Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Strzelając biegł przez pokład. Dopadł liny przytrzymującej prom przy brzegu i krzyknął do dziewczyny: - Zabezpiecz mój motor, jeśli dasz radę! W lewej ręce miał chromowany nóż szturmowy, którego obosiecznym ostrzem ciął teraz linę. Ta postrzępiła się i pękła. Nurt porwał prom. John rozsunął teleskop karabinu i zdjął osłony obiektywów. Skierował szkła ku najbliższemu z bandytów na motocyklach i wypalił niemal natychmiast, gdy linie celownika znieruchomiały. - Jeden - warknął, kiedy pierwszy spadł z maszyny. Przesunął lufę wzdłuż brzegu rzeki. - Drugi - szepnął po kolejnym wystrzale, gdy następny kierowca spadł ze swego pojazdu, a jego motor wpadł do wody. Szukał teraz następnego celu. Wzdłuż rzeki jechały dwie półciężarówki. Namierzył kierowcę pierwszej. - Trudny strzał - mruknął, po czym pociągnął za spust. Nie chybił. Głowa kierowcy opadła do tyłu, a pojazd zjechał w lewo, uderzając o brzeg i wpadając do wody. Mężczyźni i kobiety już zeskakiwali z przyczepy samochodu. - O, nie - mruknął pod nosem, kierując celownik na uciekających. Wypalił raz, drugi, trzeci, dosięgając niektórych jeszcze w powietrzu, kiedy opuszczali przyczepę. Innych trafiał, gdy biegli. Podniósł lufę karabinu. Zobaczył resztę ocalałych bandytów, umykających z przystani. Nie miał ochoty na dalszą wymianę ognia. Odwrócił się i popatrzył na dziewczynę o rudych włosach. Ruszył ku niej szybkim krokiem, aby ją złapać, zanim zwali się przez burtę w nurt wody. Chwycił w samą porę. Była już nieprzytomna, a jej lewe ramię ciągle krwawiło. Przesunął dłonią po jej plecach i znalazł ranę po kuli. ROZDZIAŁ III - Tylko ja umiem jeździć motocyklem, więc sądziłam, że jestem wybrana. Zawsze mówiłam o równości płci, a to była moja wielka szansa. Kiedy rodzice dają ci imię w rodzaju: Sissy, nie można siedzieć bezczynnie i być wiecznym niemowlęciem. Rourke spojrzał na dziewczynę, oczy mu się uśmiechały. - Więc Sissy musiała udowodnić, że nie jest "Sissy"! Dlatego ryzykowałaś? Dziewczyna skrzywiła się nieco, gdy John sprawdzał bandaż na jej lewym ramieniu, gdzie ugodziła ją kula. - Mam szczęście... - zaczęła, lecz zaraz syknęła przez zęby, gdy zdjął z niej koc i zajął się raną po prawej stronie klatki piersiowej. - Mam szczęście, że jesteś lekarzem. - Masz szczęście, że ta kula nie połamała ci żeber. Trafiła cię dokładnie pod kątem prostym, prześliznęła się między drugim i trzecim żebrem i tam utkwiła. Za kilka dni będziesz czuła się dobrze. Czas na ten stary dowcip o facecie, który jest ranny w obie ręce. Pyta lekarza: "Mówił pan, że po zdjęciu bandaży będę mógł grać na skrzypcach?" Lekarz potakuje, a facet na to: "Świetnie! Nigdy przedtem nie umiałem grać na skrzypcach!" Nic ci nie będzie... - Po tym, jak zemdlałam, czy ja... aaa... - zająknęła się dziewczyna. - Co chciałaś powiedzieć przez to swoje "aaa"? Ale tylko zemdlałaś. Poprowadziłem prom w dół rzeki, zrobiłem około dwudziestu pięciu mil i tutaj usunąłem ci kulę spomiędzy żeber. Potem zdecydowałem, że możemy sobie zrobić mały postój. I oto jesteśmy. - Mężczyzna wskazał nadbrzeżną polanę, półkole jasnozielonych sosen i kilka cedrów po drugiej stronie, za którymi wznosiły się wzgórza. Nic wtedy nie mówiłam? - zapytała znów dziewczyna. Rourke przyklęknął obok niej. Popatrzył jej w twarz, na której widać było, oprócz ulgi, którą czuła mimo bólu, również niepewność i lek. - A czego nie powinnaś mówić? - spytał cicho. - Nie... po prostu... - Nie sądzę, żeby ci bandyci ścigali cię z innego powodu oprócz tego, że byłaś sama i bezbronna, a oni szczególnie lubią wykorzystywać takie sytuacje. Ale dlaczego mówiłaś, że byłaś jedyną osobą, umiejącą prowadzić motor, i do czego zostałaś wybrana? - Po prostu... Kilkoro moich przyjaciół. Od początku wojny byliśmy... wysoko w górach i musieliśmy... aaa... - dziewczyna przerwała. - Jak będziesz następnym razem mówiła "aaa", ostrzeż mnie wcześniej, żebym zdążył wyjąć z apteczki szpatułkę i zbadać ci migdałki - powiedział John. - Przepraszam. - Uśmiechnęła się. - Chodzi tylko o to... aaa... - roześmiała się, lecz w chwilę później w kącikach oczu pojawiły się łzy, gdy dotknęła opatrunku na klatce piersiowej. - Zapomniałem ci wspomnieć, że nie powinnaś się śmiać - rzekł powoli Rourke. - Po prostu obiecałam... - Aha. - John podał jej wyciągniętą z portfela kartę identyfikacyjną. - Agent CIA? - Na emeryturze. Nie sądzę nawet, żeby CIA jeszcze istniała. Chodzi mi tylko o udowodnienie ci, że możesz mi zaufać... Rourke wyjął swoje małe, ciemne cygaro i przypalił je w ogniu zapalniczki. - No więc? - zapytał. - Nazywam się Sissy Wiznewski, właściwie doktor Wiznewski. Jestem pewnego rodzaju geologiem - zaczęła. - Jakiego rodzaju? - Sejsmologiem. My, to znaczy dr Jarvus, dr Tanagura, Peter Krebbs i ja, byliśmy obsadą stacji pomiarowej w górach. - Nie rozumiem. - Cóż, może o tym nie wiesz - zaczęła znowu - ale tu... - Wokół znajdują się pęknięcia tektoniczne - wpadł jej w słowo. - Ale natężenie wstrząsów na tym terenie było dotychczas nieznaczne. - Owszem, to prawda. Dlatego tu byliśmy. Rejestrowaliśmy wstrząsy powierzchni dla porównania z ruchami tektonicznymi w Kalifornii i wzdłuż Zachodniego Wybrzeża