Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
161 162 d y s y m u l o w a ć (z łac.) — taić, udawać J a n D y m i t r S o l i k o w s k i — (1539—1603) był sekretarzem Zygmunta Augusta, następnie kanclerzem Anny Jagiellonki, sekretarzem Stefana Batorego, wreszcie od r. 1583 arcybiskupem lwowskim 163 W i l h e l m R o s e n b e r g — (1535—1592), potomek jednej z najznakomitszych rodzin czeskich, był posłem do Polski w latach 1572, 1576 i 1589; w czasie pierwszej elekcji prosił, by na sejmie nie wymieniano jego nazwiska jako kandydata na króla, pomimo to wpisano go jako Piasta 164 W o j c i e c h S ł u p s k i — (posiadał przydomek „Bandura”, o którym mało kto wiedział) — był sędzią wschowskim Na prowincjach rozlegały się najrozmaitsze echa stolic i grodów. W Wielkopolsce i wielu innych województwach chciano wybierać samą Annę, a mężowi jej potem dać koronę, którą by ona mu przyniosła. Myśl ta miała zwolenników wielu. Cesarz165 głosił przez usta swych posłów, że syn jego Annę zaślubi, Montluc i Francuzi co do tego drażliwego punktu milczeli, ani przyrzekając, ani się opierając. Mówili dwuznacznie, dawali się domyślać, nie chcieli zobowiązywać. Biskup Walencji, Pibrac i wszyscy Francuzi, znający rozpustnego Henryka, kochającego się w piękności, strojącego jak lalka, wybierającego sobie i najładniejszych chłopców na przyjaciół, i najpiękniejsze panie na kochanki, wiedzieli dobrze, że ożenić go z niemłodą, poważną, smutną polską królewną byłoby nadzwyczaj trudnym. Zdawało się im, że Annie zapewniając stanowisko, dochody, poszanowanie, stawiając ją obok tronu, niekoniecznie Henryk żenić się potrzebował. Była to zawada, nieprzyjemna przeszkoda, lecz z czasem dająca się usunąć i uprzątnąć. Po miastach nigdy może jak tej zimy nie zjeżdżano się tłumnie i nie naradzano wrzawliwiej. Szlachta polska naówczas nie grzeszyła zbytnią znajomością stosunków europejskich, a nawet krajów o granicę położonych. Przyjaciele cesarza rozpowiadali o jego potędze i środkach, jakich mógł użyć dla zdobycia Korony, o Erneście (Rdeście, mówiła szlachta) chodziły też baśnie różne, a cóż dopiero o Henryku, o carze, o Janie Szwedzie i kilkoletnim synku jego, o wszystkich innych aż do Słupskiego Bandury! Cesarscy, choć nieobficie, po troszę pieniądzmi, rozdawanymi cicho, zyskiwali sobie, Francuzi więcej obietnicami i zobowiązaniami na piśmie, w których stały złote góry. Montluc dawał na papierze, co kto chciał. Na całe województwo często potrzeba było jednego tylko wygadanego a żwawego szlachcica, aby za sobą tłum poprowadził i skuteczną szerzył propagandę. Mówca taki na zjeździe, na odpuście, czasu jarmarku często kawał kraju usposabiał do przyszłego głosowania. Tam, gdzie się dwa wpływy ścierały, rzadko cesarz zwyciężał liczbą. Miewał za sobą magnatów, mniejsi się go lękali i nie dowierzali. Duchowieństwo wahało się między Henrykiem a Ernestem. Różnowiercy szli za Zborowskim, pomimo rzezi św. Bartłomieja, choć gorętsi się go wyrzekali i ani słuchać nie chcieli o nim. Taki rozerwany był stan umysłów w przededniu zwołania sejmu elekcyjnego, którego następstwa nikt przewidzieć nie mógł. Pobożni rachowali na Opatrzność i Ducha św., a w istocie tam, gdzie tłumy głosować miały pod wpływem namiętności i rozdrażnień chwilowych, żaden rozum w świecie odgadnąć by nie umiał, kto się utrzyma. Jeden wykrzyk nierozumny, gwałtowny, mógł wszystko zachwiać albo niespodziane wywołać skutki. Nie dziw też, że ludzie poważniejsi, których los kraju obchodził, chodzili zasępieni, z trwogą wyglądając godziny ostatniej. W chwili zwołania sejmu, gdy się już Mazury ściągać poczęli do Warszawy, a za nimi i z dalszych ziem i województw zjeżdżała szlachta i senatorowie, nasz Talwosz od dawna był na stanowisku. Nie mieszkał on na zamku, aby się nie narażać tym, co go stąd wywołali, a bardziej dlatego, ażeby królewnie nie przysparzać troski; ale nie było dnia, żeby się tu nie znajdował, nie widział z Dosią i nie dostał języka. Anna wiedziała o nim, może go czasem potajemnie przypuszczała do siebie, ale nie wspominała i obchodziła się bez usługi. Jako sekretarz zastępował go inny, jako kanclerz tymczasowy był ks. Solikowski. Niemniej Litwin był niesłychanie czynnym, a że Dosia i on przekonani byli, iż Anna sobie życzyła wyboru Henryka, chociaż się z tym odzywać nie mogła, Talwosz biegał, jednając mu zwolenników. 165 W pierwodruku oczywisty błąd: „Cesarzewicz”, co poprawiono. Ponieważ pierwsi stawili się na placu Mazurowie, Talwosz poznawał się z nimi i puścił pomiędzy nich hasło, że trzeba było głosować za Francuzem, cicho dodając, iż to było życzenie, rozkaz raczej królewnej. Podawano to sobie z ust do ust jako tajemnicę, ale wszyscy bardzo rychło się nią podzielili. Mazury widywali częściej Annę, polubili ją, żałowali, chcieli pomóc i pójść za jej myślą. Gdziekolwiek się ich gromadka zebrała, Talwosz znalazł się pewnie między nimi i nie było rozmowy, która by się nie skończyła na tym, że wedle woli Anny na Francuza głosować potrzeba. Nie był też bez wpływu ten wikary od P. Marii, ks. Stępek, któregośmy już widzieli, gdy o zastaw sreber chodziło. Talwosz z łatwością go pozyskał dla osieroconej pani, której pobożność, dobroczynność, prostotę obyczaju i zacność Stępek znał od dawna. Widział ją cierpiącą i upokorzoną za życia króla i tego starczyło, aby dla niej współczucie gorące wyrobić w wikarym. A przy tym Henryk, jak wiedziało duchowieństwo, był wiernym synem Kościoła. Słowo ks. Stępka znaczyło wiele, bo mówiło do serc w imię Boga. Mazurowie zaledwie się powoli tu ściągać zaczęli, już hasło było dane, a nowo przybywający przejmowali je z łatwością. Obok Henryka szeptano imię Anny. Szły one razem