Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
.. Kiedy się dowie, to będzie początek rewolucji w szkolnictwie.– Przepraszam – wybąkał Chris żałośnie. Nie wiedział, co powiedzieć. – Nie masz za co przepraszać! – zagrzmiał Andersen, zrywając się od stołu. – Niech inni boją się upiorów, ty wiesz swoje! Choćby ci przyszło obcować z Bóg wie jakimi upiorami, wiesz o nich najważniejszą rzecz: nie są to żadne duchy zmarłych. Ludzie boją się tylko i wyłącznie samych siebie. – Powiódł nieprzytomnym wzrokiem. – Muszę lecieć na mostek. Do diabła, gdzie się podział mój hełm? – zagrzmiał. Silnym pchnięciem otworzył drzwi i wypadł na zewnątrz, pozostawiając Chrisa zastygłego z przerażenia. Carla kolejny raz wybuchnęła śmiechem. ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY Tramp Jeśli nawet słoniowa szarża sierżanta Andersena na drzwi miała cokolwiek wspólnego ze sprawami uzdrowienia systemu oświaty, Chris nie odczuł jej skutków w żaden sposób. Wręcz przeciwnie, wymagania wobec niego rosły. Ślepe, bezduszne mechanizmy Ojców Miasta, wychodząc z założenia, że zdążył wchłonąć wszystko, co dotąd wtłaczano mu do głowy, postanowiły doprowadzić zasób jego wiadomości do poziomu, na którym byłby pożyteczny dla przetrwania miasta. W miarę jak postępował ten proces, dawne bóle głowy Chrisa można było uznać za przelotne migreny; bywało teraz, że czuł się ciężko, fizycznie chory, ponieważ ilość materiału, którą mu wtłaczano, przekraczała jego zdolności percepcji. W chwili przelotnej poprawy samopoczucia zwierzył się Ojcom Miasta z tego, co przeżywa. – TO MINIE. CZŁOWIEK ODCZUWA PRZECIĘTNIE DWADZIEŚCIA UKŁUĆ BÓLU NA GODZINĘ. GDYBY KTÓREŚ Z OBJAWÓW NIE USTĘPOWAŁY, PROSZĘ ZGŁOSIĆ SIĘ DO LEKARZA. Co to, to nie. Za żadne skarby nie zamierzał dać się pozbawić obywatelstwa. Mimo to trudno było mu uznać to, co przeżywał, za „ukłucia bólu”. Co robić? Obawiał się, że oddanie się w ręce lekarzy może okazać się gorsze od samej choroby. Nie chciał niepokoić Andersenów – za ich dobroć odpłacił im już dostateczną porcją kłopotów. W tej sytuacji jedyną osobą, do której mógł się zwrócić, była doktor Brazilier, bezlitosna, nieustraszona starsza pani, która rzadko zwracała się do niego językiem innym niż język logarytmów i logiki symbolicznej. Chris tygodniami wzdragał się przed tego rodzaju ostatecznością, w końcu jednak uznał, że lepsze to niż nic. Chociaż nie miał żadnych niepokojących objawów fizycznych, dręczyło go irracjonalne przekonanie, że Ojcowie Miasta uwzięli się, żeby go wykończyć. Odrobina informacji więcej i głowa mu pęknie. – Nie jest to wykluczone – potwierdziła jego obawy doktor Brazilier w swoim gabinecie po lekcjach. – Chris, Ojców Miasta nie obchodzi, jak się czujesz; to już chyba zdążyłeś zauważyć. Interesuje ich wyłącznie jedna rzecz: przetrwanie miasta, bo to jest dla nich wartością nadrzędną. Poza tym ludzie nie interesują ich wcale. Sami w końcu są tylko automatami. – Zgoda – powiedział Chris, drżącą ręką przecierając czoło. – Ale niech mi pani powie, jaki pożytek będzie miało ze mnie miasto, kiedy wysiądą mi korki? Staram się ze wszystkich sił, lecz im nie sposób dogodzić. Ciągle tłoczą mi do głowy nowe rzeczy, chociaż ja przestałem cokolwiek z tego rozumieć. – Owszem, nie uszło to mojej uwagi. Ale też robią to nie bez powodu, Chris. Masz już prawie osiemnaście lat. Starają się rozbudzić w tobie uzdolnienia, wykrzesać iskrę czegoś, co z czasem może okazać się użyteczną specjalizacją. – Nie sądzę, żebym miał coś takiego – stwierdził Chris matowym głosem. – Możliwe. Przekonamy się o tym. Ale jeżeli masz chociaż odrobinę jakichś zdolności, Ojcowie Miasta ją wykryją. Specjalne uzdolnienia nie ujdą nigdy ich uwagi. Tylko, drogi chłopcze, nie oczekuj, że przyjdzie ci to bez trudu. Niełatwo zdobyć prawdziwą wiedzę... A teraz, kiedy komputery uznały, że mógłbyś być przydatny dla miasta... – To niemożliwe! Nie znalazły przecież u mnie żadnych uzdolnień! – Nie jestem w stanie przeniknąć ich umysłów, bo ich nie mają – powiedziała cicho doktor Braziller. – Widywałam je już jednak niejednokrotnie w akcji. Nie forsowałyby cię tak ostro, gdyby nie podejrzewały, że się do czegoś przydasz. Próbują teraz ustalić do czego. O ile nie zamierzasz poddać się od razu, będziesz musiał czekać cierpliwie, aż to coś znajdą. Wcale mnie nie dziwi, że czujesz się chory. Ja też czułam się od tego chora. Na samo wspomnienie robi mi się słabo, a przecież od tego czasu minęło osiemdziesiąt lat. Zamilkła nagle i przez chwilę wyglądała starzej niż zwykle... wydawała się Chrisowi stara i krucha i – choć graniczyło to z niemożliwością – piękna. – Czasem zastanawiam się, czy oni mieli rację – doktor Braziller zwracała się teraz do sterty papierów na swoim biurku. – Chciałam zostać kompozytorem, ale Ojcowie Miasta nie zetknęli się z przypadkiem żadnej wybitnej kompozytorki, a to jest argument, z którym trudno polemizować