Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Nacisnął klawisz interkomu, łącząc się z pokojem asystenta. - Frank, zadzwoń do redakcji „Power". Powiedz im, że chcę kupić obraz, który wydrukowali na okładce. Dasz go do oprawienia i każesz powiesić w holu. - Tak jest, panie Corrigan. Już się robi. Alderson w Wirginii Zachodniej było sennym górniczym miasteczkiem wciśniętym między dwa strome, lesiste wzgórza i przeciętym uroczą rzeką Greenbrier. Tommy Carmelłini zaparkował przy głównej ulicy, na północnym brzegu rzeki, wysiadł i przeciągnął się. Miał metr dziewięćdziesiąt wzrostu, workowatą, sportową kurtkę i luźne spodnie, które nie bardzo do niej pasowały. Choć był w wieku, w którym większość mężczyzn ubiera się tak, by podkreślić muskulaturę, Tommy Carmelłini ukrywał pod obszerną odzieżą szerokie ramiona, żylaste mięśnie oraz brzuch podobny do tarki. O dwa centymetry za długie rękawy maskowały potężne nadgarstki, grube żyły i niewiarygodnie mocne palce, wytrenowane przez lata wspinaczki skałkowej. Rozprostowawszy kości, Carmelłini wszedł do małego sklepiku spożywczego. Kupił puszkę gazowanego napoju i wrócił na chodnik, żeby się napić. Rzeka płynęła w tym miejscu szeroko, ocieniona potężnymi dębami i klonami. Mali chłopcy łowili ryby nad jej brzegiem. Kilku z nich obejrzało się z zaciekawieniem - w tych stronach zapewne nieczęsto widywali stare, czerwone mercedesy coupe. Tommy dopił napój i wrócił do sklepu. Był jedynym klientem. I — Gdzie tu jest więzienie dla kobiet? — zagadnął sprzedawczynię. ' - Przejedź po moście na drugą stronę, kotku, i trzymaj się *Sosy. Będzie jeszcze kawałek wzdłuż rzeki, ale na pewno nie Zabłądzisz; będą znaki. f ~ Jasne. - W odwiedziny? 99 przy - Do mamy. Zostało jej jeszcze parę lat odsiadki. Carmellini wrzucił puszkę do kosza stojącego drzwiach i wrócił do samochodu. Sala odwiedzin była podzielona na dwie części długim stołem, ciągnącym się od ściany do ściany. Wprost z jego blatu wyrastała potężna szyba z kuloodpornego szkła, oddzielająca więźniów od gości. Carmellini siedział sam, chłonąc zapach środka dezynfekującego. Grube ściany, farba w kolorze zielonej rzygowiny, maleńkie okna, kraty, upiorna cisza... z każdego kąta sali wiało beznadzieją. Kiedy strażniczka wprowadziła więźniarkę, Carmellini drgnął, zaszokowany wielką zmianą w wyglądzie Zeldy Hudson. Była bez makijażu, jej ciemne włosy przycięto tuż pod uszami, a więzienny uniform bez paska wisiał na niej jak worek. Wyglądała na znacznie starszą, niż ją zapamiętał. Usiadła naprzeciwko i spojrzała na Carmelliniego przez grubą szybę bez najmniejszej oznaki zainteresowania. - Nazywam się Carmellini - powiedział do mikrofonu, kiedy strażniczka wyszła i zostali sami. - Poznaję cię. - Byłem trochę zdziwiony, kiedy przyznałaś się do winy, nie próbując się nawet dogadać z prokuratorem. Rok wcześniej Zelda przygotowała i zrealizowała porwanie atomowego okrętu podwodnego America. Stanąwszy przed sądem, od razu przyznała się do winy, wprawiając w zdumienie przedstawicieli mediów i podstępnie pozbawiając ich smakowitego kąska, jakim mogły być relacje z procesu. - Nie wiem, czego ode mnie chcesz, Carmellini, ale informuję cię, że powiedziałam już wszystko, co miałam do powiedzenia. - Po prostu przejeżdżałem w pobliżu i pomyślałem, że wpadnę się przywitać. - Akurat. - Ile posiedzisz, trzydzieści lat, zanim pozwolą ci się ubiegać o zwolnienie warunkowe? - Widzę, że czytujesz gazety. - No, nie. Ale wiesz, jak to jest ze sprawami, w których możliwy jest wyrok śmierci... bohaterów czeka sława i bogactwo. Za każdym razem, gdy kupowałem piwo, ty i Hillary Clinton byłyście na pierwszych stronach wszystkich szmatławców. 100 - Mam nadzieję, że założyłeś zeszycik z wycinkami. Tommy roztarł płatek ucha. - O ile pamiętam, zawsze miałaś trudny charakter. I - Słuchaj no, Carmellini. Przyłożyłeś rękę do tego, żebym tu trafiła. W porządku, wiem, spieprzyłam sprawę i tak dalej, ale to ty, między innymi, wpakowałeś mnie do tego piekła. Więc mów, co masz do powiedzenia, i spadaj. - Chciałabyś stąd wyjść, Zeldo? Nawet na niego nie spojrzała. - Przyjechałem, żeby zaproponować ci pracę. Jeżeli ją przyjmiesz, wyjdziesz stąd. Hudson parsknęła pogardliwie. - Kogo mam zabić? - Obejdzie się bez mokrej roboty - odparł Carmellini. -Pracuję dla jednej z agencji rządu Stanów Zjednoczonych i tak się składa, że mamy wolną posadę dla kogoś z twoim talentem. Teraz dopiero Zelda Hudson uniosła głowę. - Dla jakiej agencji? - Nie graj słodkiej idiotki, bo ci z tym nie do twarzy. f - W zeszłym roku byłeś w CIA. Coś się zmieniło? -Nie. - Spiskowałam z mordercami i złodziejami, żeby ukraść okręt podwodny. Przyznałam się do popełnienia trzydziestu siedmiu ciężkich przestępstw, Carmellini! Nie oskarżyli mnie chyba tylko o szpiegostwo, ale i w tym wypadku byłabym winna. Jedyną zbrodnią, której jeszcze nie popełniłam, jest uprawianie seksu z takim zwierzakiem jak ty. Więc co, na miłość boską, miałabym robić w CIA? - Dobrze sobie radzisz z komputerami. - To chyba niezbyt rzadko spotykana umiejętność. : —Wielu ludzi gra w koszykówkę, ale jest tylko jeden Michael Jordan. Hudson spojrzała na Carmelliniego z niedowierzaniem. F - Naprawdę proponujesz mi robotę w CIA? Kiedy wyjdę, a trzydzieści lat, czy może na odległość, z celi? - Osama bin Laden zmienił świat. Teraz twoje umiejętności są w cenie. Podpiszesz zobowiązanie do zachowania tajemnicy, dostaniesz przepustkę do budynku i zielony czek z wypłatą. Zachowaj czyste ręce, a będziesz miała nowe życie. Możesz wynająć mieszkanie, z czasem kupić samochód, za- 101 dłużyć się po uszy... jak wszyscy Amerykanie, skarbie. Oczywiście jeśli nas oszukasz albo spieprzysz robotę, wrócisz tu, do Alderson, na latającym dywanie