Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
— To niemożliwe! Skąd niby miałaby wiedzieć, czego chcesz, skoro ja jej tego nie powiem? — zdumiał się Nakire. — Tajemnica tkwi w tej kartce — odparł tata. Nakire, zaintrygowany tą zagadką udał się do naszego domu. Mama przeczytała wiadomość i na oczach Nakire uczyniła dokładnie to, co przepowiedział tata. 136 Nakire nie był nawet w stanie ukryć, jak bardzo jest tym zafascynowany. Czym prędzej wrócił do taty, wymachując ową kartką. — Jak widzę, to co robisz, musi mieć olbrzymie znaczenie. — To prawda — potwierdził tata. — Skończ więc wreszcie z tym przysypianiem i zacznij mi pomagać uczyć się twojego języka... Na terytorium Iyarike Nakire zbudował sobie chatę, a wkrótce znalazł również żonę. Nazywała się Dawai. Pewnej nocy, niedługo po ich ślubie, dobiegły nas z drugiego brzegu rzeki przeraźliwe krzyki. Leżeliśmy już w łóżkach, ale ponieważ lament narastał, tata w końcu wstał, zapalił lampę naftową i wyszedł na zewnątrz. Nasłuchiwaliśmy w napięciu. Po jakimś czasie krzyki ucichły, usłyszeliśmy natomiast, że tata z kimś rozmawia. Po chwili stanął w drzwiach, a obok niego Dawai. Miała napuchniętą twarz. Widać że płakała. — Nakire mnie pobił! — wykrztusiła, głośno szlochając. Mama podała jej coś do picia i jedzenia, a potem zaprowadziła do pokoju, gdzie leżał materac gościnny. Patrzyłam na Dawai ze współczuciem. Nie przypuszczałam do tej pory, że Nakire jest zdolny do czegoś takiego. Długo jeszcze, mimo późnej pory, słyszałam, jak mama i tata prowadzą przy stole kuchennym poważną rozmowę. Następnego ranka tata, który właśnie był na zewnątrz, zawołał mamę: — Doris, przyjdź tutaj, szybko! Mama gotowała akurat wodę na kawę, ale zostawiła wszystko, tak jak stało, i wybiegła z chaty. Zaciekawiona wyszłam po cichu z łóżka i wyjrzałam ostrożnie. Tata prowadził do domu Nakire, którego okropny wygląd przeraził mnie nie na żarty: jego ręce i tułów były pokryte zakrzepłą krwią zmieszaną z błotem. — Dawai pobiła mnie i pogryzła! — skarżył się żałosnym tonem. Jego żona, która siedziała przy stole, nie podniosła głowy. Mama bez słowa poczęła obmywać rany Nakire. Kiedy skończyła, Nakire ujął Dawai za rękę i wspólnie wyszli z domu. Przez okno widziałam po chwili, jak oboje płyną łodzią na dragą stronę rzeki, do swojej chaty. Nigdy nie udało mi się dowiedzieć, co dokładnie wydarzyło się między nimi. Dziś możemy się tylko 137 dziwić, że wtedy bezkrytycznie uznaliśmy Nakire za winowajcę, mimo iż to Dawai, zirytowana na męża, pierwsza rzuciła się na niego. Jako dziecko zawsze czułam przed nią lęk. Miała donośny, przenikliwy głos i temperament, który sprawiał, że drżał przed nią niejeden mężczyzna. Kilka lat później jej śmierć przygnębiła nas wszystkich. Tata chciał przetransportować Dawai śmigłowcem do szpitala w Jayapu-ra, ona jednak nie wyraziła na to zgody—za bardzo bała się latania. Tata, mama i Nakire starali się nakłonić ją do zmiany decyzji, ale ona trwała przy swoim — w ten sposób zadecydowała o swoim losie. Nakire był niepocieszony, tygodniami opłakiwał żonę, a pewnego wieczoru w szale rozpaczy spalił wszystkie j ej rzeczy oraz całą chatę. Potem często przebywał u nas. Tata we wzruszający sposób troszczył się o niego i nigdy nie przepuszczał okazji, aby go pocieszyć. Kiedy Nakire doszedł trochę do siebie, dość często towarzyszył tacie podczas wizyt u Tigre. Wódz Tigre miał młodą córkę o imieniu Fusai. Była to śliczna dziewczyna, słusznego wzrostu, co w oczach jej ziomków stanowiło dodatkowy walor. Nakire zakochał się w niej po uszy i podekscytowany prosił nas za każdym razem, gdy tata udawał się w górę rzeki, o haczyki do ryb, jakiś materiał, biżuterię lub perełki, które przywoziliśmy z Jayapura na wymianę. Potrzebował tych rzeczy, aby móc obsypywać Fusai podarkami, a my nie odmawialiśmy mu i chętnie spełnialiśmy jego prośby, nie zdarzało się bowiem często, aby któryś z Fayu zabiegał tak usilnie o względy dziewczyny. Zazwyczaj mężczyzna porywał wybrankę swego serca siłą