Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Wyjechał do swoich krewnych ze strony ojca. Moja kłótnia z Alicją okazała się natomiast fatalna w skutkach i przez wiele miesięcy za każdym razem, kiedy wracałem do domu z pracy, czułem strach, że już jej nie zastanę. Alicja jed- nakże mnie nie opuściła i kolejnym nadludzkim wysiłkiem nauczyłem się spoglądać na ten incydent bez emocji. Wielu dorastających chłopców ma kłopoty z opanowaniem budzących się zmysłów, a Vicky była wyjątkowo atrakcyjną dziewczyną. Nie łączyły ich żadne więzy krwi. Pod jednym da- chem zamieszkali dopiero wówczas, gdy oboje zbliżali się już do okresu dojrzewania, a okres ten jeszcze spotęgował napięcie wynikłe z naszych wojen o opiekę nad dziećmi. W tych okolicznościach uznałem, że powinno mi być żal Sebastiana. Zresztą i tak musiałem okazać mu współczucie, bo, jak bez przerwy sobie powtarzałem, leżało to w moim dobrze pojętym interesie, a nawet w najmniej sprzyjających okolicznościach zawsze starałem się dbać o swoje interesy. Z zasady jestem człowie- kiem praktycznym. Po wyjściu z wojska Sebastian przez jakiś czas mieszkał z nami na Piątej Alei, ale wkrótce po ślubie Andy'ego przeprowadził się do ponurego apartamentu na Murray Hill. Kiedy wreszcie zaprosił nas do siebie, zastaliśmy czarny dywan na podłodze, czarne obicia na krzesłach i czarny stolik do ka- wy obok czarnej skórzanej sofy. Ścianę zdobiły dwie ryciny Hieronima Boscha, a z kąta holu straszył jakiś horror pędzla Salvadore'a Dali, pochodzący z okresu zanim artysta złagodniał i zaczął malować Madonny. Bóg jeden wie, co mogło wisieć w sypialni. Sporo nerwowych chwil spędziłem na rozmyślaniach, czy te dziwaczne gusta nie wynikają z ja- kiejś perwersji seksualnej i nawet odnalazłem hasło "Freud" w "Encyclopaedia Britannica", jednakże jego poglądy wydały mi się tak bzdurne, że nawet nie doczytałem do końca. Nic dziwnego, że zda- niem Kevina Freud nigdy nie dotarł do Staten Island, Brooklynu czy Queens w swej podróży przez psychologiczny odpowiednik planu pięciu nowojorskich dzielnic! Doszedłem do wniosku, że Kevin i tak był nazbyt hojny, przypisując mu znajomość Manhattanu i Bronxu. Moja wiedza na temat teorii Freuda ograniczała się do intrygujących plotek, które niezawodnie ożywiały atmosferę na każdym usypiającym przyjęciu, lecz teraz dopiero pojąłem, jak mądrym posunięciem było ograniczanie owej wiedzy. Cała ta gadanina o id, libido i symbolach fallicznych sprawiała, że normalny człowiek zaczy- nał wątpić w swoją poczytalność. Skoro Freud nie zdołał dostarczyć mi odpowiedzi, zwróciłem się do Sebastiana. - Dlaczego tak lubisz czerń? - spytałem zaciekawiony. - Bo jest ciemna - odparł Sebastian z miną pokerzysty. Poddałem się. Powiedziałem sobie, że zrobiłem wszystko, co jest w stanie zrobić ojciec, aby wychować normalnego, przystosowanego do życia syna, a jeśli Sebastian jest dziwny, to z pewnością mnie nie należy za to winić. Mój własny ojczym nie potrafił mi udzielić nawet najbardziej podstawo- wych rad, zadbałem więc o to, by moi pasierbowie wyruszyli w świat, umiejąc odróżnić jeden koniec kondomu od drugiego i wiedząc, że skrót "VD" nie odnosi się do zwycięstwa aliantów w drugiej wojnie światowej, a oznacza chorobę weneryczną. Cała ta sprawa z Sebastianem zaczęła się wiosną 1955 roku. Pogoda była piękna, indeksy gieł- dowe szły w górę, a ja właśnie kupiłem sobie nowego mlecznobiałego cadillaca z bladobłękitną tapi- cerką. Prawdę mówiąc byłem w tak dobrym nastroju, że po pracy kupiłem butelkę szampana dla Tere- sy, kiedy jednak przybyłem do budynku Dakoty, zastałem ją w kwaśnym humorze. Jej twórczość wy- raźnie zeszła na niewłaściwe tory. Udało mi się wybić jej z głowy postimpresjonizm, ale teraz dla od- miany dała się zbałamucić najnowszą modą na amerykański abstrakcjonizm i złowrogi wpływ Jackso- na Pollocka wyzierał ku mnie z każdego jej płótna. Powiedziałem jej grzecznie, że powinna wrócić do swego wcześniejszego naiwnego stylu. Odparła, że oczekuje od życia czegoś więcej niż tylko reputa- cji drugiej Babci Moses i czy do diabła mógłbym nie wtykać nosa w jej sprawy. Nasze stosunki seksu- alne stały się odrażająco mechaniczne. Kiedyś nawet zapytałem ją, czy chce zakończyć nasz związek, na co ona bardzo uprzejmie odpowiedziała: "Nie, dziękuję" i przy następnej okazji przyrządziła mi wspaniały stek w sosie "béarnaise". Później zapytała, czy mi zależy na zerwaniu, na co ja jej równie grzecznie odparłem: "Nie, dziękuję" i dałem jej złotą bransoletkę od Cartiera. Miałem nadzieję, że wprowadzi to nieco odprężenia do naszych wzajemnych stosunków, kiedy wszakże owego dnia przy- byłem do Dakoty, dowiedziałem się, że właśnie zaczęła się miesiączka, o seksie nie ma mowy, a nowy obraz to katastrofa. Miała rację. Obraz był koszmarny. Odrzuciłem wymuszone zaproszenie na ham- burgera, zostawiłem szampana w lodówce i ruszyłem swoim nowym cadillakiem do domu. Kiedy wszedłem do holu, pierwszą osobą, którą zobaczyłem, był Jake Reischman. - Neil! - wykrzyknął od razu. - Dzięki Bogu, że jesteś! Właśnie miałem jechać po ciebie do Da- koty. Czy Teresa zawsze o tej porze wyłącza telefon? Uwaga na temat Teresy wcale mnie nie zaskoczyła, Jake bowiem spotykał ją na każdej wysta- wie jej prac i od lat wiedział, że opłacam jej mieszkanie w Dakocie, jego obecność natomiast zbiła mnie z tropu. - Co ty tu robisz? - zapytałem głupawo. - Alicja wpadła w panikę i zadzwoniła do mnie. Próbowała się z tobą skontaktować, ale wyszed- łeś już z biura, a kiedy nie wróciłeś do domu, zwróciła się do mnie jako do jednego z członków daw- nego bractwa z Bar Harbor, kogoś, na kim w razie potrzeby można się oprzeć. A oto i ona. Alicjo, przyszedł Neil - Jake ujął mnie za ramię i wprowadził do biblioteki. - Siadaj, zaraz zrobię ci drinka. Alicjo, czy chcesz, żebym powtórzył Neilowi, co powiedziała policja? Powinnaś się chyba położyć. Alicja była blada jak śmierć. - I tak nie mogłabym zasnąć - stwierdziła siadając sztywno na krześle obok drzwi. - Zostań, proszę, Jake, i opowiedz Korneliuszowi o wszystkim. Jake zdążył już otworzyć barek. - Szkockiej, Neil? - Chętnie. Ale co, u diabła... - Moment, naleję tylko drinki. Mogę ci zagwarantować, że wszystkim nam dobrze zrobią. - Dobrze, ale... czekaj, Jake, Alicja nie pije whisky