Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Kula wpadła do nadstawionego kapelusza. Nasz bohater wziął ją do ręki, popatrzył i uśmiechając się powiedział: — O, taka mi właśnie potrzebna. Bardzo panom dziękuję. Książę nie panował nad sobą. Pienił się ze złości, przeklinał, krzyczał. W bezprzytomnej wściekłości kazał odlać ze złota dużą kulę armatnią. Poszły na nią wszystkie dukaty, pierścienie i ozdoby z książęcego skarbca. Książę był pewny, że kula zabije czarnoksiężnika. Gdy Chorwat następnego dnia zajął miejsce nad stawem, wytoczono na dziedziniec zamkowy największą armatę. Długo mierzono, zanim zapalono proch na panewce. Huknęło, zadymiło; kula przeleciała staw i upadła do stóp spokojnie siedzącego rybaka. — Stokrotne dzięki! — zawołał rybak powiewając kapeluszem w stronę księcia, po czym z wysiłkiem podniósł kulę i oddalił się. — Gonić go, odebrać złotą kulę!—rozkazał książę. Knechci rzucili się w pogoń, lecz Chorwat zginął im z oczu. Pieniądze uzyskane ze sprzedaży kuli rozdzielił między poddanych chłopów książęcych. Książę Puckler chudł, chorował na wątrobę, cierpiał na bezsenność, bo uparty czarnoksiężnik nadal nie dawał mu spokoju. W końcu doszło do układu pomiędzy księciem a Chorwatem, w wyniku którego chłopi odzyskali prawo połowu ryb w Nysie Łużyckiej oraz zbierania jagód i grzybów w pańskich lasach. Załatwiwszy sprawę w Mużakowie, powędrował Chorwat dalej, żegnany z żalem przez wszystkich uciśnionych. Po kilku dniach zatrzymał się na nocleg w chacie gajowego, stojącej na skraju lasu. Młody gajowy był bardzo zmartwiony, bo siedmiu jego poprzedników straciło już w lesie życie. Ginęli także drwale i Smolarze. Nikt nie znał sprawcy, kule nadlatywały cicho, niepostrzeżenie. — Hm — mruknął wędrowiec, wysłuchawszy opowiadań gajowego — ciekawe. Powiedz mi, czy nikt się o te lasy nie ubiegał? Może chciał je kupić, albo się o nie procesował? 137 — Tak, przed kilku laty pan procesował się z chłopami o prawo wyrębu i myślistwo w tym lesie. Proces ten przegrał. Długo wertował Chorwat w swojej czarodziejskiej księdze, z którą się nie rozstawał. Musiał znaleźć w niej węszcie to, czego szukał, bo zadowolony powiedział do gajowego: — Zaprowadź mnie na miejsce, gdzie najwięcej ludzi zginęło. Czas położyć kres złu. Gajowy wzbraniał się początkowo, gdy jednak Chorwat zapewnił go, że nie grozi mu los jego poprzedników, wziął strzelbę i zagłębili się w las. — Tej polany nikt jeszcze nie przeszedł — powiedział cicho gajowy, gdy stanęli na miejscu, spoglądając na zalaną słońcem przestrzeń, z rzadka tylko porośniętą krzewami. Chorwat zdjął kapelusz z głowy i nasłuchując, posuwał się ostrożnie naprzód. Stanęli przed samotnie stojącym dębem. Gajowy położył się na ziemi, bo usłyszeli dalekie, ledwo wyczuwalne bzykanie. Czarnoksiężnik oparł się plecami o drzewo. Nie czekał długo. Kula, która miała go uśmiercić, wpadła do kapelusza. — Możesz wstać, już po wszystkim — powiedział do gajowego, po czym włożył kulę do ust, przeżuł ołów, nabił nią strzelbę gajowego i nie mierząc, wypalił w powietrze. — Teraz bądź spokojny, nikt więcej nie zginie. Morderca został ukarany. Strzał oddany przez Chorwata trafił do celu. Zły pan, który mścił się na niewinnych ludziach za pomocą czarodziejskich sztuczek, zginął od własnej kufi. Walka z nim nie była jeszcze zakończona, bo został po śmierci demonem i nadal nękał chłopów. Ukazywał się myśliwym jako mały, szaro odziany człowiek, zabierał im strzelby i narzędzia pracy i niszczył je. I na to znalazła się rada w czarnoksięskiej księdze. Gdy nadeszła noc, Chorwat nabił strzelbę specjalnym ładunkiem, do torby włożył nieco żywności i poszedł zmierzyć się z demonem. Przybywszy na miejsce, zabrał się do spożywania spóźnionej kolacji. I tak zastał go demon. — Co ty tu robisz ? — zapytał ostro, przystępując do Chorwata. — Siedzę na pniaku i posilam się — odparł zapytany. 138 — A co to jest? — pytał dalej demon, wskazując na strzelbę leżącą obok. — Fajka. — Fajka? — Tak. — Dlaczego więc nie palisz? — Nie widzisz, że jem? — Rzeczywiście. Pozwól przeto, że ja sobie chwilowo popalę. — Proszę bardzo — zgodził się Chorwat, podając mu strzelbę. Demon wziął lufę do ust i zaczął łapczywie pykać. — Słaby tytoń — zauważył po chwili. — Słaby? Niemożliwe—powiedział czarnoksiężnik, udając zdziwienie. — Dureń z ciebie, przecież wcale jej nie zapaliłeś. Poczekaj, zaraz zrobię ci ogień. — To mówiąc, szarpnął za cyngiel. Huk wystrzału zlał się z okropnym krzykiem uciekającego demona. Długo jeszcze rozlegały się jego jęki po lesie. Od tego czasu przestano go widywać. W czasie gdy Chorwat wędrował przez miasta i wioski, karząc złych ludzi, wybuchła wojna z Turcją. Cesarz, rezydujący w Wiedniu, słał posłańców do Augusta z prośbą o pomoc. Król, chcąc odzyskać straconą sławę, bo przegrał już kilka wTojen, zabrał się energicznie do dzieła. Chociaż wojny wygrywają królowie, walczyć muszą chłopi ubrani w mundury żołnierskie. Zaczęła się akcja werbunkowa. Od wioski do wioski szli werbownicy królewscy, nakłaniając ludzi do zaciągania się do wojska. Obiecywali złote góry, łupy, bogactwa. Wojna była według nich cudowną zabawą, o śmierci, krwi i ranach dyskretnie milczeli. Chłopi nie mieli ochoty ginąć, toteż wyniki akcji werbunkowej były znikome. Oficerowie płaciH jednak dobrze za każdego rekruta, nie mieli też żadnych zastrzeżeń, jeśli werbownicy siłą kogoś do wojska zabrali. Wkrótce potworzyły się małe bandy porywaczy ludzi, którzy w nocy napadali na samotnie stojące domostwa i odrywali ojców od dzieci, mężów od żon, synów / 139 od starych matek. Za wysokiego, silnego młodzieńca płacono więcej talarów niż za tłustego wołu. Chorwat był wielokrotnie obiektem zainteresowań werbowników. Raz, gdy zmęczony wędrówką zasnął pod lasem, nie zauważył nawet, kiedy kilku oprychów skrępowało mu ręce i nogi, wrzuciło na wóz i powiozło z sobą. Byli pewni, że otrzymają za niego najwyższą cenę