Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Chłopak przyjechał w tydzień później. Był to spory już wyrostek, szczupły, o twarzy dziewczynki i bardzo jasnych włosach; wygląd miał jednocześnie delikatny i bezczelny. Lecz, miły Boże, jakże był ubrany! Ostrzyżony niemal do gołej skóry, tak iż biel jej ledwo była osłonięta, miał przykrótkie spodnie, grube buciory, bluzę straszliwie wyświecaną i za szeroką, w której wyglądał jak garbaty. W tym to dziwacznym stroju, zaskoczony nowością otaczających go rzeczy, rozglądał się wokół, bez onieśmielenia zresztą, z nastroszoną i przebiegłą miną dziecka ponad wiek rozwiniętego i nieufnego. Służący przywiózł go ze stacji i chłopiec znajdował się właśnie w salonie, olśniony złoceniami mebli i sufitu, do głębi szczęśliwy, że będzie żył pośród tego przepychu, kiedy wpadła Renata; wracała od krawca. Odrzuciła kapelusz i białą pelerynę z kapturem, którą miała na ramionach, gdyż dni były już zupełnie chłodne. Ukazała się Maksymowi, oniemiałemu z podziwu, w całym blasku swego wspaniałego stroju. Chłopiec myślał, że jest przebrana. Miała prześliczną spódnicę z niebieskiej tafty, z szerokimi wolantami, a na to rodzaj kurty, jaką nosili żołnierze gwardii francuskiej, z jasnopopielatego jedwabiu. Poły tej kurtki, podbite niebieskim atłasem, ciemniejszym niż spódnica, były kokieteryjnie zebrane ku górze i przytrzymane kokardkami; wyłogi i mankiety przybrane były tym samym atłasem. Najbardziej wyszukaną, a jednocześnie najryzykowniejszą w swej oryginalności ozdobę stroju stanowiły dwa rzędy wielkich guzów z kamieni imitujących szafiry, obrzeżone lazurową wypustką. Było to brzydkie i zachwycające. – To ten mały, nieprawdaż? – zapytała Renata służącego, dostrzegłszy Maksyma, zdziwiona, że jest tego samego wzrostu co ona. Chłopiec pożerał ją wzrokiem. Ta dama o karnacji tak białej (wycięcie plisowanej szmizetki pozwalało dojrzeć rąbek jej piersi), to zjawisko niespodziewane i urocze, z wysoką fryzurą, o delikatnych dłoniach w rękawiczkach, w malutkich butkach, których spiczaste obcasy grzęzły w dywanie, wprawiło go w zachwyt; miał wrażenie, że to boginka tego ciepłego i pozłocistego salonu. Zaczął się uśmiechać, a jego młodzieńcze zakłopotanie dodawało mu jeszcze wdzięku. – Co za zabawny malec! – wykrzyknęła Renata. – Ale jak go ostrzygli! Zgroza! Słuchaj, malutki, twój tatuś wróci pewno dopiero na obiad, tak że teraz ja zajmę się tobą... Jestem twoją macochą, mój kawalerze. Pocałujesz mnie na powitanie? – Bardzo chętnie – odparł Maksym śmiało. I ująwszy młodą kobietę za ramiona ucałował ją w oba policzki, mnąc przy tym trochę kurtkę francuskiego gwardzisty.’ Renata oswobodziła się ze śmiechem i rzekła: – Mój Boże, jakiż on jest zabawny, ten mały łysek! A później znów zwróciła się ku niemu, spoważniawszy. – Zostaniemy przyjaciółmi, prawda?... Chcę być dla ciebie jak matka. Rozmyślałam nad tym czekając na krawca, bo akurat miał konferencję, i powiedziałam sobie, że muszę być dla ciebie bardzo dobra i wychowywać cię bez zarzutu... To będzie przyjemne zajęcie! Maksym patrzył na nią wciąż swym błękitnym spojrzeniem zuchwałej dziewczyny i nagle zapytał: – Ile pani ma lat? – Ależ nie zadaje się nigdy takich pytań! – wykrzyknęła załamując ręce. – Ten biedny malec nie wie o tym! Trzeba go będzie uczyć wszystkiego od początku... Całe szczęście, że mogę jeszcze zdradzić mój wiek. Mam dwadzieścia jeden lat. – A ja skończę niedługo czternaście... Mogłaby pani być moją siostrą. Nie dokończył, ale wzrok jego mówił, że spodziewał się, iż druga żona ojca jest osobą o wiele starszą. Stał tuż obok niej i przyglądał się jej szyi z taką uwagą, że o mało się nie zaczerwieniła. Niezdolna jednak skupić się na czymkolwiek dłużej” roztrzepana, zaczęła chodzić tam i na powrót i mówić o swym krawcu, zapominając, że zwraca się do dziecka. – Chciałam być w domu, żeby cię przywitać. Ale wyobraź sobie, że Worms przysłał mi rano ten kostium... Przymierzyłam go i uważam, że jest zupełnie udany i szykowny, prawda? Przystanęła przed lustrem