Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Mam uprzywilejowany dostęp tak do rodziny, jak i do Biblioteki. Ale z drugiej strony jest poważna przeszkoda. - Wahał się na tyle długo, żeby zrobić aluzję do swoich uczuć. - Pia Palombini i ja kochaliśmy się bardzo. Pielęgnowałem ją podczas jej ostatniej choroby. Nie umiałbym tam bez niej żyć w willi czy w mieście. Nie może więc pan na mnie liczyć. - Proszę mi wybaczyć. - Trudno było wywnioskować, czy Seldes wyraża współczucie czy ulgę. - Oczywiście rozumiem. Ale mógłby pan zaoferować przewodnictwo i pomoc innemu badaczowi? - Tak. - W takim razie mógłbym nawet sam zaplanować to zadanie - napisać wstęp, ustalić kierunki poszukiwań. - Naprawdę, mógłby pan? - Mather z doskonałą niewinnością szeroko otwarł oczy. - Zupełnie się tego nie spodziewałem. - Ale najpierw muszę sam sprawdzić autentyczność pańskich materiałów. - Zróbmy więc to zaraz. Ja zapłacę rachunek. Dwie godziny później Harmon Seldes, zagłębiony w fotelu w mieszkaniu Mathera z brandy w ręce, czytał końcową pozycję łańcucha dowodów Mathera - ostatni list kustosza działu rękopisów do Mathera: Drogi kolego, drogi przyjacielu, Brakuje mi pana. Wszystkim nam pana brakuje. Teraz, gdy czarująca panna Loredon też nas opuściła, jesteśmy podwójnie osieroceni. W mieście pełnym kwiatów, potrzeba nam przyjaciół do wspólnego przeżywania wiosny. Miło będzie się panu dowiedzieć, że przenoszenie archiwum Palombinich pod naszą opiekę zostało zakończone i że ja zostałem mianowany kuratorem kolekcji. Za ten zaszczyt, który odbił się także na moich zarobkach, jestem panu głęboko wdzięczny. Z tej okazji odbyła się wielka uroczystość. Był Palombini, nasz dyrektor, burmistrz, starsi członkowie commune, urzędnicy z Belle Arti. Mile o panu mówiono. Pańskie nazwisko zostało wpisane do naszej złotej księgi dobroczyńców. Wyświadczył mi pan też jeszcze jedną przysługę. Na tym wesołym, pijanym pożegnaniu panny Loredon, zasugerował mi pan zbadanie życia i czasów Luki Palombiniego. Nie wziąłem tego wówczas zbyt serio. Jak większość naukowców, lepiej się czuję w bezpiecznej, odległej przeszłości. Oprócz tego mam swoje nieprzyjemne wspomnienia z czasów wojny i niechętnie do nich wracani. Był to czas moralnego chaosu, podziałów w społeczeństwie i w większości z nas pozostały ślady poczucia winy. Temat ten jednak trzymał się mnie i w końcu mnie wciągnął. Wiem, że nasz przyjaciel Nicki opowiedział panu trochę o Luce. Pana specjalnie interesowały kobiety w jego życiu. Z nich wszystkich - moja lista jest długa, choć niekompletna - jego żona jest chyba najmniej interesująca. Pochodziła z dobrej rodziny, była wychowana w klasztorze, całe życie upłynęło jej w niekwestionowanej pewności. Luca szanował ją jako panią rodziny, pielęgnował ją i dzieci, ale całą resztę życia urządził sobie zgodnie ze swoimi potrzebami. Był w tym oczywiście dokładnie tak samo konwencjonalny jak żona. Dla swoich kochanek był hojny, ale nigdy rozrzutny. Kupował im biżuterię, modnie ubierał, zapewniał komfortowe mieszkania. Był, jak mówią, energicznym kochankiem. Był również tyranem, nie tolerującym ani scen ani plotek. Najmniejszy przypadek opowiadania sypialnianych sekretów był powodem natychmiastowego zerwania. Na specjalną uwagę wydaje się zasługiwać śpiewaczka operowa Camilla Dandolo. Nie miała nadzwyczajnego głosu, nigdy nie była divą. Była jednak piękna i inteligentna, a Luca Palombini w pełni wykorzystywał jej talenty. Odniosłem wrażenie, że była w różnych okresach agentką, kurierką i powierniczką w jego życiu politycznym. To może być powodem szacunku, który do niej zachowali męscy członkowie rodziny Palombinich, tłumaczy to także, dlaczego nie chcieli jej włączać w kłótnie i spory sądowe z żoną Luki. Zrozumiałe jest, że dobrze ją zabezpieczył. Kupił dla niej w Romanii kawałek ziemi i zaopatrzył ją w pakiety akcji różnych enti. Nie jest natomiast jasne, czy dał jej jakąś wartościową rzecz z rodzinnego majątku. Widzisz, drogi kolego, że byłem ruchliwym i szczęśliwym oglądaczem. Po śmierci Luki Camilla Dandolo powróciła do Mediolanu. Nie była już potrzebna jako śpiewaczka, ale kierownictwo La Scali chętnie pozwoliło jej odsiedzieć kontrakt. Śpiewała w przedstawieniach dobroczynnych, dawała lekcje młodym śpiewakom, prowadziła się wzorowo. Potem nieoczekiwanie wyszła za mąż - było to w październiku 1947 r. Panem młodym był niejaki Franz Christian Eberhardt, Brazylijczyk, zamieszkały w Rio de Janeiro. Załączam ci do wiadomości wyciąg z zapisu w Ufficio Anagrafe z Mediolanu. Według doniesień prasowych, młoda para wyjechała na miesiąc miodowy do Portugalii, po czym popłynęła statkiem do Rio. Jest jeszcze niepotwierdzona plotka, która, według mojej splątanej starej pamięci, może być prawdziwa. Plotka ta mówi, że Franz Eberhardt był jednym z tych oficerów hitlerowskich, którzy uciekli do Włoch, a potem przy pomocy starych przyjaciół z Kościoła i państwa wyjechali w końcu do Ameryki Południowej... I tutaj, mój drogi młody kolego, historia się kończy, jak wszystkie nasze włoskie historie ze szczyptą melodramatu. No, a co u ciebie słychać? Czy praca idzie dobrze? Jestem zafascynowany szkicem twojej rozprawy, który mi przesłałeś. Pytasz o starą kaplicę na gruntach posiadłości Palombinich. Zrobiłem pewne poszukiwania i odkryłem, że rzeczywiście, jeszcze w połowie siedemnastego wieku, istniała kaplica wotywna pod wezwaniem św. Gabriela. Stała się jednakże miejscem niezwykle brutalnego gwałtu i morderstwa wiejskiej dziewczyny z majątku. Budowla została zsekularyzowana i rozebrana do fundamentów. Belki i kamienie zostały użyte na stodoły i zabudowania posiadłości