Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

To ma swój ur . - akie uroki można mieć i bez niego - zauważyła krytycz ie Okrętka. - Nie podoba mi się i koniec. Póź ym wieczorem wróciły do namiotu, odprowadzane przez pó obozu. Przechadzki przy świetle księżyca z Grzesiem Tereska, zgodnie z przewidywaniami Okrętki, odmówiła sztywno i wzgardliwie, budząc tym powszechne zdumienie. Obserw jący ją Zbyszek miał nadzwyczajną uciechę, szczególnie ż` Okrętka nie szczędziła wygłaszanych szeptem ko *** Wąt liwe jest, czy wstąpiłyby na pocztę w Mikołajkach, gdyby w aśnie nie Grześ. Obie poczuły nagle, że muszą zrobić coś przec iwnego mu, odwrotnego, i postanowiły wysłać karty do rodzi` ów, czego przedtem wcale nie miały w planach. Zamierzały zrobić zakupy i popłynąć dalej. W n ikołajkach znalazły się dopiero o czwartej po południu, Tere ka bowiem uparła się, żeby obejrzeć po drodze wszystkie kol` 'ne kamienie. Okrętka poddała się z rezygnacją, usiłowała tylk nie patrzeć na trzy rozwalone kopce i potężne doły, którym 7 reska przyglądała się w milczeniu i ze zmarszczoną brwią. O etchnęła, kiedy dotarły do miasta. Zostawiły składak pod opie ą strażnika w przystani i od razg udały się na pocztę. - I o głupi znaczek będziemy s y w tym ogonie?spytała z zgrozą Okrętka na widok kłębionego przy ol`enkach tłur u. - Nie lepiej kupić w osku? - I ewnie, że lepiej, ale tu wr cimy, żeby wrzucić d skrzynki. bo w te inne skrzynki to ja nie wierzę. Wyjmują z nich listy i wrzucają prosto do wody. - ` kąd wiesz? 142 Większy kawałek świata - Nie wiem, ale tak mi się wydaje. To byłby przecież najprostszy sposób, żeby się pozbyć tego całego śmiecia, nie? Wypychaj się z tego piekła. Opuściłyby pocztę od razu, gdyby nie to, że za sobą, w chaosie dźwięków, odróżniły naglejeden głos. - Pszephaszam - mówił ktoś uprzejmie, ale energicznie. - Bahdzo przephaszam... Obie zatrzymały się jak wrośnięte znienacka w podłogę. Ludzie dookoła przepychali się niecierpliwie w dusznym upale. Tereska i Okrętka poruszyły się równocześnie, z tym że w przeciwnych kierunkach: Okrętka rzuciła się w stronę drzwi, Tereska zaś z powrotem do wnętrza. Okrętka obejrzała się, wydała zdławiony okrzyk, zawahała się, po czym z wyrazem zgrozy w oczach zaczęła desperacko pchać się na powrót do środka. Dotarła do Tereski, która zatrzymała się obok rozmównicy telefonicznej, i szarpnęła ją za rękę. - Czyś zgłupiała? - wyszeptała jej w ucho, poszczękując zębami. - Uciekajmy śtąd, on nas zna, widział!... - Chcę zobaczyć tego tytana pracy - odparła Tereska z uporem, również szeptem. - Który to? Pchał się w tę stronę. - Nie wiem, tłumy się pchają, w ogóle na niego nie spojrzałam! Nie zadawaj się z wariatem, chodź stąd, na litość boską! - Zaraz. Może się odezwie. Słuchaj głosu, musimy go rozpoznać. Lojalność nie pozwoliła Okrętce zostawić Tereskę w tej piekielnej jaskini i samej uciec. Nie widziała żadnego powodu, dla którego musiałaby rozpoznawać szaleńca. Spocona bardziej z wrażenia niż od gorącego zaduchu, usiłowała przekonać ją szeptem, że to nie ma żadnego sensu, że uduszą się tu za chwilę na śmierć, że ostatecznie mogą poczekać na niego na ulicy. Tereska była głucha na wszystko, z wyjątkiem upragnionego głosu. Głos odezwał się wreszcie. Chmielewska 143 - Czy to tu się odbieha poste hestante? - spytał niecierpli ie. T -eska poruszyła się. Głos wychodził z ust osobnika odwróco ego do niej tyłem. Osobnik był wysoki, chudy i łysy i Teresk koniecznie chciała zobaczyć coś więcej niż jego plecy i tył gł wy. - Przesuńmy się za ludźmi w tamten kąt, to zobaczymy go z pr .odu - szepnęła z przejęciem. - Po co?! - wyjęczała Okrętka. - Zaczekajmy na ulicy, s `oro już musimy, obejrzyjmy go z przodu, kiedy będzie wycho ził! - Założy ciemne okulary i figę zobaczymy. Nie poznamy go otem, jak zdejmie. - Po jakiego diabła mamy go poznawać?!... Te ska wężowym ruchem prześlizgnęła się między czekającyr i w kolejce, znękana Okrętka przecisnęła się za nią. Ujrzały najpierw profil, a potem twarz. Łysy osobnik miał wielki i os, podobny do dzioba ptaka, na mahoniowo opaloną twarz, ` erokie, nastroszone, bardzo jasne brwi, równie jasne rzęsy i bure oczka. Można go było z łatwością zapamiętać, głównic dzięki brwiom i nosowi. - Po co tujeszcze stoimy, widziałaś gojuż, nauczyłaś się go na F mięć, ma pryszcz na brodzie - syczała Okrętka z furią i r zpaczą. - Chodźmy stąd! ! ! - Zaraz. Chcę zobaczyć, co będzie odbierał. Może powie, jak się nazywa. - Po co ci to?! - Nie wiem. Może się przydać. Tłu gniótł się, przepychał i miesił w dusznym gorącu. o cud, że jeszcze żyjemy po tym upiornym kotle!warknę Okrętka, kiedy już wypchnęły się za wychoc`zącym osobnik em i opuściły pocztę. - Przez ten/czas pięćdzi`siąt razy m`żna było kupić znaczek. Teraz b`dzie kolejka p y kiosku.. 144 Większy kawałek świata - Chodź, nie margaj! - przerwała gorączkowo Tereska. - Musimy iść za nim! - Po co? Żeby nas w końcu zauważył i podusił? - Zastanowiłam się, nie może nas poznać. Wtedy, kiedy na nas świecił, wyglądałyśmy zupełnie inaczej. Nic nam nie grozi. - Wyglądałyśmy identycznie! - Nic podobnego. Mokre kłaki wisiały nam na twarzy i siedziałyśmy w kucki w kostiumach kąpielowych. Potem ci wszystko wyjaśnię. Chodź! Nie musiały iść długo. Na najbliższej ulicy stał szary volkswagen-garbus. Ukryte za kioskiem z napojami obserwowały arystokratę, który wsiadł do środka i zaczął czytać otrzymaną korespondencję. Następnie sięgnął do skrytki, wyjął jakiś złożony papier, rozłożył go i jął z uwagą studiować. - Cóż bym dała za to, żeby zobaczyć, na co on patrzy! - wyszeptała szaleńczo przejęta Tereska. - Zapamiętaj numer samochodu..