Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Nie mógł zresztą wyglądać przystojnie w tym ponurym stroju i z absurdalnymi bokobrodami. Było w nim coś niemal przygnębiająco wytwornego i zmanierowanego, a do tego otaczała go aura skrępowania i psychologicznego wyparcia. A gdy mężczyzna przyjrzał się dziewczynie w zakrywającym niewiele wdzięków peniuarze i zerknął na otoczone lustrami łóżko, nawet zaczął się rumienić! Swoją reakcją całkowicie zawładnął sercem Juliette. Spłoniony przedstawiciel epoki wiktoriańskiej, zbudowany jak byk… i nieświadom, że trafił do rzeźni! Tak się rozochociła, że nie potrafiła już nad sobą zapanować; natychmiast ruszyła do przodu i otoczyła go ramionami. — Kim… Kim jesteś? Gdzie się znalazłem? Stereotypowa reakcja, te same co zwykle pytania. Zazwyczaj Juliette zabawiała się dodatkowo, odparowując ciętymi ripostami, które miały zwieść i podniecić jej ofiarę. Dziś wieczorem wszakże czuła w sobie zaniepokojenie, które jeszcze wzrosło, gdy objęła mężczyznę i popchnęła go ku czekającemu łóżku. Mężczyzna zaczął ciężko oddychać. Reagował właściwie, choć nadal był zdezorientowany. — Powiedz mi… Nie rozumiem. Żyję? A może jestem w niebie? Poły peniuaru rozsunęły się, gdy dziewczyna położyła się na plecach. — Żyjesz, kochanie, jak najbardziej — zamruczała. — Jesteś cudownie żywy. — Roześmiała się i zabrała się za udowodnienie mu swoich słów. — Lecz jesteś bliżej nieba, niż sądzisz. I by go o tym zapewnić, wolną rękę wsunęła pod poduszkę i zaczęła po omacku szukać ukrytego noża. Niestety, noża nie było już pod poduszką, gdyż jakimś sposobem trafił on w dłoń zabawki. A zabawka nie wyglądała już ani na pruderyjną, ani na przyzwoitą. Juliette mignęła twarz mężczyzny z zaciętą miną. Tylko mignęła, ponieważ w chwilę później dziewczyna ujrzała jedynie oślepiające ostrze noża, który się opuszczał, podnosił, opuszczał, podnosił, opuszczał… Na nieszczęście pokój był dźwiękoszczelny, a zabójca miał mnóstwo czasu. Przez wiele dni nikt nie odkryje zmasakrowanego ciała Juliette. Zaś w Londynie, po kolejnej bestialskiej zbrodni dokonanej wczesnym świtem, słuch o Kubie Rozpruwaczu raz na zawsze zaginął. Jakby tajemniczy morderca rozpłynął się w powietrzu. tłum. Ewa i Dariusz Wojtczakowie POSŁOWIE: Sporo lat minęło, odkąd usiadłem przy maszynie któregoś posępnego zimowego dnia i napisałem do Yours Truly, Jack the Ripper. Czasopismo, w którym ukazało się opowiadanie, dawno temu straciło zainteresowanie duchami i samo oddało ducha. Tym niemniej, moja krótka historyjka najwyraźniej jakoś przetrwała i od tamtego czasu ściga mnie w przedrukach, zbiorkach, antologiach, przekładach na obce języki, a także adaptacjach radiowych i telewizyjnych. Kiedy zatem wydawca niniejszej antologii zaproponował mi napisanie opowiadania, podsuwając pomysł: „Może Kuba Rozpruwacz w świecie przyszłości?”, byłem zdolny tylko do jednej jedynej reakcji. Po prostu ją napisałem. WPROWADZENIE DO „ŁOWCY W MIEŚCIE NA SKRAJU ŚWIATA”: Zamierzam napisać o Harlanie Ellisonie. I wierzcie mi, nie jest to łatwe. Tak się złożyło, że jego udziałem w tej antologii stała się kontynuacja mojego własnego opowiadania, więc Harłan poprosił mnie o napisanie wstępu, aby uniknąć nieporozumień. Nie będę prezentował rysu biograficznego tego pisarza; pewnie nie potrzebowałby mnie do tego. Ellison opowiadał historię swojego życia tak wiele razy, że bez wątpienia każdy zna ją na pamięć. Jestem więc zmuszony omówić jego postać jako czystej wody fenomen — chyba najbardziej niezwykły z istniejących w światku fantastyki — który bez wątpienia oddziaływuje zarówno na moją świadomość, jak i na świadomość każdego twórcy science fiction. I to przynajmniej od piętnastu lat. Kiedy po raz pierwszy spotkałem Harlana Ellisona na Światowym Konwencie Science Fiction w 1952 roku, był obiecującym osiemnastoletnim młodzieńcem. Dziś jest natomiast obiecującym trzydziestotrzylatkiem. Nie jest to bynajmniej uwaga deprecjonująca i absolutnie nie należy jej tak pojmować. Jako osiemnastolatek wyróżniał się wśród innych fanów, zaś w wieku trzydziestu trzech lat zapowiada się na wybitnego pisarza. I mam na to dowody! Jako fan był elokwentny, ambitny i niezwykle aktywny. Teraz, gdy stał się zawodowym pisarzem, te wartości stale można dostrzec w całej jego pracy, przy czym doszła do nich jeszcze jedna — przypadkiem aliteracyjna cecha — artyzm. Czytajcie jego opowiadania, powieści, artykuły i teksty krytyczne. Może nie zawsze zgodzicie się z zawartymi w nich poglądami, bądź z formą, w jakiej autor je wyraża, lecz na pewno dostrzeżecie artyzm oraz mieszankę wzruszenia i ekscytacji dostarczoną z głębokim przekonaniem i zaangażowaniem. Bez względu na przyjętą formułę narracji czytelnik nieodmiennie odnosi wrażenie, że Ellison zawsze właściwie pisze w pierwszej osobie. Wspomniałem o wzruszeniu. Ellison często posługuje się skrajnościami, które sięgają od głęboko emocjonalnej empatii po słuszne oburzenie. Pisze tak, jak czuje… a czytelnik czuje to, co Harlan pisze. Wspomniałem też o ekscytacji. Chodzi o wewnętrzny klimat, o stałe tornado, w którego centrum jakaś część osobowości Ellisona funkcjonuje jako oko obserwatora i to oko bardzo spostrzegawcze. Ani jego pracy, ani jego życia nie cechuje spokój, gdyż Ellison z pewnością nie należy do twórców, którzy kultywują buddyjską łagodność, siedząc i kontemplując własne powieści. Wspomniałem o przekonaniu. Ponieważ Ellison nie jest obskurantem, o swoich przekonaniach mówi głośno i wyraźnie: i w prozie, i w życiu osobistym. Te przekonania zyskują mu zarówno zwolenników jak i wrogów. Bywa złośliwy lub przesadnie szczery i za to krytykują go ci, którzy upierają się przy opinii, że takie Niebezpieczne wizje właściwości są godne podziwu u żołnierza, polityka czy dyrektora przedsiębiorstwa, lecz degradują twórczego artystę. Lecz Ellison przetrwa każdą kłótnię; jest jedynym znanym mi żywym organizmem, którego naturalne środowisko to gorąca kipiel. Wspomniałem o zaangażowaniu