Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Wziął od niej paczuszkę i rozwinął ją. W środku była prześlicznie emaliowana tabakierka. - Nigdy nie widziałam, żebyś zażywał tabaki - zauważyła. - Jednak bardzo mi się spodobała. Z Moirążycie nigdy nie będzie nudne, pomyślał. Jego nastrój w ciągu kilku minut uległ radykalnej zmianie. Nie potrafił ukryć wzruszenia. Nie był to oczywiście szczególnie kosztowny prezent, widział tabakierki o znacznie większej wartości. Nie zażywał tabaki i to emaliowane cacko na nic mu się nie przyda. Ale to był prezent od jego żony. - Może zacznę zażywać tabakę - powiedział. - Wyobrażasz sobie, jak będę na ciebie kichał? W jej oczach pokażały się iskierki rozbawienia. - Bardzo dziękuję - dodał. - Jest rzeczywiście śliczna. - Już późno, milordzie - zauważyła, wstając z fotela. - A ja wciąż spocony. Czy mogę ci podać ramię i odprowadzić do twojej gotowalni? *21* Dni mijały szybko, dostarczając tylu atrakcji, że chwilami wydawało się, iż doba ma za mało godzin, aby ich wystarczyło na sen i wypoczynek. Czasem Moira tęskniła za cichym i spokojnym życiem w Kornwalii, innym razem myślała ze smutkiem, że te wspólne tygodnie są być może jedynymi, które kiedykolwiek spędzi w Londynie. Czasem chciała być od niego z daleka, żeby móc spokojnie pozbierać myśli. W zasadzie nie było dnia, żeby nie dochodziło między nimi do sprzeczki, szczególnie wtedy, gdy mieli okażję spędzić ze sobą trochę więcej czasu. Innym razem znowu wpadała w panikę na myśl, że przyjdzie jej przeżyć życie bez niego. Czasem miała dosyć zarówno swoich, jak i jego przyjaciół, przez których nie widywali się przez wiele godzin, a czasem nawet przez cały dzień. Innym razem znowu przychodziło jej do głowy, że mogliby być lepszymi przyjaciółmi, gdyby widywali się jeszcze rzadziej. Pozostawały noce. Wtedy się nigdy nie kłócili, wręcz przeciwnie -stanowili przyjazną i doskonale zgraną parę. Związek nie może jednak opierać się jedynie na tej jednej, choćby najwspanialszej rzeczy. Moira coraz częściej zastanawiała się, jakie będąjej noce, kiedy wróci do Dun-barton. Nie będzie jej łatwo teraz, kiedy wiedziała, co traci. Oczywiście, wciąż jeszcze się uczyła. Każda ich noc była inna - i każda cudownie niepowtarzalna. Kiedy nie byli umówieni z przyjaciółmi, szli razem na spacer, odwiedzali galerie, chodzili na pikniki, a wieczorami do teatru, na koncerty, przyjęcia i bale. Ciągle też otrzymywali zaproszenia na kolacje i tylko raz udało im się spędzić wieczór w domu. Nie mogli więc narzekać na brak towarzystwa, a tym bardziej na brak rozrywek... Jedno, zupełnie przypadkowe spotkanie, było dla Moiry szczególnie pamiętne. Pewnego dnia, kiedy spacerowała po Hyde Parku z lady Raw-leigh i lady Baird, dosłownie wpadła na siostrę Kennetha, Helen, która szła w towarzystwie kuzynki lorda Ainsleigh. Panie zatrzymały się, żeby wymienić grzeczności, kiedy jednak po chwili Moira i jej przyjaciółki chciały iść dalej, ku jej zdumieniu Helen i jej towarzyszka najwyraźniej zmieniły plany i ruszyły w tym samym co one kierunku. Helen manewrowała tak, żeby znaleźć się z Moirą w pewnej odległości od pozostałych pań. - Mama jest wściekła - powiedziała, gdy wyczerpały temat pogody. - Musiałaś jej nieźle nagadać. - Bardzo mi przykro, że tak źle to odebrała - odparła chłodno Mo- ' ira. - Chciałam tylko, by zrozumiała, że za swoje zachowanie odpowiadam jedynie przed moim mężem. - Och, mama szybko dojdzie do siebie - zapewniła ją Helen. - Nie może znieść, że jest w niełasce u Kennetha, a jak zapewne wiesz, jeszcze bardziej jej nagadał niż ty. Moira nie wiedziała. Była jednak mile zaskoczona. - Rzecz w tym - ciągnęła Helen - że Michael nie ma w ogóle sióstr, a jedynie braci. Jesteś więc moją jedyną siostrą, tak jak ja jestem twoją. Smutne byłoby, gdybyśmy miały być wciąż do siebie wrogo nastawione. - Aż do ostatnich świąt Bożego Narodzenia nie zdawałam sobie sprawy, że my obydwie możemy być wrogami - odparła Moira. - Kochałaś kiedyś Seana i ja kochałam go również