Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Natashę zaskoczyły te słowa i ton, jakim je wypowiedziała. - Jak to? - zapytała. - Czyż jej współpraca nie będzie absolutnie konieczna, kiedy już wrócimy do Parthalonu? - Ależ tak. - Succiu pochyliła się, by spojrzeć w oczy księżniczki. Shailiha zacisnęła dłonie na brzuchu i przywarła mocniej do oparcia kanapy. - Jej obecny stan wcale mnie nie martwi. Wręcz przeciwnie, uważam, że tak jest dobrze, i Failee, jak sądzę, zgodzi się ze mną. Zastanów się: jeśli już teraz częściowo postradała zmysły i pamięć, to czy nie będzie nam łatwiej przyciągnąć jej myśli ku nam? - Chyba tak, siostro - odparła Natasha nieco zmieszana. - Ale ja nie pojmuję takich rzeczy, dlatego zostawiam je tobie i pierwszej damie. Succiu spojrzała na Natashę i uśmiechnęła się. - Słusznie - odparła chłodno. Succiu wyciągnęła ramiona w stronę księżniczki, ta zaś odsunęła się gwałtownie i zaczęła drżeć. - Nie chcę cię skrzywdzić, moja droga - rzekła Succiu łagodnym głosem. - Jesteśmy twoimi przyjaciółkami i chcemy ci pomóc. Jesteś jedną z nas i wiele wycierpiałaś. Pragniemy tylko, żeby ci było lepiej. Wreszcie Succiu zdołała położyć wolno dłoń na głowie Shailihy, a księżniczka przestała drżeć. Succiu zamknęła oczy, jakby się koncentrowała. Po dłuższej chwili otworzyła oczy i cofnęła dłoń. - Może mówić, ale nie chce - stwierdziła. - Jej umysł nie ucierpiał, przeżyła tylko szok w Wielkiej Sali. Doznała częściowego zaniku pamięci, lecz jej dziecko ma się dobrze. - Jak długo pozostanie w takim stanie? - zapytała Natasha. Succiu zniżyła głos, tak by tylko Natasha mogła ją usłyszeć. - Trudno powiedzieć - wyszeptała. - Ale im dłużej będzie z nami i nie będzie słyszała rozmów ani oglądała scen z dotychczasowego życia, tym szybciej pogodzi się z myślą, że jest jedną z nas, że zawsze nią była. A więc w taki sposób chcą ją pozyskać, pomyślała Natasha. Przekonując, że zawsze była jedną z nas. Succiu zwróciła się do przełożonej pokojówek. - Zapalcie wszystkie lampy w pokoju, a potem pozamykajcie i zasłońcie okna, żeby nie mogła wyglądać na zewnątrz - powiedziała ledwo słyszalnym szeptem. - Im dłużej będzie oglądała utraconą ziemię ojczystą, tym trudniej nam będzie osiągnąć cel. Od tej pory nikomu nie wolno wspominać o tym, po co tu przybyłyśmy, ani rozmawiać o tym kraju i jego mieszkańcach. Zabraniam tego pod karą śmierci. Jeszcze raz pochyliła się i spojrzała prosto w piwne oczy Shailihy. - Bardzo cię potrzebujemy - powiedziała cicho. - Wkrótce zrozumiesz, że jesteś jedną z nas, i zaczniesz czcić Pentagram tak jak my. Bez nas nigdy byś nie osiągnęła swoich ostatecznych możliwości, my jednak zadbamy o to, aby twoje przyszłe życie i życie twojego dziecka wypełniło się dostatkiem i mocą. Natasha patrzyła, jak Succiu delikatnie całuje Shailihę w głowę. Księżniczka siedziała nieruchomo pogrążona we własnym myślach. - Do rana, siostro - rzuciła znacząco Succiu. A potem druga dama wyprowadziła Natashę z pokoju, pozostawiając nową damę Sabatu pod opieką pokojówek. ROZDZIAŁ 11 Siedzi tak już od wielu godzin, pomyślał Wigg, i pewnie jeszcze długo będzie tak siedział. Wiem, że czas jest naszym wrogiem, lecz po tym, co przeżył, nie mam prawa go popędzać. Wigg stał spokojnie przy grobach z latarnią w jednej ręce i wodzami koni w drugiej. Światło latarni rzucało na ziemię dookoła niego długie, jakby wilgotne cienie. Dawno już minęła północ i wciąż padało, tak jak przez ostatnie trzy godziny. Czuł się zmęczony i oblepiony wilgocią, a szara szata czarnoksiężnika, zimna i wilgotna, przylgnęła do jego skóry. Nawet liście na drzewach zwisały posępnie w ciemności, jakby przepełnione własnym bezmiernym smutkiem. Tristan, ze zwieszoną głową, trwał przykucnięty w trawie królewskiego cmentarza nad rzędem świeżo usypanych mogił. Z jego oczu już nie płynęły łzy, lecz tkwił w tej pozycji od wielu godzin, co jakiś czas dotykając tylko złotego medalionu, który nosił na szyi. Medalionu, na którym widniał pałasz i lew, herb rodu Gallandów. Ostatni podarunek, jaki otrzymał od rodziców. Wigg spojrzał na sztylety, ponownie ułożone w pochwie na plecach księcia, oraz na zakrzywiony, dziwnie piękny miecz sług, także umieszczony na plecach Tristana w misternie rzeźbionej czarnej pochwie. Wcześniej tego dnia przekradli się ostrożnie przez kolejne podziemne piętra Reduty, zastanawiając się, czy za kolejnym rogiem nie napotkają czarownic albo wojowników sług. Na szczęście nie spotkali nikogo. Wigg nakłonił księcia, aby włożył szatę konsula, dzięki czemu mógł zasłonić twarz kapturem. Wprawdzie damy z Sabatu i słudzy odpłynęli ostatniej nocy, tak jak mówiła Succiu, jednak Wigg uznał, że nikt, nawet poddani księcia, nie powinni go rozpoznać. Nikt ani nic nie mogło zatrzymywać ich w drodze. Stawka była zbyt wysoka. Poza granicami pałacu z pewnością natknęliby się na liczne sceny okrucieństwa i zwracano by się do nich, szczególnie do Wigga, aby użył swojej mocy i ulżył cierpieniu ludzi, których napotkali. On jednak wiedział, że w tej chwili jego odpowiedzialność dotyczy czegoś innego, mimo że jego serce krwawiło na myśl o tynvie nie będzie mógł pomóc. Wsunął dokładnie pod szatę warkocz i naciągnął kaptur na głowę. Przedtem udali się do kuchni Reduty, gdzie Wigg przygotował prowiant, który Tristan zapakował do skórzanych sakw zawiązywanych rzemieniem i dających się przytroczyć do siodła. Potem przeszli ostrożnie do komory grawitacyjnej i wyszli na górę, do biblioteki, którą Wigg pokazał księciu w dniu, kiedy ten dowiedział się o istnieniu Reduty. Następnie, zachowując ostrożność, wrócili do środkowej części pałacu, gdzie ujrzeli widok, na jaki nic nie byłoby w stanie ich przygotować. Scena, jaką zobaczyli w Wielkiej Sali, była nie do opisania. Podłogę zaścielały trupy setek Eutracjan, zwykłych obywateli i żołnierzy Gwardii Królewskiej