Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

W nie najlepszej kondycji i stanie ducha dopadli Florentyny, która ju| grzecznie grajc caB moc swoich czterdziestu koni mechanicznych czekaBa za najbli|szym zakrtem. Balassagyarmat przywitaBo ich uko[nymi promieniami sBoDca, które przedarBszy si przez odpBywajce w popBochu burzowe cumulonimbusy rozbBysBo teraz wszystkimi kolorami tczy. Florentyna zaryBa nosem tu| koBo granicznego budynku. Mama przetarBa okulary i jako jedyna, nie liczc Pietruszki, sucha osoba wyszBa, by przywita wgierskich bratanków i kraj, o którym mówi, |e spBywa winem. Na razie jednak pas graniczny spBywaB... zwykB wod. Chocia| deszcz ustaB ju| zupeBnie, spienione potoki szemrzc torowaBy sobie drog nie baczc na graniczne szlabany, zielonych celników i zupeBnie zwyczajnego kundla, który tarzaB si rado[nie, unoszc w gór wszystkie cztery bardzo brudne Bapy. Odprawa celna trwaBa niezwykle krótko. Bratan- 42 kowie mówili co[ w bardzo dziwnie brzmicym jzyku, ale u[miechali si zupeBnie  po polsku". Jeden z nich podaB Pietruszce czekoladk. ChBopiec przytomnie chwyciB j w gar[ i wpakowaB caB do ust razem z papierkiem. ByB to gest obronny.  Zwinia  warknB zawiedziony Zysiek i spojrzaB na celnika z nadziej. {adnych szans! ByB du|ym, wyro[nitym jedenastolatkiem i nie miaB Pietruszkowej twarzy  maBego anioBka".  Ale [winia  powtórzyB z |alem i zaraz roze[miaB si na widok Natki, która usiBowaBa robi si  na bóstwo", czeszc wilgotne pasma wBosów akurat w pobli|u miejsca postoju bBkitnego samochodu z literk F. Kiedy ruszyli wreszcie w dalsz drog wgiersk, go[cinn ziemi, poszarpane chmury rozpBynBy si odsBaniajc czysty bBkit. Powietrze pachniaBo [wie|o skopan ziemi, a z pól porosBych wysokimi Bodygami kukurydzy wiaB delikatny, orzezwiajcy wiatr. .  % B3 Do Budapesztu dojechali póznym wieczorem. WchBonB ich gwar i szum wielkiego miasta, otoczyBy mrugajce ró|nokolorowe neony, |óBte wozy tramwajowe i ciemnoniebieskie autobusy, ciasne, wskie uliczki i szerokie wysadzane drzewami aleje. WchBonBy ttnice wielkomiejskim |yciem naddunajskie bulwary, gdzie koronkowa sylweta parlamentu odbija swe smukBe wie|yczki w ciemniejcej, ujtej w kamienne koryto rzece. Na szczycie Góry Gellerta wycigaBa w niebo dBoD Statua Wolno[ci