Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
26-7 nie było to najmilsze przeżycie, kiedy zdał sobie sprawę, że jego podporządkowanie się rebelii, co zaakceptował w zasadzie, Zamienia się w podporządkowanie rzeczywiste i że osobowość organizacji staje się względna. Nie było w tym niczyjej winy. Ze szczytów Sierry Castro zakazał przeprowadzania aktów sabotażu i terroru, tych jedynych sposobów działania, które mogli stosować osaczani członkowie ruchu oporu; zakazał nie dlatego, żeby pozbawiać młodych mieszkańców miast możności prowadzenia prawdziwej walki, lecz z prostego przeświadczenia, że czyni słusznie; robotnicy, nieliczni w M. 26-7, nie szliby na sabotaż; należało zresztą tak wygrać wojnę, by w miarę możności nie hamować produkcji. Terror nie był właściwą bronią: kiedy kilku studentów usiłowało zdobyć pałac prezydencki, w którym miał siedzibę Batista, zostali zabici na miejscu bądź straceni następnego dnia. Tak więc Castro tylko użyczył swego głosu wyrokowi, jaki sama rewolucja wydała na swoich zwolenników z miast; byli nieodzownymi pomocnikami, którzy winni się mieścić tylko w granicach swoich zadań: pieniądze, broń - nic ponadto. Mimo że ci młodzi ludzie z miast włączyli się w rewolucję bez reszty, byli dalecy od radykalizmu Fidela Castro. Albo też raczej trwali na pozycjach, które on już dawno zostawił za sobą. W 1958 roku stosunki między bojownikami ruchu oporu i rebeliantami naprężyły się tak dalece, że niekiedy dochodziło do momentów dramatycznych. Wprawdzie kontaktowali się zbyt rzadko, żeby wszyscy mogli zdać sobie sprawę z istniejących rozbieżności, jednak odpowiedzialni ludzie z obydwu grup spotykali się nie bez uprzedzeń. Oltusky organizował zaopatrzenie w żywność rebeliantów w prowincji Las Villas; gdzieś pod koniec wojny został powiadomiony, że na czele swoich oddziałów Che Guevara zmierza forsownym marszem do Sierry. Obydwaj mieli się spotkać w górach: dokładne miejsce spotkania nie oznaczone. Spotkali się. Było to spotkanie burzliwe. W ciągu czterdziestu pięciu dni Guevara jadł wszystkiego jedenaście razy; był w bardzo kiepskim humorze i nie krył się ze swoją nieufnością do tego młodego człowieka, który obiecywał mu żywność. Z drugiej strony Oltusky, który urobił sobie ręce po łokcie, był zirytowany tym pogardliwym stosunkiem; obawiał się, żeby wskutek głodu rebelianci nie posunęli się do gwałtów. Uznał Guevarę za awanturnika; Guevara Oltuskyego za kontrrewolucjonistę. Mylili się obaj. Radykalny w decyzji, gwałtowny w działaniu jak żołnierz, Guevara był człowiekiem światłym w najpełniejszym sensie tego słowa i jednym z najbardziej dalekowzrocznych, po Fidelu Castro, umysłów rewolucji. Widziałem go; tylko wariat mógłby przypuszczać, że łagodność i humor, które okazywał swoim gościom, to cechy zapożyczone na dnie przyjęć; jego uczucia - nierówne, bo nierówne - są jego własnymi uczuciami. Kiedy w 1958 roku zetknął się z Oltuskym, nic go nie usposabiało do ustępstw - ani głód, ani ta chmurna odwaga, która woli przewidywać najgorsze i być przygotowana na najgorsze. Oltusky - młodszy od Guevary i pełen respektu dla tego już legendarnego bojownika, lecz jednocześnie tak samo uparty jak on - przeciwstawiał mu się nie tyle dlatego, by kierował się innymi celami czy ideami, lecz raczej ze względu na swoją praktyczną wiedzę o terrorze w miastach, ze względu na sytuację i międzyludzkie związki, które go ukształtowały. W mieście człowiek uczy się ostrożności, cierpliwości, zastrzeżeń: Oltusky był również za tym, by iść aż do końca, ale etap po etapie, powoli. Krótko mówiąc, pierwsze przyzwyczajenia, które kształtują charakter człowieka, sprawiły, że był bardziej reformatorem niż rewolucjonistą, chociaż cele rewolucji były również jego celami. Zapadła noc, rozmowa potoczyła się o reformie rolnej. Oltusky opowiadał się za podziałem ziemi między chłopów. Jednak jego ostrożność, jego mieszczańska roztropność - według której reformy są solidniejsze, gdy się je przeprowadza stopniowo - jego obawa, by rewolucja nie przeskakiwała etapów i nie gnała z wywalonym jęzorem po niewiadomych drogach, jego głęboka troska o interesy narodu, a może również i bardzo dawne naleciałości tej leciutkiej pogardy, jaką we wszystkich krajach miasta okazują wiejskim analfabetom - wszystko to sprawiło, że proponował nie spieszyć się: zaraz po zwycięstwie przeprowadzić podział ziemi, dać każdemu pracującemu na roli jego część, jednak nie żeby od razu był jej właścicielem, lecz tylko użytkownikiem; właścicielem stanie się dopiero po dwóch latach, o ile utrzyma produkcję powyżej ustalonego uprzednio poziomu (na ogół przeciętnego poziomu z lat poprzednich). Guevara nie ukrywał swojego oburzenia; jeżeli ziemia należy do chłopów, to oddać im ją, natychmiast i bezwarunkowo. Jakim prawem drobnomieszczanie, którzy nie mają pojęcia o robocie w polu, mieliby stosować wobec chłopów te obelżywe dla nich środki ostrożności? Bo umieją czytać? Najgłębsza kultura zmienia się w zeschłe liście, w same tylko słowa, gdy ją zestawić z prawdziwą świadomością rewolucyjną. Chłopi zasługują na całkowite zaufanie; przeprowadzają rewolucję, zdają sobie z tego sprawę; produkcja się nie zmniejszy