Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Słysząc to pojechał naturalnie z nim i oto co znaleźli: rodzeństwo siedziało przy stole tak jak w chwili, gdy ich opuścił w nocy, z kartami leżącymi na stole i świecami wypalonymi do cna. Siostra, martwa, wpółleżała na krześle, zaś bracia dostali pomieszania zmysłów - śmiali się, śpiewali i krzyczeli do siebie zupenie bez sensu. Wszyscy troje natomiast mieli na twarzach wyraz zupełnego przerażenia, od którego człowiekowi skóra cierpła na plecach. W domu nie było śladów czyjejkolwiek obecności, a stara pani Porter, kucharka i gospodyni, spała całą noc i niczego nie słyszała. Nic nie zginęło ani nie zostało zniszczone i nie ma żadnego wytłumaczenia, co mogło tych troje tak przerazić, że kobieta zmarła, a dwóch silnych mężczyzn zwariowało. Tak w najogólniejszym zarysie wygląda sytuacja i jeśli zdoła ją pan wyjaśnić, to pomoże nam pan ponad miarę. Miałem nadzieję, że uda mi się stłumić zainteresowanie Holmesa tą sprawą, ale jedno spojrzenie na jego twarz powiedziało mi, że jest to absolutnie niewykonalne. Siedział jeszcze przez parę chwil w milczeniu, rozmyślając, po czym oznajmił: - Zajmę się tą sprawą. Wydaje mi się nader interesująca, by nie rzec wyjątkowa. Czy ojciec wielebny był na miejscu tragedii? - Nie, panie Holmes. Pan Tregennis zdał mi relację po powrocie i natychmiast pośpieszyliśmy do pana. - Jak daleko znajduje się dom, o którym mowa? - Około mili w głąb lądu. - Wobec tego pojedziemy tam razem. Ale zanim wyjdziemy, chciałbym jeszcze zadać panu Tregennisowi kilka pytań. Ten ostatni jak dotąd milczał, ale widać było, że jego tłumione emocje są silniejsze niż duchownego - siedział z pobladłą i napiętą twarzą, wzrokiem wbitym w Holmesa i kurczowo zaciśniętymi dłońmi. Wargi mu drżały, a w ciemnych oczach zdawał się odbijać przerażający widok, który oglądały. - Proszę pytać, panie Holmes - zaoferował się, ledwie mój przyjaciel umilkł. - To straszna rzecz, ale powiem panu wszystko, co wiem. - Proszę mi opowiedzieć o przebiegu wydarzeń tej nocy. - Cóż, zjadłem z nimi kolację i George, mój starszy brat, zaproponował grę w wista. Zaczęliśmy przed dziewiątą, a ja wychodziłem kwadrans po dziesiątej, zostawiając ich przy stole, wesołych i w dobrym zdrowiu. - Kto pana wypuścił? - Pani Porter poszła już spać, ale drzwi zewnętrzne mają sprężynowy zatrzask, toteż nie musiałem nikogo fatygować. Okno do pokoju było zamknięte, choć okiennic nie zawarto. Dziś rano nic w drzwiach ani w oknie nie uległo zmianie i nie ma żadnych powodów, by przypuszczać, że ktoś obcy był w środku. A przecież siedzieli tak jak ich zostawiłem, przerażeni do utraty zmysłów, a Brenda i życia, z głową zwisającą bezwładnie przez oparcie krzesła. Do końca życia nie zapomnę widoku tego pokoju. - Fakty, jak je usłyszałem, są zaiste niecodzienne - mruknął Holmes. - Sądzę, że wy, panowie, nie macie żadnej tłumaczącej je teorii? - To diabelska sprawa, panie Holmes - zawołał Tregennis. - Nie z tego świata! Coś dostało się do tego pokoju i przeraziło ich śmiertelnie. Jaki człowiek mógłby tego dokonać?! - Nietuzinkowy. Natomiast obawiam się, że jeśli to faktycznie jest sprawa sił nadprzyrodzonych, to ja na nic się nie przydam. Posłałem wprawdzie sporo klientów do piekła, ale nie mam z nim bliższych kontaktów. Najpierw jednak, nim przypiszemy wszystko Diabłu, rozpatrzmy naturalne wyjaśnienia. Jeśli chodzi o pana, panie Tregennis, przypuszczam, że w jakiś sposób był pan poróżniony z rodzeństwem, skoro oni mieszkali razem, a pan osobno? - To prawda, choć sprawa należy do przeszłości i jest już przedawniona. Wydobywaliśmy razem cynę w Redruth, ale sprzedaliśmy działkę kompanii i wycofaliśMy się z interesu z wystarczającą ilością gotówki, by żyć w spokoju. Nie przeczę, że wystąpiły różnice zdań co do podziału tych pieniędzy. Poróżniło to nas na pewien czas, ale te sprawy zostały wybaczone i zapomniane, tak że uczciwie można powiedzieć, iż byliśmy doskonałymi przyjaciółmi. - Wracając do wczorajszego wieczoru, czy nie utkwiło panu w pamięci coś, co mogłoby pomóc w wyjaśnieniu tej tragedii? Proszę się dobrze zastanowić, gdyż najdrobniejszy nawet szczegół może być mi wielce pomocny. - Nic takiego nie miało miejsca, sir. - Rodzina była w normalnych nastrojach? - Nigdy nie widziałem ich w lepszych. - Czy byli nerwowymi ludźmi? Czy w ich zachowaniu widać było oznaki zbliżającego się niebezpieczeństwa? - Nie, żadnej z tych rzeczy. - Ma pan coś jeszcze do dodania? Coś, co mogłoby mi pomóc? Zapytany zastanawiał się głęboko przez dłuższą chwilę. - Jeden drobiazg - odezwał się w końcu. - Gdy siedzieliśmy przy grze, byłem odwrócony plecami do okna, a Georg, będący moim partnerem, siedział zwrócony doń twarzą. W pewnym momencie zauważyłem, że przygląda się uważnie czemuś ponad moim ramieniem, toteż odwróciłem się i spojrzałem za jego wzrokiem na okno. Widać było przez nie zarośla i krzewy w ogrodzie i przez moment wydało mi się, że coś się między nimi porusza