Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Wysyłamy statek badawczy. Jego załogę będziecie stanowili we dwójkę. Podejmiecie próbę zbliżenia się do statku i wtedy wyślecie sondę. Gdy nic się nie stanie, rozpoczniecie konwencjonalną próbę nawiązania kontaktu. Emisję sygnałów wyślecie w pełnym zakresie częstotliwości fal elektromagnetycznych. Gdy to nie da rezultatu, przycumujecie do burty statku i co dalej, to sami zobaczymy. Uważajcie, aby nie podchodzić ani od przodu, ani od tyłu. My na razie pozostaniemy pod pełną osłoną pola grawitacyjnego. Mimo że statek ten nie wygląda na mogący nam zagrozić, nie ma potrzeby ryzykować. – A jeżeli nie zareaguje na nasze próby? – pyta John. – Na pewno nie będziemy dobierali się do niego na siłę. Po prostu odlecimy – kończę dyskusję. Na ekranie widać jak statek badawczy zbliża się do obcego obiektu. Ten nie reaguje. Wysłany robot prowadzi badania powierzchni i podaje zaskakujący wynik. Właściwości powierzchni nie dają się określić, gdyż otacza ją bardzo silne pole siłowe, wiernie odtwarzające kształty statku. – Macie odpowiedź na pytanie, co chroni ten statek mówię do mikrofonu. Robot dalej podaje wyniki. Energia konieczna do przebicia pola otaczającego statek odpowiada energii pocisku o masie 1 tony, średnicy 10 cm i szybkości względem statku wynoszącej 98% prędkości światła. – No to w tej sytuacji możemy darować sobie próby dotarcia do powierzchni. Rozpoczynajcie procedurę nawiązywania kontaktu – wydaję polecenie. Już w czterdziestej szóstej sekundzie od rozpoczęcia emitowania sygnałów coś zaczęło się dziać. Otaczające obcy statek pole magnetyczne zaczęło świecić. Może świecić to nieprecyzyjne określenie. Statek stał się aktywny w szerokim paśmie fal elektromagnetycznych. Po chwili komputer podał, że pasmo to dokładnie pokrywa się z tym, które wyemitowaliśmy w jego kierunku. Po czterech minutach w otaczającym statek świecącym polu, pojawiła się ciemna plama. Nie wykazywała żadnej aktywności elektromagnetycznej. – Szefie, co robimy? – usłyszałem głos Petera. – Wyślijcie robota-zwiadowcę – odpowiadam – sami jednak nie ustawiajcie się na wprost dziury i nie podchodźcie zbyt blisko. Robot powoli zbliżał się do kadłuba obcego kosmolotu. Po pewnym czasie ustawił się dokładnie na wprost dziury. Nic się nie działo. Wreszcie robot osiągnął powierzchnię pola magnetycznego. Dziura była czymś w rodzaju wejścia. Robot zniknął w nim. Mijały minuty bez możliwości nawiązania z nim kontaktu. Wreszcie po długim, trzymającym w napięciu okresie, robot pojawił się znowu. – No i co, macie już wstępne wyniki? – zapytałem niecierpliwie. – Tak – odpowiedział John. – No to je podajcie – gorączkowałem się. – Chwileczkę, musimy je uporządkować – odparł Peter. – Pospieszcie się – ponaglałem. Obszar dziury jest nieaktywny w całym paśmie promieniowania. Robot wniknął na głębokość 23 metrów do statku. W obszarze tym panowały warunki próżni kosmicznej. Żadnej atmosfery, żadnej aktywności energetycznej. W momencie gdy robot zbliżył się do jednej ze ścian, powstał w niej otwór. Równocześnie otwór, przez który robot wniknął, zamknął się. Wywołało to zaprogramowaną reakcję cofnięcia się robota. Wtedy ponownie powstał otwór wyjściowy. Robot zarejestrował, że we wnętrzu kosmolotu panuje próżnia. Temperatura ścian wynosi 25°C i nie są radioaktywne. Ponadto robot nie zarejestrował żadnej innej aktywności na statku przekazał Peter. Po chwili milczenia Peter zapytał: – Co robimy, szefie? – Co proponujecie? – Jak dotąd nic nie wskazuje na to, że może nam tam coś zagrażać, więc chyba spróbujemy wejść – odparł John. – Pamiętajcie, że robicie to na własne ryzyko i na własną odpowiedzialność – zastrzegłem się. – Szefie, po co ta asekuracja. Gdy nie my, ktoś inny poleci. – Macie rację. Jedno mnie w tym statku niepokoi. Jego wielkość. Nigdy dotąd nie spotkaliśmy cywilizacji zdolnej do stworzenia czegoś takiego. – Szefie, czy są już wyniki analizy toru jego lotu? – zapytał John. – Chwileczkę... Tak, mam już te wyniki. Lot odbywa się prawdopodobnie z centrum naszej galaktyki. A tor lotu przecina gromada gwiezdna Plejad. – Czy byli tam ludzie? – usłyszałem głos Johna. – Tak, ale przeprowadzili jedynie pobieżne badania. – Czy odkryli coś istotnego? – ponownie zapytał John. – Jak to? Nie znacie wyników wyprawy, która powróciła na Ziemię 45 lat przed naszym startem? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie. – Tak wiele ich wracało. A przy tym wtedy nie było nas jeszcze na świecie. Ale ty. Szefie, byłeś wtedy w kosmosie. Czy przypadkiem nie wchodziłeś w skład wyprawy do Plejad? – Przypadkiem tak – mruknąłem. – No i co tam odkryliście? – niecierpliwiąc się zapytał Peter