Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Poczuł, jak wzbiera w nim wybuchowa mieszanina szoku, zamętu i gniewu. Murtagh opuścił miecz, wycelował w Eragona zakutą w stal dłoń, zwijając wszystkie palce, prócz wskazującego, w kolczastą pięść. – Nigdy się nie poddajesz. Eragon poczuł, jak po plecach przebiega mu dreszcz rozpoznał, bowiem, scenę ze swej wizji podczas spływu Az Ragni do Hedarth: Mężczyzna leżący w rozbełtanym błocie, odziany w zakrwawioną kolczugę i pogiętym hełmie, jego twarz przesłaniała uniesiona ręka. Dłoń tu zbroi pojawiajaca się w polu widzenia Eragona i wskazująca powalonego mężczyznę z władczoscią godną samego losu. Przeszłość i przyszłość zlały się w jedno. Teraz miał się rozstrzygnąć los Eragona. Wstając, zakasłał głośno. – Murtagh... jakim cudem ty żyjesz? Widziałem, jak urgale zawlokły cię pod ziemię. Próbowałem cię postrzegać, lecz widziałem tylko ciemność. Murtagh roześmiał się. – Nic nie widziałeś, tak jak ja nic nie widziałem, gdy próbowałem cię postrzegąć podczas dni spędzonych w Uru’baenie. – Ale ty zginąłeś! – krzyknął Eragon. – Zginąłeś pod Farthen Durem. Arva znalazła w tunelach twoje zakrwawione ubranie. Na twarz Murtagha padł cień. – Nie.. nie zginąłem. To dzieło Bliźniaków, Eragonie. Przejęli kontrolę nad grupką urgali i zaaranżowali zasadzkę po to, by zabić Ajihada i mnie pojmać. Potem rzucili na mnie czar, niepozwalający mi uciec, i dostarczyli do Uru’baenu. Eragon pokręcił głową, wciąż nie mogąc pojąć co się stało. – Ale czemu zgodziłeś się służyć Galbatorixowi? Mówiłeś mi, że go nienawidzisz. Mówiłeś... – Zgodziłem się? – Murtagh znów się roześmiał. Tym razem w jego śmiechu dżwięczała nuta szaleństwa. – Na nic się nie zgadzałem. Najpierw Galbatorix ukarał mnie za to, że wzgardziłem latami ochrony, jaką mi zapewniał, gdy dorastałem w Uru’baenie, za sprzeciwienie się jego woli i ucieczkę. Potem wydobył ze mnie wszystko, co wiedziałem o tobie, Saphirze i Vardenach. – Zdradziłeś nas! ja cię opłakiwałem, a ty nas zdradziłeś! – Nie miałem wyboru. – Ajihad miał rację, że cię zamknął. I powinien był pozwolić ci zgnić w celi, wówczas nic z tego... – Nie miałem wyboru – warknął Murtagh. – A potem, kiedy Cierń wykluł się dla mnie, Galbatorix zmusił nas obu do przysięgnięcia mu wierności w pradawnej mowie. Teraz nie możemy go nie słuchać. Eragon poczuł niesmak i litość. – Stałeś się swoim ojcem. – w oczach Murtagha rozbłysło dziwne światło. – Nie, nie ojcem. Jestem silniejszy, niż kiedykolwiek był Morzan. Galbatorix nauczył mnie magii, o jakiej nawet nie śniłeś... Zaklęć tak potężnych, że tchórzliwe elfy nie śmią ich wypowiedzieć. Słów w pradawnej mowie zaginionych do czasu, aż Galbatorix odkrył je na nowo, metod manipulowania energią... Tajemnic, straszliwych tajemnic, które mogą zniszczyć wroga i spełnić wszelkie twe pragnienia. Eragon powrócił pamięcią do niektórych lekcji Oromisa. – Tego, co powinno zostać tajemnicą. – Gdybyś tylko wiedział, nie mówiłbyś tak. Brom był zwykłym amtorem, niczym więcej. A elfy, ba! Potrafią tylko ukrywać się w swym lesie i czekać, aż ktoś je podbije. – Murtagh zmierzył wzrokiem Eragona – sam wyglądasz teraz jak elf, Islanzadi ci to zrobiła? Gdy Eragon odpowiedział, Murtagh uśmiechnął się i wzruszył ramionami. – Zresztą nieważne, wkrótce i tak poznam prawdę. – Zmarszczył brwi i spojrzał na wschód. Podążając za jego spojrzeniem, Eragon ujrzał Bliźniaków stojących na czele wojsk imperium, ciskających kule energii w sam środek armii Vardenów i krasnoludów. Zasłony dymu nie pozwalały tego stwierdzić, lecz Eragon był pewien, że łysi magowie uśmiechają się szeroko i śmieją w głos, mordując ludzi, którym poprzysięgli kiedyś wieczną przyjaźń. Było jednak coś, czego nie dostrzegli – a co Eragon i Murtagh widzieli wyraźnie ze swego miejsca na wzgórzu: podkradał się do nich, Roran. Serce Eragona na moment ustało, gdy rozpoznał kuzyna. Ty głupcze! Wynoś się stamtąd! Zabiją cię! W chwili, gdy otworzył usta, by nie zważając na koszty, rzucić zaklęcie, które przeniosłoby Rorana na bezpieczną odległość od Bliźniaków Murtagh przeszkodził mu. – Zaczekaj. Chcę zobaczyć, co zrobi. – Czumu? Na twarzy Murtagha zatańczył ponury uśmiech. – Bliźniacy z zapałem torturowali mnie, gdy byłem ich jeńcem. Eragon zerknął na niego. – Nie skrzywdzisz go? Nie ostrzeżesz Bliźniaków? – Vel edhradhin iet ai Shur’tugal. Daję słowo Jeźdźca. Razem patrzyli, jak Roran ukrywa się za stosem trupów. Eragon zesztywniał, gdy Bliźniacy obejrzeli się ku niemu. Przez chwilę zdawało się, że go dostrzegli, potem jednak się odwrócili. Roran skoczył naprzód, zamachnął się młotem i uderzył w głowę bliższego z Bliźniaków, miażdżąc mu czaszkę. Drugi Bliźniak runął na ziemię w drgawkach i wydał okrzyk. A potem on także padł pod młotem Rorana. Roran oparł stopę o trupy swych wrogów, uniósł nad głowę młot i zakrzyknął zwycięsko. – Co teraz? – zapytał Eragon i się obrócił. – Jesteś tu po to, by mnie zabić. – Oczywiście, że nie. Galbatorix chce cię mieć żywego – Po co? Usta Murtagha wygięły się. – Nie wiesz? Ha! To dopiero żart. Nie chodzi o ciebie, chodzi o nią – palcem w stronę Saphiry. – Smok wewnątrz jaja w skarbcu Galbatorixa, ostatniego smoczego jaja na tym świecie, to samiec. Saphira jest żyjącą smoczycą. Tylko ona może zostać matką całej swej rasy. Nie rozmiesz? Galbatorix nie chce wybić smoków. Chce z pomocą Saphiry odtworzyć Jeźdźców. Nie może was zabić, ani ciebie, ani jej, jeśli jego wizja ma się spełnić... A cóż to za wspaniała wizja, Eragonie. Powinieneś uszłyszeć, jak ja opisuje. Wówczas nie myślałbyś o nim tak źle. Czy to złe, że chce zjednoczyć Alagaesię pod jednym sztandarem? Na zawsze zakończyć wojny i odtworzyć Jeźdźców? – Przecież to on ich zniszczył! – I nie bez powodu – oświadczył Murtagh. – Byli starzy, tłuści i zepsucim Elfy kontrolowały ich i z ich pomocą podporządkowywały sobie ludzi, trzeba było ich usunąć, by móc zacząć wszystko od początku. Rysy Eragona wykrzywił wściekły grymas. On sam zaczął krążyć tam i z powrotem, dysząc ciężko. Gestem wskazał wciąż trwającą bitwę