Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Rosa popatrzyła na pamiętnik. - Aż do następnego dnia po tej nocy - powiedziała - nie wiedziałam, że zginął. Myślałam, że to ty go zabrałaś, ale nie mogłam się zdobyć na to, by cię zapytać. Te wszystkie przemilczenia, pomyślała Terri. - Myślisz, że nic bym nie powiedziała? Rosa wolno uniosła wzrok i znowu popatrzyła na jej twarz. - Co pamiętasz? - Wszystko. - Terri przyglądała się jej z uwagą. - Co trzymałaś w dłoni, mamo? - Klucz francuski - odpowiedziała cicho. - Jego klucz. Który miałam, by używać go w razie potrzeby. Terri poczuła falę mdłości. - Zabiłyśmy go, mamo. - To ja go zabiłam, Tereso. Ty po prostu mnie chroniłaś, a potem starałaś się ochronić siebie. Najlepiej, jak dziecko mogło to zrobić. To było dziwne, pomyślała Terri: Rosa wcale nie pytała o swoją przyszłość. - Widzisz zatem - dokończyła matka - że Ricardo nie był dla mnie nowością. Dawno temu dowiedziałam się, że jestem zdolna do popełnienia morderstwa. Ponieważ kiedy Ramon wyciągnął do mnie rękę, leżąc na werandzie w swojej krwi i wymiocinach, zrozumiałam, że musi umrzeć, jeśli kiedykolwiek mamy być wolne. Ale nigdy nie byłyśmy, pomyślała Terri, i nie jesteśmy. Poczuła ciężar przeszłości swojej rodziny i w pełni zrozumiała znaczenie tego, że teraz ciężar ten przeszedł z barków Rosy na jej. Wyprostowała ramiona. - Chris nic nie powie, mamo. Podobnie jak Carlo. Kobieta popatrzyła na nią, milcząca i nieruchoma. - Czy to znaczy, że ty i Chris będziecie razem? - zapytała w końcu. To zaskakujące pytanie sprawiło, że Terri omal nie wybuchnęła gniewem; tylko wyraz oczu Rosy, wciąż pełnych nadziei, że jej córka może jeszcze być szczęśliwa, sprawił, że zapanowała nad sobą. - Tylko my dwoje i nasze tajemnice? - zapytała z goryczą. - Nie mogę sobie tego wyobrazić. Ale gdybyśmy jednak byli, jestem pewna, że Chris nie będzie chciał cię więcej widzieć. Rosa przyjrzała się jej z uwagą. - Chłopiec. - Tak. Nawet jeśli Chris potrafiłby ci wybaczyć za siebie. Matka odwróciła się od niej. - A co z tobą, Tereso? Terri przyglądała się przez chwilę profilowi matki: ile razy, pomyślała, szukała w tej twarzy odpowiedzi na pytanie, jak się czuć lub zachowywać. - Jesteś moją matką - odparła w końcu cicho. Rosa zamknęła oczy. - A Elena? - Będę ją do ciebie przyprowadzać. O ile to tylko będzie możliwe, będziemy się zachowywać jak poprzednio. Przez te lata stałyśmy się w tym całkiem dobre. - Usłyszawszy własne słowa, Terri dokończyła stanowczo: - Elena jest twoją wnuczką i bardzo cię kocha. Nie sądzę, by mogła znieść jeszcze jedną stratę. Nie było nic więcej do powiedzenia; Terri stwierdziła, że nie może dłużej zostać w tym domu. Nie czekając na odpowiedź Rosy, wstała i wyszła. Denise Harris dotknęła powiek. - Niewiarygodne - powiedziała półgłosem. Kręcąc głową tak szybko, jakby chciała oczyścić umysł, wstała, a potem podeszła do okna. Wydawało się, że upłynęło kilka minut, zanim odwróciła się do Terri. - Spałaś w ogóle dziś w nocy? - Nie. Psycholog znowu pokręciła głową. - Nie możesz zajmować się wszystkimi - powiedziała. - Pod pewnymi względami jesteś najsilniejszą kobietą, jaką znam. Troszczyłaś się o matkę, o Elenę, o Richiego... nawet o Chrisa, od czasu do czasu. Ale teraz będziesz potrzebowała pomocy. I to w dużym zakresie. - Tego właśnie nie chcę... pomocy. - Terri wstała. - Jestem matką Eleny. Nie mogę jej prosić, żeby pozwoliła mi odpocząć, lub Chrisa i Carla, żeby żyli w tym bałaganie, który pomogłam stworzyć. Harris podeszła do niej; po raz pierwszy czarnoskóra psycholog po prostu objęła ją i nic nie mówiąc, trzymała w ramionach. Po pierwszej chwili zaskoczenia Terri stwierdziła, że ten serdeczny gest niesie jej pociechę; z trudem pohamowała cisnące się do oczu łzy. - W takim razie ja ci pomogę - powiedziała cicho Harris. - Zrobimy to razem. Jeśli tylko uznasz, że to przekracza twoje siły, po prostu zadzwoń do mnie. W dzień lub w nocy. Po chwili puściła ją. Terri cofnęła się ku krzesłu; siadając, czuła się tak, jakby czarnoskóra psycholog w jakiś sposób zniszczyła jej wewnętrzne bariery, uwalniając przy okazji falę znużenia. - Mogłabym zasnąć nawet na tym krześle - powiedziała zmęczonym głosem. - Ale jest tyle spraw, o których muszę pomyśleć. Elena... Harris wolno pokiwała głową. - Rozpocznijmy od prostych spraw - zaproponowała. - Elena nie może się dowiedzieć... nie teraz. I masz rację: nie powinnaś trzymać jej z dala od Rosy. Nie tylko osłabiłoby to poczucie bezpieczeństwa twojej córki, takie jakie ono jest, ale mała zrozumiałaby intuicyjnie, co jest tutaj nie w porządku. - Co w takim razie powinnam jej powiedzieć o śmierci Richiego? - Terri poczuła, że ogarnia ją rozpacz. - O ile wiem, zapyta mnie o niego, gdy będziemy wracać z przedszkola. - Dwie rzeczy. Po pierwsze, że Chris jest niewinny i że to, przez co przeszedł, było niesprawiedliwe