Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
- Jesteś piękna - zapewnił ją żarliwie. - Nawet zakurzona. - Ty także - wypaliła bez namysłu, poniewczasie gryząc się w język. Takie pochopne wyznanie zapewne drogo ją będzie kosztowało. - Tak uważasz? Oczy mu zapłonęły. Odłożył na bok zapalniczkę i objął Lynn wpół, a potem położył się na powrót i pociągnął ją za sobą. Bardzo drogo, dodała w myślach, nie stawiając jednak oporu. - Powinniśmy opracować plan wydostania się stąd - odezwała się najbardziej rzeczowym tonem, na jaki było ją stać, wciąż dzielnie przeciwstawiając się ogarniającej ją pokusie, by poddać się urokowi Jessa. - Nudziara - ofuknął ją czule. - To potwarz - odęła się, usiłując go odepchnąć, lecz droczyła się raczej, niż naprawdę próbowała wyswobodzić. - Proszę bardzo, mogę odwołać, tylko po co się oszukiwać? - W odpowiedzi przyciągnął ją jeszcze mocniej do siebie. Leżeli, wtuleni ciasno jedno w drugie, a Lynn znowu opierała policzek o ramię kowboja, przy każdym poruszeniu dotykając nosem jego kłującego podbródka. Wystarczyłoby unieść głowę, by ich usta się spotkały... - Owszem, lubię planować - przyznała w końcu.- Możesz mnie w związku z tym nazwać pedantką, ale w żadnym razie nie nudziarą. - Jeśli tak sobie życzysz - ustąpił, chyba nie całkiem przekonany. Dotknął czołem jej czoła. - Wiesz, co? - Co? - Możemy planować lub nie, ale dopóki woda nie opadnie i tak się stąd nie ruszymy. Jesteśmy uwięzieni. - Uwięzieni - powtórzyła jak echo, myśląc tylko o tym, że oddałaby wszystko, by ostatnie milimetry dzielące ich usta przepadły gdzieś na zawsze. - Chyba że żartowałaś, twierdząc, iż nie uda nam się prześlizgnąć przez skalną gardziel - dodał lekko schrypniętym głosem. - Nie żartowałam. - Byłem tego pewny. - Przypadkiem chyba dotknął nosem czubka jej nosa. Tym niewinnym muśnięciem skrzesał iskrę, która wywołała w Lynn pożar. - Jess... - zaczęła i umilkła, zapomniawszy, co właściwie zamierzała powiedzieć, opętana jednym tylko pragnieniem: chciała go całować, pragnęła znacznie, znacznie więcej... - Lynn - odrzekł nieco żartobliwym tonem. - Lynn! - powtórzył, tym razem całkiem poważnie. - Tak? - wykrztusiła z bijącym sercem. - Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie na lotnisku, kiedy zmierzyłaś mnie złym wzrokiem, dostrzegłszy, że wlepiam oczy w twoje długie nogi? - Oczywiście. - Jakże mogłaby zapomnieć ogorzałego nieznajomego przystojniaka, wystrojonego w kowbojski kapelusz i wysokie buty, który bezceremonialnie gapił się na nią, zapomniawszy nawet się przywitać. Doprawdy należało mu się zimne spojrzenie, którym go wtedy uraczyła. Teraz zaś to wspomnienie rozbawiło ją tylko. - A wiesz, co wtedy sobie pomyślałem? - Boję się zapytać. - Że jeśli dane mi będzie mieć coś w tej sprawie do powiedzenia, tej damy nie ominie wakacyjna przygoda. - Naprawdę? - Tak, proszę pani. Miała wrażenie, że się uśmiechnął, mówiąc te słowa. - Byłem nawet gotów dorzucić własne awanse do oferty naszej firmy. - Gratis? - Także się uśmiechnęła, cytując słówko przesadnie często używane w broszurze reklamowej. - Więcej! Nie zawahałbym się nawet zaproponować specjalne go rabatu. - Cóż pozwoliło ci przypuszczać, że w ogóle zainteresuje mnie jakiś tam podrabiany kowboj? - Nie zainteresował? - Wtedy nie sował? - A teraz? - Może. - Może? - Może. Nie wiadomo czy to ona uniosła głowę czy to Jess nachylił się nagle, dość, że po ostatnim „może” jego usta odnalazły wreszcie jej wargi. Jego usta gorące i czułe, po prostu uwodzicielskie. Nie wahając się dłużej z uczuciem niewysłowionej rozkoszy Lynn objęła go mocno za szyję. 32 Dotknięcie jego ust obudziło łynn z długiego letargu. Uśpione zmysły ożyły. Od wielu miesięcy, lat właściwie, samotnie borykając się z losem, nie miała czasu ani ochoty poświęcić więcej uwagi tej sferze życia. Od dnia rozwodu pojawiali się, co prawda, od czasu do czasu u jej boku nieliczni mężczyźni, lecz żaden z nich nie wzbudził w niej nigdy takich emocji jak Jess. Wystarczył jeden pocałunek tego mężczyzny, by ogarnął ją płomień. Całowała go z oddaniem, żarliwie, tuląc się doń ze wszystkich sił i z radością witając dowody jego entuzjazmu. Wewnętrzny ogień rozpalił ją całą, nieomal pozbawiając zmysłów. Tak długo tęskniła do gorących, niecierpliwych ust, do mocnych ramion, do męskich kanciastych, twardych kształtów