Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Przewidywałem, że ta większość odsunie socjalistów i Górali, lecz będzie szczerze chciała utrzymać i zorganizować republikę. W dwóch podstawowych punktach myślałem podobnie jak ona, nie wierzyłem w monarchię, w żadnego władcę, do którego byłbym przywiązany, nie przychodziłem bronić żadnej sprawy prócz jednej — wolności i ludzkiej godności. Ocalić starodawne prawa społeczeństwa przeciwko nowatorom przy pomocy nowej siły, jaką rządowi może dać zasada republikańska; przeprowadzić oczywistą wolę francuskiego ludu wbrew namiętnościom i pragnieniom robotników paryskich, zwalczyć demagogię demokracją — taki był mój jedyny zamiar. Nigdy cel nie wydał mi się szczytniejszy i lepiej widoczny. Nie wiem czy nieco ryzykowna droga, jaką trzeba było przebyć, ażeby go osiągnąć, nie sprawiała, że stawał się on dla mnie bardziej kuszący, ponieważ mam wrodzoną skłonność do przygody. Bardzo nie lubię bliskiego widoku wielkiego niebezpieczeństwa. Lecz szczypta ryzyka wydawała mi się zawsze najlepszą przyprawą w działaniu. VI MOJE STOSUNKI Z LAMARTINEM - WAHANIA TEGOŻ W tym czasie Lamartine znajdował się u szczytu sławy, jawił się jako zbawca tym wszystkim, których rewolucja skrzywdziła lub wystraszyła, to jest większości narodu. Do Zgromadzenia Narodowego wybrał go Paryż i jedenaście departamentów1, takich uniesień, jakie wówczas on wyzwalał, nie udało się chyba wzbudzić nigdy nikomu. Ażeby się przekonać z jak szaleńczą żarliwością ludzie potrafią kochać, trzeba było lęku, który pobudzał miłość. Wszyscy deputowani, którzy do Paryża przyjeżdżali w zamiarze ukrócenia wybryków rewolucji i zwalczania partii demagogicznej, uznawali go z góry za jedynego przywódcę i oczekiwali, że bez wahania stanie na ich czele, ażeby zaatakować i powalić socjalistów i demagogów. Spostrzegli wkrótce, że się mylili i zobaczyli, że Lamartine nie tak prosto pojmował rolę, jaką przyszło mu odgrywać. Trzeba przyznać, że jego sytuacja była trudna i złożona. Zapominano wówczas, lecz on sam nie mógł zapominać, że to on bardziej niż ktokolwiek przyczynił się do zwycięstwa rewolucji lutowej. W owej chwili strach wymazał wspomnienie tego faktu z umysłów ludu, lecz pamięć o nim wróciłaby niechybnie wraz ze spokojem publicznym. Łatwo było przewidzieć, że gdyby zatrzymany 1 Lamartine został wybrany w departamencie Sekwany i w dziewięciu innych. został prąd, który doprowadził sprawy do punktu w jakim się znalazły, to powstałby wówczas prąd przeciwny, który popchnąłby naród w odwrotnym kierunku szybciej i dalej, niż Lamartine mógł i chciał się cofnąć. Zwycięstwo Górali doprowadziłoby natychmiast do jego upadku, ale ich zupełna klęska czyniła go całkowicie niepotrzebnym i wcześniej czy później zmusiłaby go do wypuszczenia steru z ręki. Widział więc dla siebie tyleż szkód i niebezpieczeństw w zwycięstwie, co w klęsce. Myślę w rzeczy samej, że gdyby od pierwszego dnia Lamartine zdecydowanie stanął na czele ogromnego stronnictwa, które chciało spowolnić i uregulować bieg rewolucji i gdyby doprowadził je do celu, zostałby bezzwłocznie pogrzebany pod triumfem, nie potrafiłby zatrzymać we właściwym momencie swej armii, która zostawiłaby go w tyle i poszukała sobie innych przywódców. Nie sądzę, żeby miał możliwość, jakkolwiek by postąpił, dłuższego utrzymania się przy władzy. Myślę, że pozostawała mu jedynie szansa utracenia jej z chwałą, dla ocalenia kraju. Lamartine z pewnością nie był człowiekiem gotowym do poświęcenia się w ten lub inny sposób. Nie wiem, czy w tym świecie samolubnych ambicji, w jakim przebywałem, spotkałem umysł bardziej wyjałowiony z myśli o dobru publicznym. Widziałem mnóstwo ludzi siejących zamęt w kraju dla umocnienia swej pozycji, jest to znieprawienie nagminne. Lecz Lamartine jest jedynym, jak sądzę, który gotów był wywrócić świat dla swej rozrywki. Nie znałem również nikogo mniej szczerego, kto prawdę miałby w zupełniejszej pogardzie. Mówiąc, że ją ma w pogardzie, mylę się. Nigdy nie miał dla niej na tyle czci, ażeby się nią w ogóle przejmować