Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Jak wiadomo, doszło w końcu do ugody między nim a jego dawną przyjaciółką i zarazem prezesem Huphy, July Ehrenblum. Medialny rozgłos wokół sprawy o wielomilionowe zyski przysłużył się, jak widać, obu stronom. Tak czy inaczej powieść „Jestem Ananką” utrzyma się w czołówkach list bestsellerów prawdopodobnie tak długo, jak długo trwać będzie humania. Jej wartość literacka w tej sytuacji wydaje się kwestią drugorzędną. „OBLICZA NADZIEI I LĘKU” CBS rozmowa z Bertramem Crossem, religioznawcą - Co pan sądzi o nowo powstałym „Kościele Ananków” i humanii? - Nie nazwałbym tego zjawiska Kościołem. Raczej jedną z sekt, jakich wiele powstaje w całych Stanach Zjednoczonych, zwłaszcza w Kalifornii, by po jakimś czasie zapaść w zbiorową niepamięć. Każdy człowiek boi się choroby i śmierci, pragnie wierzyć w - nazwałbym to - „lek na życie” i wszyscy mamy głęboko zakorzenioną potrzebę mitu, tęsknotę do Utopii. Nie jest ona tożsama z religią ani tym bardziej z prawdziwą wiarą. W wypadku wierzeń Ananków trudno nawet mówić o konsekwentnym systemie religijnym, o systemie wartości nawet. Nie znajdzie się tam na przykład tak zasadniczych elementów, jak walka dobra ze złem. - Skąd zatem kariera tej idei na całym świecie? Humani, czy inaczej Anankowie, objawiają się w Azji, w Afryce, nawet w racjonalnej Europie. Mają swoje rytuały, a także języki. - To również nie jest idea. To zespół podań i legend o charakterze czysto pogańskim, pierwotnym, wzbogacony o szczątkowe, parahistoryczne informacje na temat mitycznego „ludu szczęśliwego”. Anania to taka „wyspa szczęśliwa” na oceanie zła, z jakim kojarzy się Rosja i były Związek Sowiecki. Sekret jej popularności jest prosty: wchodzimy w Erę Wodnika. Filozofia New Agę odwołuje się do czystości i braku instytucjonalizmu dawnych wiar i magicznych obrządków, ich wybór należy do jednostki. Humania i mitologia Ananków wyróżniają się swoim pozytywnym stosunkiem do problemów ludzkiej egzystencji: nie straszą ogniem piekielnym, nie mnożą zakazów, promują zdrowie, spokój ducha, dystans do polityki i cywilizacji konsumpcji (choć dzięki tej ostatniej mogły zaistnieć). Słowem - idealistyczny, dziecinny permisywizm. Ale przecież nawet obywatele państw wysoko rozwiniętych zmęczeni są, zaniepokojeni i obezwładnieni kształtem współczesnej demokracji, globalnego rynku i przede wszystkim brakiem duchowości w codziennym życiu. Dobrze widzi to papież Jan Paweł II, ale stoi na czele instytucji, która nawet przez część katolików odbierana jest jako skostniała i mało zasobna w Absolut. Islam z kolei jest religią wojującą, a humania Ananków wyrzeka się agresji. - Czy to znaczy, że jesteśmy świadkami narodzin nowej religii? - Nie, nie, już powiedziałem, że nie. To po prostu zjawisko masowe, po części medialne, po części duchowe, po części socjologiczne. Znak czasu. Znak, który należy odczytywać jako chęć ucieczki mas od świata takiego, jaki jest. Szczerze wątpię, czy to możliwe, choć powinniśmy przywyknąć do myśli, że u progu XXI wieku możliwe jest wszystko. Człowiek w końcu zawsze uciekał od siebie i od rzeczywistości, którą stworzył. Niezadowolenie z własnego dzieła jest jego najbardziej twórczą, choć komplikującą życie cechą. Niektórzy zadają sobie pytanie, czy przypadkiem nie jest podobnie z Bogiem, który do tego stopnia zniechęcił się do własnego dzieła stworzenia, że nas opuścił? „SPRAWIEDLIWOŚĆ TAK, WOLNA AMERYKANKA NIE!” Izwiestja, artykuł redakcyjny Rozpad Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich i powstanie Wspólnoty Niepodległych Państw stwarza realne szansę na stworzenie warunków pokojowego współistnienia byłych narodów radzieckich. Zadośćuczynienie wiekowym krzywdom, odtworzenie tradycyjnych więzi, kulturowych tożsamości i elementarnych ludzkich praw będzie z pewnością trudne i najeżone przeszkodami - wciąż nie brakuje zwolenników dawnego ładu, rządów twardej ręki i imperialnych ambicji - ale w żadnym wypadku nie jest niemożliwe. Pod warunkiem zachowania rozsądku, poczucia realizmu i odpowiedzialności. Nie zachowują ich, niestety, inspiratorzy rozsadzenia Rosji od wewnątrz, pod pozorem przywrócenia suwerenności Republice Ananii, narodowi podbitemu w pierwszych latach po Rewolucji Październikowej przez bolszewików, który w rzeczywistości nigdy nie istniał, a jeżeli istniał, to na pewno nie na terenach, do których dzisiaj rości sobie prawa. Rosja jest już państwem demokratycznym, państwem wolności obywatelskich i wolności słowa, wolności wyznania, co jednak nie znaczy, że wolno w Rosji robić, co się komu podoba. Z całą odpowiedzialnością stwierdzamy, że w archiwach nie ma żadnych dowodów na to, jakoby za Uralem, na obszarach okręgu mansyjskiego lub gdziekolwiek indziej, mieszkał i tworzył własną, suwerenną cywilizację jakiś mityczny naród Ananków. Nie może być przypadkiem, że teza ta podtrzymywana jest i rozdmuchiwana tak w Chinach, jak w Stanach Zjednoczonych, w Iranie i Izraelu. Inkryminowane obszary to tereny złotonośne i obfitujące w kamienie szlachetne