Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Barber był już myślami w swojej przyszłej zagrodzie. Oczyma duszy widział siebie jako gospodarza i małżonka. – Wrócisz ze złotem, ale z zarośniętymi jajami – powiedział. To plotka – powiedział Hjalmir. – Każdy z nas przechodzi na drugą stronę Linii i jeszcze żadnemu nie zarosły. Golcy już przychodzą tu z liśćmi na przyrodzeniu. Nie wiadomo, gdzie im to wyrasta. Może zanim wyruszą w Drogę Trupa? – My nie oddalamy się zbytnio od Linii – powiedział Barber. – W większym oddaleniu jaja mogą zarosnąć fartuszkiem. – Nawet wtedy strachu nie ma. W miesiąc po powrocie po liściu nie będzie śladu. Zresztą w kronikach nie podają, żeby jakiemu legioniście jaja zarosły od patrolowania. Rano dowiedzieli się, że Drubbaal zamierza wysłać oddział na Czarny Wschód, gdzie odchodziły transportowane grupy ludzi. Mówiono, że ci zwiadowcy będą mogli zachować całe zdobyte złoto dla siebie. Do kasy legionowej oddadzą tylko trzecią część zdobytego srebra i kosztowności. Najpierw mówiono, że zostaną wysłani ochotnicy, jednak odczytany dzień później przez Urbanyja rozkaz Drubbaala stanowił, że wyprawę poprowadzi Pachom. Dowódca uniknął osobistego przekazania trudnego rozkazu. Nie czuł się jeszcze dobrze. Ponieważ decyma Pachoma była mocno przerzedzona, miał z niej wziąć tylko jeden swój korpus, ale za to najlepszy – Bethmanna. Konie Robocze byli wyszkoleni jak pretorianie. Od Cjuirinu Pachom miał dostać korpuśnego Aldnoya oraz Krippela i Barbera, jako simpli. Nigdy nie walczyli w jednym oddziale, ale Barber był najbardziej doświadczonym żołnierzem w obozie. Po tej wyprawie czekał na zwolnienie do cywila i odprawę. Jako felczer i rachubiec miał im towarzyszyć Adams. Choć gadanina Barbera była nie na rękę dowódcy i było jasne, że zostanie wysłany, to wszyscy uważali Pachoma za ulubieńca Drubbaala, był przecież bratem Adali. Jego udział w niebezpiecznej wyprawie uznano zatem za dowód sprawiedliwości i bezstronności sotnika. Dowództwo nieudolnego Cjuirinu skazałoby zwiad na niepowodzenie, Reutel zaś z pretorianami nie mógł opuścić sotnika. Adams chciał powiedzieć, że ten rozkaz to wyrok śmierci na niego i na pozostałych żołnierzy. W porę jednak ugryzł się w język – w pobliżu był Urbanyj. Gdyby to powiedział, wyrok na nim zostałby wykonany wcześniej. Hjalmir jednak nie zachował powściągliwości – klął w żywy kamień. Przez tę wyprawę tracił przecież sporo pieniędzy. Poszedł wprost do sotnika z zażaleniem. Był pewien swojej pozycji najlepszego katrupa legionowego. Nie pomogło mu to; dowódca rozkazu nie zmienił. – Możesz iść sam, chirurgu. Wtedy ocalisz swoją własność. Wzbogacisz się bardziej – powiedział mu Drubbaal. W końcu jednak zadecydował, że decyma Pachoma odkupi trzydzieści syceli z wartości Adamsa. 92. „Krytyczną sprawą jest tu odpowiednie przebranie – rozmyślał Adams. – Idąc w przebraniu Golców (założone skorupy miały imitować fartuszki), jak na początku wspomniał Pachom, trafimy tam gdzie i oni, a stamtąd żaden z nich nie wrócił”. Podsunął swoje myśli Hjalmirowi. – Przebierz się za gaberę, oczywiście za gaberę – powiedział chirurg. – Masz dobrą skórę. Młody wprawdzie twierdzi, że nie potrafimy udatnie naśladować zachowania Czarnych, ja jednak myślę, że iść tam jako Golec będzie jeszcze gorzej. Adams się zgodził. Wiele Czarnych stąpało zupełnie jak ludzie, a pod włochatą skórą można ukryć kolczugę, broń i szereg innych przydatnych przedmiotów. Goła skóra nie będzie żadną ochroną. Czarny rozszarpuje Golca na strzępy w ciągu kilkunastu sekund. Przetrwanie zależy tylko od humorów tego czy innego potwora, nic tu nie pomagał prawdziwy wygląd istoty ludzkiej, a grube futro stanowiło jakąś ochronę przed pazurami. Adams uznał, że miecz zdemaskuje, postanowił więc tylko przywiązać do palców pazury Czarnej. Z tej broni będzie go bardzo trudno rozbroić. Już wcześniej wyczyścił je w destylacie. Każdy pazur to dodatkowe ostrze. Adams zostawił nie uzbrojone tylko palce wskazujące. Co jakiś czas trzeba się będzie przecież podrapać. Hjalmir umieścił wyczyszczoną czaszkę gabery na widoku, na głazie, przy murze, gdzie palili ognisko. Adams przygotowywał swoje maskujące odzienie. Mozoląc się ze skórą, nie mógł co jakiś czas nie zerkać w mroczne oczodoły olbrzymiej czaszki. „Jest znacznie większa od ludzkiej” rozmyślał. „Masywne kości nad czołem to skorupa nie do rozbicia. Żaden cios mieczem nie przetnie takiego łba”. Uciął prostymi nożyczkami pasek z brzegu skóry – posłuży do zesznurowania nogawki z cholewką buta. „Tej skorupy nie przebije ani bełt z kuszy, ani śrut czy kula z obrzyna. Jest lepsza niż hełm wojskowy”. Natrętne myśli nie chciały odejść. Legioniści brali pod futro swoje etatowe hełmy; Adams hełmu się jeszcze nie dorobił. Hjalmir siedział naprzeciwko, przy ognisku, popijał wino i uważnie go obserwował. – Ile chcesz za czaszkę, panie? – nie wytrzymał Adams. Na twarz Hjalmira wypełzł nieładny uśmiech. – To jest wyjątkowo piękna czaszka. – Co ci z niej przyjdzie? A mnie może uratować życie. – Co mi przyjdzie? Ależ przyjdzie to, co z każdej czaszki Czarnego: prestiż, sława, łaskawsze spojrzenia dziewcząt. Służbę kiedyś trzeba zakończyć. Chirurgowi w Krum przyda się młoda gospodyni. – To wszystko dzięki mojej gaberze...? Nie złowiłeś żadnej swojej? – zaperzył się Adams. – Wprawdzie jej właścicielkę przypisano tobie, ale ja też miałem swój udział w jej schwytaniu – odparł z niezmąconym spokojem Hjalmir. Adams spojrzał na niego niechętnie. – Może masz trochę racji... Lepsze wrażenie zrobi upolowana własnoręcznie – głośno myślał chirurg. – A ta...? Może jak się nią już nacieszę, to potem dobrze sprzedam w Krum. Tam każdy chce mieć taką czaszkę na znak, że pomaga w wojnie. Macajbaby takich lepiej traktują