała złośliwie Hermiona i znowu chwyciła za pióro. — Ona sama zaczęła - powiedział Harry. - Ja bym tego nie zrobił... ona po prostu się do mnie przysunęła... i na gle zaczęła mi szlochać... nie wiedziałem, co robić... — Stary, przecież nikt cię nie wini - przerwał mu Ron, przerażony na samą myśl, że można mieć do kogoś pretensję o całowanie. - Po prostu musiałeś być dla niej miły - powiedziała Hermiona, patrząc na niego z lekko zaniepokojoną miną. - I byłeś, prawda? - No... - wybąkał Harry, czując wypieki na twarzy. - Ja ją... jakoś tak... poklepałem po plecach... Hermiona wyglądała, jakby z trudnością powstrzymywała się od wymownego spojrzenia w sufit. — Mogło być gorzej. Zamierzasz znowu się z nią spotkać? — No pewnie - odrzekł Harry. - Przecież mamy spotkania GD, zapomniałaś? - Dobrze wiesz, o co mi chodzi! - prychnęła Hermiona. Harry nic nie powiedział. Słowa Hermiony otworzyły przed nim całą gamę przerażających możliwości. Próbował sobie 509 wyobrazić, jak idzie gdzieś z Cho... na przykład do Hogsmeade... i jest z nią sam na sam przez kilka godzin. Oczywiście po tym, co się stało, będzie oczekiwać, że ją gdzieś zaprosi... Kiedy o tym pomyślał, poczuł bolesny skurcz w żołądku. — A zresztą... - mruknęła Hermiona, zabierając się ponownie do swojego listu - będziesz miał mnóstwo oka zji, aby ją gdzieś zaprosić... — A jeśli on wcale nie chce? - zapytał Ron, obserwując Harry'ego bardzo uważnie. — Nie bądź głupi - rzuciła niedbale Hermiona. - Harry lubi ją od dawna, prawda, Harry? Nie odpowiedział. Tak, lubił Cho od dawna, ale gdy wyobrażał sobie jakąś scenę z udziałem ich dwojga, Cho zawsze była bardzo zadowolona, nigdy nie szlochała w jego ramię. - A w ogóle do kogo piszesz tę powieść? - zapytał Ron Hermionę, próbując odczytać kawałek pergaminu wlo kący się już po podłodze. Hermiona podciągnęła go tak, żeby nic nie było widać. — Do Wiktora. — Kruma? — A ilu jeszcze znamy Wiktorów? Ron nie odpowiedział, ale minę miał niezbyt zadowoloną. Siedzieli w milczeniu przez jakieś dwadzieścia minut; Ron kończył swoje wypracowanie na transmutację, co jakiś czas stękając, prychając i wykreślając całe zdania, Hermiona zapisała równo cały zwój pergaminu, po czym zwinęła go i zapieczętowała, a Harry gapił się w ogień, marząc o pojawieniu się w nim głowy Syriusza, który udzieliłby mu jakichś rad na temat dziewczyn