Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
— Jak to... — Nie ma czasu, panie - pomocne ręce uwolniły go i przy, akompaniamencie dźwięczącego metalu stanęła przed nim postać Liama z Eldor. Jego zbroję zdobiły insygnia Rycerzy Korony. Były to te same insygnia, które należały kiedyś do jego ojca, Humy Lance. Uniesiona przesłona hełmu odsłaniała poważną, bladą twarz chłopca. Stoddard miał ochotę płakać. Szalona obsesja tak omotałł chłopca, że nie zdawał sobie sprawy z tego, iż igra za śmiercią. Taka zbroja mogła tylko wzbudzić zainteresowanie smoka; zardzewiała, nie wytrzyma ataku. Właśnie w tym momencie ponownie zobaczyli smoka Chaosu. Kołująca w górze bestia zbliżała się do miasta portowego. Grzmiące pioruny i oślepiające błyskawice zapraszały do śmiertelnego tańca. - Muszę go powstrzymać... - Rycerz Róży z całych sił próbował wstać, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Liam coś powiedział, ale Stoddard usłyszał tylko niewyraźny dźwięk. Niedoświadczony rycerz przybliżył się i pochylił nad nim. - Czy mówiłem ci, twoja lewa noga krwawi? Rana jest duża, czy nie czujesz? Nie czuł. Noga była odrętwiała. - Nie powinieneś się poruszać. - Młody mężczyzna cofnął się. - Myślałem, że zdążę przed tobą, ale znowu zawiodłem. - Spojrzał w górę. - Tym razem nie zawiodę, Lordzie Stoddard. Przysięgam na mojego ojca. Tego było już za wiele. Stoddard miał dosyć wysłuchiwania bzdur obłąkanego chłopca. - Nie jesteś synem Humy Lance! On żył... wiele wieków temu! Jeśli spróbujesz stanąć w obliczu potwora, zginiesz! Młodzieniec nieprzerwanie patrzył na bestię. — Mój ojciec był rycerzem. Ofiarował życie w obronie innych. Est Sularus oth Mithas. Zawsze chciałem z nim współzawodniczyć. Urodziłem się, aby jak on służyć ludziom i pójść jego śladami. — Posłuchaj mnie, chłopcze! Jesteś... Liam znieruchomiał. Na widok tego, co zobaczył przez ramię rycerza, poszerzyły mu się oczy. - Czekałem za długo. Bestia zaczyna uderzać w Aramus. To moja ostatnia szansa. Kiedy Liam szedł w stronę martwego Razera, Stoddard wyciągnął dłoń i chwycił chłopca za kostkę u nogi. — Sam nic nie zrobisz! Pomóż mi dojść do konia i razem dotrzemy do Aramus. Przynajmniej ostrzeżemy ludzi i pokierujemy ich do ucieczki. — Nie. Muszę uratować miasto, muszę uratować wszystkich. Mimo usilnych starań, Stoddard nie zdołał zatrzymać chłopca. Liam pośpiesznie uwolnił się od jego uścisku. Czołgając się i rzucając piorunujące spojrzenie za odważnym, ale obłąkanym chłopcem, Rycerz Róży uparcie próbował nakłonić go do odwrotu. Liam odszukał starą lancę i z zaskakującą łatwością podniósł ją. Gwiżdżąc, przywołał cudownego konia. Mimo dużych rozmiarów lancy, Liam zwinął ją błyskawicznie i położył w bezpiecznym miejscu, po czym wspiął się na ogromnego rumaka. Ostatni raz skruszonym wzrokiem spojrzał na Stoddarda i odjechał. - Na Paladina, nie! - Stoddard nieoczekiwanie wstał ostatkiem sił i potykając się, ruszył w stronę chłopca. Dotarł do miejsca, gdzie Razer spadł na ziemię. Postać bohatera stopniowo malała, aż wreszcie zniknęła w przerażającej trąbie powietrznej szalejącej nad miastem, którego los został już przesądzony. Wspaniały materiał na epizod heroicznej powieści... Stoddard był świadomy beznadziejności sytuacji - ani w zniszczeniu Aramus, ani w śmierci chłopca nie będzie nic heroicznego. Bestia może go nawet nie zauważyć, pomyślał Stoddard. Ledwie to zrobił, kiedy smok jakby podsłuchał jego myśli: niespodziewanie zawirował w powietrzu i odwracając się od Aramus, skierował prosto na Liama z Eldor. Nieważne, kim naprawdę byli przodkowie Liama, chłopiec przyciągnął uwagę smoka. Rozpromieniony, pełen zapału potwór pędził jak wygłodniały wilk w stronę samotnej owcy. Odroczył zniszczenie Aramus dla zgładzenia głupiego śmiertelnika, który myślał, że jest rycerzem. Stoddard wiedział, co może nastąpić, modlił się, żeby nie miał racji. Ogromna bestia nacierała prosto na Liama, który uniósł lancę najwyżej, jak mógł, i pokierował odważnym rumakiem. Smok Chaosu zawył... i nagle cały krajobraz dookoła szczupłej postaci na koniu uległ transformacji. Stare wzniesienia zatonęły, a inne uformowały się nowych miejscach. Bestia ze świeżą dawką furii uderzyła ponownie, potężny trzepot skrzydeł groził wyrwaniem drzew z ziemi. - Liamie, uciekaj - wyszeptał rycerz. - Przynajmniej się zamachnij! Może go to rozproszy..