Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Wiesz równie dobrze jak ja, iż drzewo nigdy nie może wybaczyć siekierze lub płomieniom. Ja również tego nie potrafię. Są tacy ludzie, którzy muszą umrzeć, zanim ja znów będę mógł naprawdę żyć. - Wynoś się z mojego lasu! - warknął drzewomag. - Nie ma w nim miejsca dla takiej ciemności! I Cer odszedł. Po trzech dniach dotarł do końca Mitherkame, po dwóch następnych zszedł z klifów, a po kilku tygodniach znalazł się na pustyni. Pragnął bowiem nauczyć się piaskowej magii. On sam zacznie służyć piaskowi, a piasek będzie mu się rewanżować. W drodze zatrzymali go i przeszukali nefyrscy żołnierze. Kiedy zobaczyli, że nie ma wielkich palców u nóg, pobili go, ogolili jego młodzieńczą, rzadką bródkę, i dali kopniaka na dalszą drogę. Cer zatrzymał się nawet w miejscu, gdzie było gospodarstwo jego ojca. Teraz wszystkie pola uprawiali Neryrrowie, przybysze z południa, którzy nigdy przedtem nie posiadali ziemi. Wygnali go precz, bojąc się, że może coś ukraść. Podkradł się więc w nocy do zagrody swego ojca i zwędził mięso ze spiżarni, a ze stodoły - kurczaka. Przeszedł przez Greebeck, kierując się w stronę suchych wyżyn, i dał mięso oraz kurczaka tamtejszym biedakom. Zatrzymał się u nich na kilka dni. Później wyruszył na pustynię. Wędrował cały tydzień, zanim zabrakło mu żywności i wody. Próbował wszystkiego, by znaleźć piaskową magię. Przemawiał do rozgrzanego piasku i rozpalonych skał tak, jak drzewomag do swoich drzew. Lecz piasek nigdy nie został okaleczony i nie potrzebował uzdrawiającego dotyku, skałom zaś nic nie można było zrobić i dlatego nie potrzebowały opieki. Kiedy Cer mówił, nigdy nie otrzymał odpowiedzi, tylko wiatr ciskał mu piaskiem w oczy. Wreszcie, bliski śmierci, osunął się na piaszczysty grunt. Jego otartą, poparzoną skórę oblepiał piasek, ubranie już dawno rozpadło się na strzępy, butla na wodę nagrzała się i wypełniła piaskiem, a oczy oślepły od bieli pustyni. Nie mógł służyć pustyni, gdyż niczego odeń nie potrzebowała. Nie miała też cech, za które mógłby ją kochać, nie była bowiem ani piękna, ani dobra. Nie chciał jednak umierać bez zemsty. Walczył ze śmiercią tak długo, że jeszcze żył, kiedy znaleźli go koczownicy z plemienia Abadapnu. Dali mu wody i opiekowali się nim, aż wrócił do zdrowia po wielu tygodniach. Musieli go nieść na noszach od jednej studni do drugiej. A ponieważ Abadapnurowie wędrowali ze swoimi stadami i końmi, uwozili Cera coraz dalej od Nefyrydu i od Greetu. Cer odzyskał zmysły bardzo powoli i jeszcze wolniej nauczył się języka swoich wybawców. Aż w końcu, kiedy chmury zaczęły zwiastować zimowe deszcze, był już członkiem plemienia. Traktowano go jak mężczyznę, ponieważ zapuścił brodę, i uważano za mądrego z powodu ponurej twarzy, która nie wypogadzała się nawet w tych rzadkich wypadkach, kiedy się śmiał. Nigdy nie mówił o swojej przeszłości, choć Abadapnurowie wiedzieli, co oznacza cynowy pierścień na jego palcu i dlaczego ma tylko osiem palców u nóg. A oni, ponieważ nie byli ciekawscy i powodowali się tradycyjną kurtuazją, o nic go nie pytali. Poznał ich zwyczaje. Dowiedział się, że głodowanie na pustyni jest głupotą, a śmierć z pragnienia - czymś całkiem niepotrzebnym. Nauczyli go też, jak podstępem zmusić pustynię do rodzenia życia. - Pustynia bowiem nigdy dobrowolnie nie pozwoli niczemu i nikomu żyć - powiedział wódz plemienia. Cer zapamiętał te słowa. Pustynia nie chciała niczego żywego. Zastanawiał się, czy nie jest to klucz do piaskowej magii. A może są to tylko zamknięte drzwi, których nigdy nie zdołam otworzyć? Jak mogę służyć piaskowi, który pragnie tylko mojej śmierci i liczyć na to, że mi się zrewanżuje? Jak zdołam się zemścić, jeśli będę martwy? - Umarłbym jednak z radością, gdybym poprzez moją śmierć mógł zemścić się na mordercach ojca - powiedział pewnego dnia do swojej klaczy. Klacz zwiesiła głowę i szła stępa aż do wieczora, choć kopał ją, chcąc zmusić do galopu. Wreszcie pewnego dnia, niecierpliwiąc się, że nie robi nic dla wymierzenia zemsty, Cer poszedł do wodza plemienia i zapytał go, jak się nauczyć piaskowej magii. - Piaskowej magii?! Oszalałeś! - wykrzyknął wódz i przez wiele dni nie chciał na niego patrzeć, a tym bardziej odpowiadać na jego pytania. Cer zorientował się, że tu, na pustyni, piaskowa magia jest tak samo znienawidzona, jak nienawidził jej drzewomag. Dlaczego? Czy taka moc nie uczyniłaby Abadapnurów wielkimi? Kto wie, może wódz nie chciał o tym rozmawiać, ponieważ jego współplemieńcy nie znali magii pustyni? A jednak j ą znali. Pewnego dnia wódz plemienia przyszedł do Cera, polecił mu dosiąść konia i jechać za sobą. Wyjechali wczesnym rankiem, zanim słońce stanęło wysoko na niebie, później przespali najgorętszą porę dnia w jaskini na zboczu skalistego wzgórza. O zmroku ruszyli dalej, a w nocy przybyli do jakiegoś miasta. - To Ettuie - szepnął wódz. Potem podjechali na skraj ruin. Piasek przysypał zrujnowane domostwa do połowy wysokości z zewnątrz i od wewnątrz, i nawet teraz wieczorny wietrzyk usypywał zeń małe wydmy pod ścianami. Budynki zbudowano z kamienia, nie wieńczyły ich jednak wielkie kopuły jak w miastach Greetu, tylko iglice; te wysokie wieże zdawały się przebijać niebo. - Ikikietar - szepnął wódz. - Ikiklaiai re dapii. O ikikiai etetur o abadapnur, ikikiai re dapii. - Co to za "noże" ? - spytał Cer. - I jak piasek mógł je zabić? - Noże to te wieże, ale są one również gwiazdami mocy. - Jakiej mocy? - spytał żywo Cer. - To moc nie dla ciebie. Tylko dla Eteturów, ponieważ byli mądrzy. Władali ludzką magią. Ludzka magia. Czy to ta najczarniejsza magia, o której wspomniał drzewomag? - Czy istnieje magia potężniejsza od ludzkiej? - spytał chłopiec. - Nie w górach - odrzekł wódz. - Nie na dobrze nawodnionej równinie, w lesie czy w morzu. - Ale na pustyni? - A huu pareiti ununura - mruknął Abadapnur, kreśląc znak chroniący przed śmiercią. - Tylko moc pustyni. Tylko piaskowa magia. - Chcę ją poznać. - Dawno temu istniało tu potężne imperium - odparł wódz. -Kiedyś płynęła tędy wielka rzeka, padały deszcze, ziemia była żyzna i czerwona jak w Greecie i milion ludzi żyło szczęśliwie pod rządami króla Ettue Dappa. Ale nie wszyscy, gdyż na zachodzie znaleźli się nieliczni malkontenci, pełni niechęci do Ettue i ludzkiej magii jego władców. To oni stworzyli narzędzie, które zniszczyło to miasto. Sprawili, że wiatr zaczął wiać z pustyni, a deszcze stąd uciekły. Doprowadzili do tego, że rzeka wsiąkła w piasek i pola przestały rodzić. Wreszcie król Ettue poddał się i oddał połowę swego królestwa piaskowym magom, Dapinurom. To zachodnie królestwo nazywało się odtąd Dapnu Dap. - Królestwo? - powtórzył zaskoczony Cer. - Przecież teraz tę nazwę nosi ta wielka pustynia. - A kiedyś ta wielka pustynia wcale nie była pustynią, ale żyzną równiną, na której rosła trawa i zboże, jak w twojej ojczyźnie na północy. Dapinurowie nie zadowolili się jednak połową królestwa Ettue i z pomocą czarów zamienili pozostałą część w pustynię