Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
.. Do rana? Nie wiem. Nagle w swym pokoju ujrzałam poranne słońce. Wielkie było moje zdziwienie i pomimo usilnych prób nie potrafiłam dojść, czy był to wszystko sen czy słodka bezsenność. Dopiero co była noc. a tu proszę, już dzień! A tymczasem przeżyłam tak wiele, och, tak bardzo wiele!... Poczucie czasu lub może miary czasu zostało zniesione, noc całą mogłam mierzyć jedynie mnogością moich myśli. I jakkolwiek długą by mi się nie zdawała z tego punktu widzenia, .miałam wrażenie, że trwała ledwie kilka sekund lub że nawet w ogóle nie miała miejsca w wieczności. Nie potrafię opisać pani mego późniejszego zmęczenia... Było doprawdy bezmierne. Mówią, że wizje poetów i twórców przypominają te, których doświadczyłam, chociaż zawsze wyobrażałam sobie, że ludzie podejmujący się wzruszać nas muszą być raczej obdarzeni zrównoważonym temperamentem. Ale jeśli trans poetycki przypomina ten, który u mnie spowodowała mała łyżeczka konfitur, to myślę, że usatysfakcjonowanie publiczności kosztuje poetów bardzo drogo. Nie bez pewnej prozaicznej satysfakcji powróciłam do siebie, do swego świata in- telektualnego, krótko mówiąc do rzeczywistego życia". Oto kobieta rozsądna, ale nam opis ten posłuży jedynie do poczynienia kilku spostrzeżeń dopełniających ten bardzo powierzchowny obraz podstawowych wrażeń będących wynikiem zażycia haszyszu. Wspominała owa kobieta o kolacji i przyjemności, jaką ta jej dostarczyła w chwili krótkiego otrzeźwienia, które jednak wtedy wydawało się jej ostateczne i pozwalające na powrót do rzeczywistości. W istocie, jak wspominałem już. są to chwilowe przerwy i fałszywy spokój, a haszysz często wywołuje wilczy apetyt i prawie zawsze silne pragnienie. Właśnie obiad czy kolacja spożyta przed udaniem się na spoczynek powoduje wznowienie działania, ów kryzys, na który uskarżała się nasza dama. Po nim właśnie nastąpiła seria czarownych, lekko podszytych strachem wizji, którym się tak całkowicie i z dobrą wolą poddała. Głód i mordercze pragnienie, o których mowa. niełatwo dają się zaspokoić. Człowiek czuje się wtedy daleko od spraw tego świata, jest tak dalece pod wpływem upojenia, że długo musi zbierać energię, by wreszcie sięgnąć po butelkę lub widelec. Opisany kryzys uwarunkowany trawieniem pożywienia jest rzeczywiście bardzo gwałtowny, walka z nim jest niemożliwa, podobnego stanu nie sposób znieść, jeśli trwa zbyt długo i jeżeli szybko nie znajdzie się miejsce na przeżywanie kolejnej fazy upojenia, która w opisanym przypadku zaowocowała wspaniałymi wizjami, nieco przerażającymi, ale zarazem przynoszącymi pocieszenie. Ten nowy stan zwą na Wschodzie kief. Znikają zawirowania i hałas, jest piękno - spokojne i nieruchome, chwalebna rezygnacja. Od dawna nie jesteście już sobą, ale nie smuci was to ani trochę. Cierpienie i poczucie czasu znikają, a jeżeli nawet ośmielą się czasem zaistnieć, to tylko przez pryzmat przeżywanych właśnie wrażeń, i w porównaniu z ich zwykłym sposobem przejawiania się stają się tym, czym poetycka melancholia wobec rzeczywistego cierpienia. Ale przede wszystkim zauważmy, że w opowiadaniu naszej damy (dlatego je tu przytoczyłem) halucynacja jest rodzajem bękarta czerpiącego swoją rację bytu z tego. co dociera doń z zewnątrz; dusza jest tylko zwierciadłem, w którym otoczenie odbija się w sposób skrajnie odkształcony. Następnie obserwujemy coś, co chętnie nazywam halucynacją moralną; ten kto jej doświadcza, wierzy, że odbywa pokutę. Tyle. że w tym przypadku kobiecy charakter, nie sprzyjający analizie, nie pozwolił odnotować szczególnego, optymistycznego zabarwienia wspom- nianej halucynacji. Dobrotliwe spojrzenia olimpijskich bóstw zostały upoetyzowane w sposób charakterystyczny dla tych, którzy są pod wpływem haszyszu. Nie twierdzę, że dama nasza bliska była wyrzutów sumienia, ale jej myśli, czasem kierujące się w stronę melancholii i żalu, nagle zabarwiały się nadzieją. Będziemy mieli jeszcze okazję powrócić do tej sprawy. Dama mówiła również o zmęczeniu nazajutrz; rzeczywiście zmęczenie jest ogromne, ale nie objawia się ono natychmiast, a kiedy już zmuszeni jesteście się z nim spotkać, to nie bez zdziwienia. Najpierw, kiedy witacie początek nowego dnia na horyzoncie swego życia, macie zadziwiająco dobre samopoczucie. cieszycie się (tak wam się przynajmniej zdaje) nadzwyczajnie lekkim umysłem. Ale ledwie staniecie na nogi, resztki waszego niedawnego zniewolenia dopadają was i powalają jak pocisk. Słabe nogi wiodą was niepewnie i obawiacie się w każdej chwili, że załamią się pod wami. jak jakiś wyjątkowo kruchy przedmiot