Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
— Marcin Alonzo, odparł Luis, niezdolny jest dopuścić się tak podłego czynu. — Zapewne, mój synu, jeżeli przypuszczasz, że spowodować go może jedno tylko tchórzostwo. Marcin Alonzo jest zręcznym i nieustraszonym żeglarzem, którego dobre chęci są dla nas pożądane. Lecz oko jego nie zawsze może czuwać, a żadna w świecie nauka nie powściągnie wściekłości rozhukanych rokoszan. Nie ręczę nawet za załogę swojego okrętu, dopóki mieć jeszcze będzie nadzieję łatwego powrotu na przypadek podniesienia buntu, a tym bardziej za ludzi nie zostających pod bezpośrednim moim nadzorem. Gdybym na twoje zapytanie odpowiedział publicznie, strwożeni marynarze już teraz może odmówiliby posłuszeństwa, bo trzeba ci wiedzieć, że podróż nasza nieskończenie dłuższą będzie od wszystkich, jakie kiedykolwiek odbyto na ziemi. — A jednak, mistrzu, przedsiębierzesz ją z takim zaufaniem? — Znasz moje myśli. Śmieję się z podobnie niedorzecznych obaw jak ta, że spuściwszy się na dół, nie będziemy potem mogli wdrapać się pod górę, lub że spadniemy z brzegu ziemi; i ty zapewne już takowych nie podzielasz. — Na św. Jago! Wyobrażenia moje w tym względzie bardzo są niejasne. Prawda żem nigdy nie słyszał, aby kto z ziemi zleciał w powietrze, i nie przypuszczam, by to przytrafić się miało naszym okrętom; lecz z drugiej strony dotychczas teoria tylko przemawia za zdaniem, że ziemia jest okrągła i że płynąc na zachód, dostać się można na wschód. Jestem więc neutralny, ale chociażbyś posterował prosto na księżyc, Luis de Bobadilla zawsze będzie przy twoim boku. - Młody wietrzniku! udajesz nieświadomego więcej, aniżeli nim jesteś w istocie. Później może rozwinę przed tobą szczegółowo swoje plany; dziś skończmy na tym rozmowę. O godzinie siódmej rano okręty minęły skały Saltes, a koło południa podróżnicy nie stracili jeszcze z oczu ojczystego wybrzeża. Ówczesne statki mało zwykle rozpinały żagli, toteż największą wtedy szybkością, przy pomyślnym wietrze, były trzy mile angielskie na godzinę. Tak więc w tej słynnej podróży słońce po raz pierwszy zapadło w morze, gdy wyprawa, dążąc w kierunku południowym, odbyła zaledwie pięćdziesiąt mil angielskich. Palos zupełnie już znikło w mglistych falach oceanu, a że wybrzeże wybiegało na wschód, wprawne więc tylko oko starych marynarzy rozróżnić mogło wierzchołki gór sewilskich. Kolumb z Luisem znajdowali się jeszcze na tylnej części okrętu, śledząc w milczącej zadumie ostatnie zarysy stałego lądu, Hiszpanii; nieopodal dwaj majtkowie zajmowali się spojeniem zerwanej liny. — Patrz na to słońce, co się nurza w niezmiernym oceanie, senior Gutierrez, rzekł admirał, używając zawsze przy innych, jednego ze zmyślonych nazwisk młodzieńca. W codziennym obiegu jego znajduję dowód kulistości ziemi i potwierdzenie teorii mojej, że płynąc na zachód dosięgnąć można Indii. — Gotów jestem zawsze uznać mądrość twych pomysłów i zasadność twych nadziei, senior admirale, odrzekł Luis, nie spostrzegłszy zrazu dwóch majtków; ale wyznać powinienem, że nie pojmuję związku między słońcem a obraną przez nas drogą. Wiemy, że gwiazda dzienna nieustannie przebiega niebo, że rankiem powstaje z morza, by wieczorem powrócić w faliste swe łoże, lecz ma to miejsce równie na brzegach Kastylii, jak w Indiach i wszędzie; zdaje mi się, że nic nie dowodzi ani za, ani przeciw twojemu przekonaniu. Na te słowa majtkowie z ciekawością zwrócili oczy na admirała, oczekując jego odpowiedzi. Luis w jednym z nich poznał Pepa, drugi był typem wytrawnego marynarza, prawdziwym wilkiem morskim, co w języku żeglarzy znaczy człowieka tak zrośniętego ze swym zawodem, że cała jego powierzchowność, umysł, a nawet mowa odrębnej nabierają cechy. Majtek ten miał około lat pięćdziesięciu: niski, krępy, w niezgrabnych rysach twarzy łączył ową mieszaninę dzikości z pojętnością, tak często napotykaną u ludzi przywykłych do życia zmysłowego. Kolumb na pierwsze spojrzenie widział, że ma przed sobą doświadczonego gracza. - Niepodobna, odrzekł admirał, aby słońce, któremu mądrość Stwórcy krążyć kazała wkoło ziemi, na próżno w nocy roztaczało swe promienie. Jakoż wiemy z doświadczenia, że zmiany dnia i nocy posuwają się ku zachodowi, aż po krańce znajomej nam ziemi; wnoszę więc z tego, iż gwiazda dzienna nieustannie obdarza ludzi swym ciepłem i światłem, i w miarę jak znika w jednym punkcie globu, zjawia się w drugim. Tarcza słoneczna, gdy u nas zapadnie, jest jeszcze widzialna na Wyspach Azorskich, i w Smyrnie; a wyspy greckie ujrzą ją nazajutrz o godzinę od nas wcześniej. Przyroda żadnej siły nie marnuje bezużytecznie; przekonany jestem, że ognista kula, co niedawno opuściła nasz widnokrąg, przyświeca Indiom, podczas gdy tutaj panuje ciemność, i stamtąd, postępując w kierunku wschodnim, przez stały ląd Azji powraca w nasze strony. Słowem, senior Pedro, ten ruch jaki słońce z zadziwiającą szybkością odbywa po niebie, my skromniej naśladować go zamierzamy po ziemi. Dajcie mi czas ku temu potrzebny, a wypłynąwszy na zachód, powrócę z wami przez kraj Tatarów i Persów