Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Odgłosy wiatru. Odgłosy nocy. Fortecę wypełniały trzaski, pomruki i chroboty, które nocą zdawały się głośniejsze. Działo się tak, ponieważ twierdza była stara. Mauryl tak powiedział, kiedy pewnego razu pobiegł do niego, wystraszony. Wiekowe, ściśnięte bale trzeszczały wraz ze zmianą pogody, myszy wałęsały się wszędzie bezkarnie. Każdej bezchmurnej nocy wyfruwała Sowa. Ale on wolał nie myśleć o Sowie, a nade wszystko ojej przenikliwych oczach. I znów dobiegło go głuche postękiwanie drewna, co kazało mu przypuszczać, że wiatr musi wiać z tej strony, z której nie wiał nigdy przedtem. Choć było mu dość ciepło, leżał rozdygotany pod kołdrą, zastanawiając się, skąd się bierze jego strach, i żałując, iż brak mu odwagi, ażeby wyskoczyć szybko z łóżka i domknąć okiennice. Wyobrażał sobie, że tuż za oknem coś się pojawia, a on stoi zbyt blisko... Mógł wybiec na korytarz i poszukać Mauryla, lecz pod drzwiami nie było smugi światła. Blask zawsze ścielił się daleko po ziemi, jeśli paliły się świece ściennych kinkietów. Na zewnątrz jednak panował mrok i Tristen nie miał pojęcia, czy Mauryl położył się na górze spać, czy wciąż pracuje na dole. Nagle ściany jęknęły chóralnie, a jęk ów przeszedł we wstrząsający powietrzem ryk. - Maurylu! - krzyknął chłopiec, po czym odrzucił kołdrę i przyskoczył do drzwi, zupełnie nagi, nie mogąc wytrzymać tego wycia przenikającego sam rdzeń twierdzy. Otworzył drzwi i wyjrzał w czerń korytarza. Z wielkiej sali poniżej nie napływało żadne światło: ciemność ogarnęła serce fortecy, dotarła na samo dno i do zakątka, gdzie mieścił się gabinet Mauryla i gdzie świece wygasały najpóźniej. Obecnie nie płonęła ani jedna, nawet świece strażnicze na zakrętach schodów, a echa ryków niosły się z niższych partii wieży i zarazem spływały od krokwi. Ogarnięty paniką, starał się znaleźć po omacku drogę. Prowadził rękę po zimnym kamieniu ściany, aż dotarł do zakrętu, gdzie z muru sterczały trzy złączone z sobą twarze. Poczuł ich rozdziawione usta i zaostrzone, kamienne zęby. W całkowitej czerni zaczął szukać poręczy, która powinna znajdować się przed schodami. Zamiast niej natrafił stopą na krawędź pierwszego ze stopni; w ostatniej chwili złapał poręcz i odzyskał równowagę. Od tego miejsca schody biegły zarówno do góry, jak i w dół, on jednakże wolał nie zapuszczać się na niższe piętra. Gabinet Mauryla musiał być bezpiecznym miejscem, lecz skoro na dole panował mrok, czarodzieja nie było tam z pewnością. Mauryl udał się na górę na spoczynek. Mauryl wyjaśni mu, że to tylko dźwięki, nic więcej. Nazwie go niemądrym chłopcem, uspokoi i zapewni, że nic nie może wedrzeć się do środka. Wobec powyższego pobiegł, potykając się, na górę. Ani na chwilę nie puszczał wężowych poręczy, podczas gdy cała twierdza grzmiała echami i rykami, jakby wszystkie usta wszystkich kamiennych twarzy odzyskały równocześnie dar mowy. Głowa Tristena wynurzyła się nad poziom schodów. Młodzieniec dostrzegł smugę światła pod drzwiami Mauryla, po której poznał, że znalazł się na wyższym piętrze. Pokonał ostatnie stopnie, podbiegł do drzwi, nacisnął klamkę i pociągnął - drzwi jednak zamknięto od środka, a ryk rozdzierał mu uszy, ściskał serce i tamował oddech. — Maurylu! - wrzasnął i uderzył w drzwi zaciśniętą pięścią. Zewsząd otaczała go ciemność, lecz poczuł, że podłoga trzeszczy i trzęsie się, jakby coś stąpało po niej oprócz niego, również odgrodzone w ciemności od pomieszczenia Mauryla. To coś zbliżało się. — Maurylu! Wewnątrz rozległo się uderzenie, jakiś trzask, pośpieszne kroki dotarły do drzwi i odsunęła się ze zgrzytem zasuwa. Wówczas drzwi otworzyły się do środka i w przejściu stanął Mauryl - cień na tle jaskrawej pozłoty, która przenikała poprzez rozczochrane srebro włosów i okrywające starca szaty. W pomieszczeniu tłoczyły się pergaminy i przeróżne naczynia, na nie zasłanym łóżku leżały mapy i butelki. Stęchłe zapachy piwa, starej bielizny i siarki wręcz zatykały nozdrza. Pomruki dobiegały ze wszystkich kierunków, głębokie i porażające. Mauryl machnął ręką w przystępie wściekłości, wykrzykując Słowo... Zaległa grobowa cisza, w której Tristen słyszał wyraźnie łomot własnego serca i dzwonienie w uszach. - Ty głupcze! - krzyknął Mauryl. Chłopiec chciał się cofnąć w popłochu, lecz starzec chwycił go za ramię i pociągnął do środka, tam gdzie on bał się wchodzić. Wtedy jakimś cudem wpadł między nich nocny stolik, zazgrzytał i wywrócił się. Ręka Mauryla puściła ramię chłopca, roztrzaskały się garnki, pergaminy wysypały za próg leniwą strugą. - Wracaj tu natychmiast! - wrzasnął Mauryl w ślad za nim. On tymczasem pobiegł w panice ku schodom i - zanim zorientował się, gdzie się znajduje - potknął się o pierwszy ze stopni prowadzących na górę. Gdy upadł rękami i kolanami na schody, usłyszał ws’ciekły stukot laski Mauryla, który gonił go wzdłuż balustrady