Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

.. — To moja rzecz — ja trochę grosza mam, bąknął przyjaciel cicho — jakoś się to połata. Jedziesz? — Wieź mnie kiedy chcesz... Cóż z tobą robić — ale nie do domu! nie do Krakowa... wino węgierskie dobre... napijemy się do ostatniej z wiurów poduszki... W ten sposób Borodzicz wyrobił nareszcie na nim obietnicę wyjazdu po spłaceniu długów, których. obrachunkiem natychmiast zająć się było potrzeba. Nie było to łatwo, gdyż Piętka dawał kwitki nie zawsze czytając co podpisuje, a lichwiarze z tego korzystali. — Gdy do rachunków przyszło... okazały się należności znaczne... ale wziąwszy sobie niemca do pomocy, Borodzicz zręczny przedstawił wierzycielom, że Piętka krwią pluł, a gdyby zmarł, nierychłoby do swego przyszli, że majątek był odłużony, daleko, a bez procesu kosztownego się nie obejdzie. Ponieważ i gospodarz z pod Trębacza świadczył o cho- robię, a twarz o niej najlepiej powiedziała — zmiękli wierzyciele i przystąpili do układów. Borodzicz zapaśne pieniądze miał: płacił talarami i obrączkowem złotem. Gotówka ta wymownie do serc przemawiała.. Zygmuś do niczego się nie mięszał, patrzał sobie zdaleka i drwił z niemiuszków... Drugiego dnia Dziemba oznajmić przyszedł, że w gospodzie już jejmości nie było, gdyż ze stryjem Eligim summo mane wyruszyła, o czem nawet Borodzicz nie wiedział, pociągnął za nią i Wojewoda z karłami... "Wierzyciele jednak nie mogli być tak rychło pozaspokajani, a kłopotu było z niemi podostatkiem, musiano parę dni posiedzieć jeszcze... Zygmunt kupiwszy nie brzydki wcale naszyjnik także z granatów, zawiózł go Fifinie i pożegnał ją jak dobrą siostrę... widząc jak nad nim płakała... i jego kaszlem się trwożyła... Resztę czasu leżał lub chodził po izdebce, do niczego wielkiej nieokazując ochoty. Milczący był, a jeśli usta otworzył, nielitościwie szyderski,. Dziembie takie nauki dawał, że byłoby się chłopcu żyć całkiem odechciało, gdyby je brał na seryo... Naostatek Borodzicz niemało się napociwszy, i spisawszy ogromną cedułę summ, które popłacił... w której ze czterdzieści razy, ytem... stało, za najosobliwsze kupna i sprawunki... odetchnął oznajmując że wszystko zregulowane było, i że jechać mogą. — Wieźże mnie, jak wola i łaska, rzekł Piętka — tylko pozwól, ażebym na wyjezdnem jeszcze jeden święty dług oddał... — Komu? czyż jeszcze? strwożony zawołał Borodzicz. — E! to nic! ja go sam i to pięścią zapłacę, dodał Zygmunt — należy się bowiem gospodarzowi z pod Trębacza pamiątka, karmił mnie w czasie przednowku śmierdzącą świnina, bestya... tego mu darować nie mogę... Ostatnią tę należność na wyjezdnem sumiennie oddawszy kłaniającemu się Niemcowi, Piętka siadł z Borodziczem na wóz i pożegnał niefortunne miasto, w którem pono życie całe w kilku miesiącach wyszafował... Byli na moście, gdy spotkali jakby naumyślnie w tejże godzinie wyruszającą tamże całą kompanią francuzkich skoczków na jarmark do Lipska. Duparc po dniu wyglądała na harpię, a Fifina na poczciwą dziewkę folwarczną... Laroche i jego towarzysze na komedyantów Scarron'a... Postrzegłszy Piętkę, Dupare pokazała mu koniec języka... Fifina pozdrowiła go od ust, Francuzi przypatrywali się niezwykłym zaprzęgom i strojom towarzyszów Zygmunta... Jakiś czas jechali obok, potem drogi rozeszły się jedna w prawo,. druga w lewo... Piętka już się nawet nie odwrócił... Jechał chmurny a milczący, co mu się trafiało rzadko, pokaszliwał tylko i niekiedy czuł w ustach smak krwi, która za najmniejszem wzruszeniem i znużeniem na nowo się pokazywała. Borodzicz miał dosyć kłopotu z przewiezieniem go do Krakowa, kilka razy w drodze stawać z nim będąc zmuszony, bo sam widział, że Piętce po- dróż nie służyła i spoczynku potrzebował. Przeciągnęło się to dosyć długo, i pierwszych dni jesieni dopiero stanęli w cichej, dawnej stolicy, dosyć pustej i wyludnionej. — Na Zygmunta już sam widok tych miejsc, które mu przypominały jego wyjazd i dawne życie, przykre widocznie czynił wrażenie. Zaledwie przybywszy położyć sio musiał, — a że Borodzicz do domu śpieszył, pozostał tu sam z Dziembą, w stanie zdrowia o wiele gorszym niż był wyjechał. Lekarz, którego przywołano, radził spoczynek i przepisał gorzki napój jakiś, którego Piętka pokosztowawszy używać nie chciał. — Znaleźli się starzy znajomi, mogł się więc cokolwiek rozerwać, ale od wszystkich unikał. Całe dni siedział na stołku w oknie i na przechodzących poglądał... albo na Dziembę gderał. Tak zmienionego do niepoznania — porzucił Borodzicz z żalem, śpiesząc do swojego gospodarstwa i wioząc pełnomocnictwo do sprzedaży... Szczęśliwie stanąwszy w miejscu, chciał zaraz wywiedziawszy się o. użątku i stratach, jakie poniósł, jechać do Mioduszewskiego, gdy ten, napytawszy od ludzi że powrócił — sam konno do niego przybiegł. Uściskali się w progu. — Ot toście tam piwa nawarzyli? zawoł Mioduszewski... — Czyż ja? odparł Gracyan... Com zrobił, tom musiał. — Gdzież jejmość, czy w domu? — Jako żywol pojechała wprost do rodziców, nie chcąc progu przestąpić nawet, zawołał Mioduszewski. — Piętka też nie myśli wracać — a wieś na sprzedaż... — Kto ją teraz kupi! Jęli tedy rozmawiać długo, bo było o czem, a Mioduszewski wzdychał tylko nad losem nieszczęśliwego domu. — Myślicie, że się nie pogodzą? spytał w końcu. — Bardzo wątpię, żeby do tego przyszło... a przynajmniej się nie zanosi — rzekł prędko Borodzicz. Koło Zygmunta źle... Namyśliwszy się niedługo ruszył Gracyan do jejmości do państwa Okoniów, kędy ją miał zastać. W istocie w ganku zapytawszy o nią, dowiedział się, że była od dni kilku... Stryj Eligi przybywszy, zwolniony od ciężkich obowiązków opiekuna przy synowicy, wylegiwał się w swem mieszkaniu, opowiadając kto się mu nadarzył, o wypadkach nieszczęśliwej podróży. Materyału do gawędy starczyło mu na całe życie