Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- Ale to nie był najlepszy okres w moim życiu. Odczekał jeszcze chwilę, aż nabrał pewności, że nie zamierza powiedzieć nic więcej. - Cieszę się, że nie cierpisz na chorobę morską - powiedział. - Zamierzam zabrać cię na żagle. - To łódź twojej kuzynki? - zapytała, zawijając sałatę w wilgotną ścierkę i wkładając do lodówki. - Nie, moja. Stanęła na palcach i wyjrzała przez okno, żeby sprawdzić, czy w małym grillu na tarasie tlą się węgle. Będą już dobre, kiedy przygotuje ciasto. W milczeniu zaczęła siekać w misce masło z mąką. Travis obserwował, jak wygniatała ciasto, wałkowała je, wycinała krążki, a wreszcie wsunęła ciastka do piekarnika. - Nie zapytasz mnie, jaką mam łódź? - odezwał się wreszcie. - Oczywiście. Jaką masz łódź? - Żaglową. - To świetnie. Węgle są już dobre. Położę jeszcze na miecznika trochę masła ziołowego i zaraz będziemy jedli. Travis potrząsnął głową, widząc całkowity brak zainteresowania Cat perspektywą żeglowania z nim po morzu. - Na pewno lubisz żeglować? - zapytał. - Kocham ocean - odparła, rozprowadzając na rybie jasne smugi masła. -Nie mam zielonego pojęcia o żeglowaniu. Dlatego jeżeli jesteś jednym z tych zapalonych żeglarzy, którzy oczekują od pasażera, że będzie wyznawał się na tych wszystkich katamaranach, jednożaglowcach, kliwrach i tysiącach nudnych metod ułożenia żagla na masztach, spotka cię rozczarowanie. Travis uśmiechnął się smutno. - Już dawno nauczyłem się, że moje uwielbienie dla wiatru, wody i żagli podziela bardzo niewielu ludzi. Większości wcale to nie obchodzi. - To zupełnie tak jak ze mną i z fotografowaniem. Mogę godzinami wpatrywać siew zmienne światło, fakturę, kształty, i cienie, i... Możesz otworzyć mi drzwi? Zrobił, o co prosiła, i wyszedł za nią na taras. Niosła świeżego miecznika. Patrzyłz przyjemnością na nieświadomą gracjęjej ruchów, gdy pochyliła się nad grillem. -42- - Ale bardzo chętnie posłucham twoich opowieści na temat wiatru i tego wszystkiego - powiedziała, nie podnosząc wzroku. - Mogę nawet wydawać pełne zachwytu okrzyki pod warunkiem, że pod koniec nie urządzisz mi egzaminu. Roześmiał się głośno. - Może kiedy indziej. Nie mogę wymagać takiego poświęcenia od razu na pierwszej randce. Cat wróciła do domu i zaczęła nakrywać nieduży stół. Travis wziął od niej talerze i srebrne sztućce. - Ja to zrobię - powiedział. - Dzięki. Papierowe serwetki są koło zlewu. Popatrzył na papierowe ręczniki i skrzywił się. - Myślałem, że tylko ja tak robię. - Mama zrobiła, co mogła, żeby mnie ucywilizować - odparła Cat, wzruszając ramionami. - Działało, dopóki nie zorientowałam się, że życie nie jest cywilizowane. Kiedy darła liście sałaty, Travis podszedł leniwie do okna i wziął z parapetu garść muszli. Powoli upuścił je z powrotem. Gdy upadały, wydały z siebie szepczący, dziwnie muzyczny odgłos. Powtórzył operację, myśląc o wypukłościach muszli, żagli i gładkiego ciała Cat. Przeniósł wzrok z powrotem na dziewczynę. Jak zahipnotyzowana obserwowała jego rękę i strumień upadających muszli. Szare oczy były łagodne i błyszczące. Kosmyki włosów płonęły wokół twarzy w świetle lampy. Kiedy spadła ostatnia muszla, Cat spojrzała mu w oczy i poczuła, że opuszcza swój solidny świat. Unosi się na zielonobłękitnych falach - koloru jego oczu. Nie było łatwo odwrócić wzrok. Zaległo nabrzmiałe milczenie. - Jason też lubi te muszle - odezwała się. - Jason? - Przeciąganie sylab zniknęło, głos Travisa był gładki i chłodny jak wypolerowana przez fale muszla. - Kto to jest Jason? - Mój sąsiad po drugiej stronie. Większość tych muszli należy do niego. Albo raczej należała. Nie chce zabrać ich z powrotem. Travis popatrzył na stertę muszli. Nie miał za złe Jasonowi, że tyle ich tu naznosił. Interesowało go bardziej, dlaczego Cat nadal je trzymała. - Skąd pomysł, że mogłabyś je chcieć? - zapytał. - Któregoś dnia spotkał mnie, jak fotografowałam muszlę. A potem ofiarował mi całą swoją kolekcję, to wszystko. - Bardzo hojnie. Roześmiała się cicho. - To tylko pretekst, żeby mnie odwiedzać. Jest inteligentny, ma cudowne, niebieskie oczy i świetnie się z nim rozmawia. Mogłoby mi uderzyć do głowy, ale wiem, że jestem tylko zastępstwem jego matki. Pełen uczucia głos Cat sprawił, że Travis poczuł się nieswojo. Jakoś nie przyszło mu do głowy, że w grę może wchodzić jej chłopak, i to na tyle ważny, że rysy Cat złagodniały, a w jej oczach zabłysły szczęśliwe wspomnienia. „43 „ - Myślałem, że nie lubisz chłopców. ~ Z wyjątkiem siedmiolatków - odparła przekornie. - Szczególnie kiedy ten siedmiolatek zostaje, ku swemu utrapieniu, obdarzony nagle rodzeństwem w postaci dwojga niemowląt, które nie dają jego mamie nawet chwili wytchnienia. Jemy razem śniadania, gdy tylko może się wyrwać. - Siedmiolatek, tak? - Travis z ulgą przesypał muszle w dłoniach. - Bardzo dojrzały siedmiolatek. Kątem oka obserwował, jak Cat łączy wszystkie składniki sałatki, potrząsa nią, po czym stawia na stole. Przewróciła rybę na grillu, po czym wyjęła ciastka i postawiła obok sałatki. - Pora na rybkę? - zapytał z nadzieją w głosie. - Głodny? - Jak już mówiłem, jedzenie jest jedną z tych rzeczy, z którymi świetnie sobie radzę. Udowodnił to, kiedy Cat podała rybę. Jadł tak samo jak ona, bez pośpiechu, ale pochłaniając duże ilości jedzenia w krótkim czasie. Kiedy skończyli, westchnął, włożył do ust ostatni kawałek ciasta i uśmiechnął się do gospodyni. - Miałaś rację - powiedział. -Potrafisz gotować. To cud, że nie ważysz tyle, co ja. - Jedzenie w samotności to niewielka przyjemność. - A ten dzieciak z sąsiedztwa? - Może tylko wpadać na śniadanie. Nie ja to ustaliłam, jego matka. Zagroziła, że założy mu obrożę ze smyczą, jeżeli nie przestanie „zawracać mi głowy". Ale on czuje się po prostu samotny. Wstała od stołu i zaczęła zbierać naczynia. Travis odebrał jej to, co niosła, poprosił, by usiadła i sam sprzątnął ze stołu. Nie trwało to długo. Zauważył zmywarkę i otworzył ją