Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
- Masz zatem protekcje króla? - Tak. Zostań z panem, dopóki się nie obudzi. Spojrzała raz jeszcze na Rolfa. Wiedziała, że gdy zobaczy go ponownie, jego twarz nie będzie tak spokojna. Przeszył ją dreszcz. Czy wyjeżdżając, mogła pogorszyć swoją sytuację? Mogła się tylko modlić, żeby Rolf odzyskał spokój. Rozdział 35 Późnym popołudniem Leonie kazała eskorcie skręcić z głównego traktu i skierować w głąb lasu mimo gorących ostrzeżeń Guy, który przysięgał, że podróżowanie bocznymi drogami nie jest bezpieczne. Leonie nie bata się rozbójników ani dzikich zwierząt. Próbowała zdobyć dla siebie więcej czasu. Rolf na pewno ruszy prosto do Crewel, bo będzie zakładał, że wy- brała właśnie ten kierunek. Natomiast jej trasa biegła dookoła i prowadziła na wschód, do Pershwick. Nie popełni po raz drugi tego samego błędu i nie nastawi Pershwick przeciwko swojemu mężowi, ale miała nadzieję, że Rolf dwa razy się zastanowi, nim ją zbije w jej kasztelu. Rozbili obóz na noc w głębi lasu. Leonie nie mogła narzekać, bo sama sobie była winna. Wilda narzekała. Nie przestawała się skarżyć. Rolf nigdy jej nie wybaczy. Z tą myślą Leonie zasnęła. W jakiś czas później, kiedy obudziło ją zasłonięcie ręką ust, w pierwszej chwili sądziła, że to Rolf znalazł ją szybciej, niż przewidywała. Pociągnięto ją ku górze. Ktoś mocno obejmował ją ramieniem i przytrzymał przy sobie. Szybko, bez hałasu zabrano ją z obozu. Zauważyła przy świetle ogniska, że nie obudzono reszty obozu, a strażnika nie ma na dawnym miejscu. Rolf nie porywałby jej w ten sposób. Wszyscy zerwaliby się na równe nogi na dźwięk jego gniewnego krzyku. Zatem to nie Rolf... Leonie zaczęła walczyć, ale było już za późno. Mruknięcie przytrzymującego ją mężczyzny było zbyt ciche, by mogło dotrzeć do obozu. Próbowała krzyczeć i ugryźć porywacza w rękę, ale tylko przytrzymał ją mocniej. - Spokojnie, młoda damo, albo przyłożę ci pięścią. Ochrypły głos mówił po francusku, ale nie była to płynna francuszczyzna szlachty. Wtedy też uświadomiła sobie, że nie był sam. - Zabierzemy ją do pana? - Po co czekałem i wykradłem ją, jeśli nie w tym celu? - odpowiedział z irytacją człowiek stojący za Leonie. - Moglibyśmy zatrzymać ją dla siebie. - I złoto nie trafi do naszych sakiewek - nadeszła szybka odpowiedź. - Ale ta jest ładna, Dereku - poczerwieniała twarz pochyliła sic nad Leonie. - Jakie to ma znaczenie, skoro potrzebujemy za-płaty? - Możemy mieć jedno i drugie - odezwał się trzeci głos. -Twój pan będzie miał z niej uciechę, dlaczego my też nie moglibyśmy jej mieć? Ryzykowaliśmy; porywając ją. Chce ją mieć, zanim mu ją oddamy. - Zgódź się, Derek, bo inaczej nie ruszymy się stąd -zagroził ten drugi. Zapadła pełna napięcia cisza. Pozostała dwójka czekała, aż Derek podejmie decyzję. Wtem ciszę przerwał jeszcze jeden człowiek, przedzierający się przez zarośla. - Osgar - nowo przybyły szeptał z zadowoleniem. -Strażnik umarł, nie wydając głosu! Dobrze się sprawiłem. - Ucisz swojego głupiego braciszka, Osgar - syknął gniewnie Derek. - Przysięgam, nie wiem, dlaczego go zabraliśmy. - Bo dla ciebie zabija - odparł spokojnie Osgar. -Co z tą damą? Czy ma najpierw zaspokoić nas? - Tak, ale nie tutaj - zgodził się Derek. - Trzeba się z tym pośpieszyć. Do zamku jeszcze daleko, jej ludzie mieli konie, których my nie mamy. - Powinniśmy ich wszystkich zabić - mruknął któryś z mężczyzn. - Było ich zbytu wielu, głupcze. Pośpieszmy się, jeśli po drodze do zamku mamy gdzie się zatrzymać. Leonie zmuszono niemal do biegu. Początkowo czuła się zupełnie oszołomiona. Przecież to niemożliwe, bo jakże tak? Gdy śpiesznie przedzierali się przez las i Osgar nawiązał rozmowę z innymi, oszołomienie zaczęło mijać. - Czy ta dama też będzie poddana torturom jak inne, Osgarze? - Za dużo gadasz - zgromił Osgar brata. - Będzie? - Będzie torturowana, jeśli nie przyzna się, kim jest, i nie zechce wezwać rodziny do zapłacenia okupu. - Derek się przygląda? - Idiota! Derek torturuje. To jego pan lubi się przyglądać. Derek, posłyszawszy ich słowa, roześmiał się głośno. - Powiedziałeś mu, ile razy zakradałeś się do lochu, żeby podglądać, Osgarze? Zapadła cisza. - Długo ją potrzymają w lochu, Osgarze? - spytał jego brat. - Zadajesz za dużo pytań