Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

S³ucha³ beznamiêtnie, jakby recytowa³a prognozê pogody. Zachowuj¹c pozory spokoju, Jake zastanawia³ siê, jak zareagowa³aby Maureen na wiadomoœæ, i¿ sama by³a obiektem jego podejrzeñ. Teraz by³ niemal przekonany o jej niewinnoœci. Niemal. Za tydzieñ, podczas próbnego lotu odrzutowca, wszystko ju¿ bêdzie jasne. W tej chwili nie móg³ nawet rozwiaæ w¹tpliwoœci dziewczyny. By³oby to zbyt ryzykowne. Dotkn¹³ jej w³osów. - Myœla³aœ, ¿e jestem sabota¿st¹? - spyta³ z uœmiechem zabarwionym odrobin¹ cynizmu. - Nie przeszkadza³o ci to? - Jesteœ moim przyjacielem - odpar³a z prostot¹. Nagle skrzywi³a siê. - OdejdŸ. IdŸ sobie i nie wracaj. Zas³u¿y³am na taki los. Nie poruszy³ siê. Zmru¿y³ oczy. - Dlaczego mimo wszystko spotyka³aœ siê ze mn¹? - spyta³. - Z pocz¹tku postanowi³am mieæ ciê na oku - mruknê³a z nieœmia³ym uœmiechem - potem… - uœmiech znikn¹³, a jej oczy spojrza³y z przestrachem, - Nie masz k³opotów? - spyta³a nerwowo. - Mogê byæ twoim œwiadkiem. Zrobiê wszystko, ¿eby ci pomóc. - Naprawdê? - odsun¹³ z jej czo³a opadaj¹cy kosmyk w³osów. - Tak siê mn¹ przejmujesz, czy… odkry³aœ coœ wiêcej poza niesprawnoœci¹ odrzutowca? Spojrza³a na niego zdziwiona. - Nie rozumiem. Westchn¹³. Mo¿e naprawdê nie dowiedzia³a siê, kim by³ w rzeczywistoœci. - Niewa¿ne. Co masz na kolacjê? Umieram z g³odu! Proste, zwyczajne pytanie Jake'a sprawi³o jej przyjemnoœæ. By³ tak blisko - w jej mieszkaniu, w jej ¿yciu - jakby otrzyma³a niespodziewany podarek od losu. Zmarszczy³a nos. - Mog¹ byæ kanapki z szynk¹ lub z d¿emem. Zrobi³ nieszczêœliw¹ minê. - W³ó¿ coœ na siebie, to pojedziemy do restauracji. - PóŸno ju¿ - zauwa¿y³a. - I nie powinieneœ na mnie wydawaæ ca³ej pensji. Czu³a siê bezpieczna w jego ramionach. Zamknê³a oczy, wdychaj¹c typowo mêski aromat wody koloñskiej. - Cieszê siê, ¿e nie masz k³opotów. Obj¹³ j¹ mocniej. Budzi³a w nim dziwne uczucia. Nie by³a piêkna. Nie by³a bogata. Nie nale¿a³a do wy¿szych sfer ani nie pochodzi³a ze znanej rodziny. Dlaczego tak dobrze czu³ siê w jej obecnoœci? - Pan Blake nie chcia³ ze mn¹ rozmawiaæ, a Charlene nic nie wiedzia³a - mówi³a Maureen z twarz¹ przyciœniêt¹ do jego piersi. - Ale wydarzy³o siê coœ wa¿nego. Mówi¹, ¿e detektyw MacFabera trafi³ na œlad... - Te¿ tak s³ysza³em. - To dobrze. Biedny, stary MacFaber... - Sk¹d wiesz, ¿e jest stary? - spyta³ kwaœno. - Charlene twierdzi, ¿e ma co najmniej czterdziestkê - mruknê³a. - Jest gruby i siwieje. Latynoskie kochanki i zwariowane wyprawy zniszczy³y mu organizm. Jake chrz¹kn¹³. - Mo¿liwe. Chocia¿ nie by³bym taki pewny, czy winne s¹ latynoskie kochanki. S³ysza³em, ¿e MacFaber nie ugania siê za kobietami. - Naprawdê? - Maureen unios³a g³owê. - To w ca³ym biurze zapanuje rozpacz - rozeœmia³a siê. - Dziewczyny nie mog¹ doczekaæ siê jego powrotu. Nawet te, które s¹ zarêczone! Panuje opinia, ¿e nie przepuœci ¿adnej œlicznotce. Gdy przyjedzie, nie bêdzie siê móg³ od nich opêdziæ! - Nie liczy³bym na to - puœci³ jej ramiona i odst¹pi³ kilka kroków. - Czeœæ, Bagwell. Papuga spojrza³a na niego bez zainteresowania, nadal odd³ubuj¹c trzymany w ³apie kawa³ek kanapki. - Ile zjesz? - spyta³a Maureen wyjmuj¹c chleb. - Jeœli chodzi o papugi, to nie wiem - odpar³ Jake. - Chcesz przyrz¹dziæ Bagwella w sosie koperkowym? - Nie papug - zachichota³a - ale kanapek. Z szynk¹. Oraz z serem, sa³at¹ i majonezem. - I z musztard¹ - doda³. - Dwie. - Dobrze. Widok Jake'a siedz¹cego za kuchennym sto³em sprawia³ jej du¿¹ przyjemnoœæ. Mê¿czyzna zdj¹³ marynarkê i krawat, rzuci³ je na oparcie krzes³a poza zasiêgiem Bagwella. Rozprostowa³ nogi i rozpi¹³ ko³nierzyk bia³ej koszuli. Bardzo drogiej koszuli, zauwa¿y³a Maureen. Zastanawia³a siê, z jakiego powodu ubrany by³ tak wytwornie, lecz nie mia³a odwagi zapytaæ. - Jak dobrze... - mrukn¹³ Jake, kiwniêciem g³owy przyjmuj¹c jej propozycjê przygotowania kawy. - Ju¿ nie pamiêtam, kiedy ostatni raz jakaœ kobieta poczêstowa³a mnie kolacj¹. - Twoja matka na pewno robi³a to wiele razy. Zmarszczy³ brwi i spojrza³ z uwag¹ na dziewczynê. - Co wiesz o mojej matce? - A có¿ mogê wiedzieæ, zwa¿ywszy, ¿e znamy siê tak krótko? - spyta³a rzeczowo. - Moja mama wci¹¿ by³a mi w czymœ pomocna, dlaczego twoja mia³aby postêpowaæ inaczej? - Oczywiœcie - podniós³ kubek do ust. - Tylko ¿e moja matka nie potrafi³a gotowaæ. Nie by³a domatork¹. - Masz rodzeñstwo? Pokrêci³ g³ow¹. - Ju¿ nie. - Przykro mi. - Dlaczego? Ty te¿ jesteœ sama. - To prawda - usiad³a po przeciwnej stronie sto³u i poczêstowa³a Bagwella kawa³kiem kanapki. By³a lekko skrêpowana swoim wygl¹dem. Mia³a na sobie zbyt obcis³y podkoszulek i zniszczone d¿insy. Lecz jej goœæ zdawa³ siê nie zwracaæ na to uwagi - z wyj¹tkiem chwil, kiedy muska³ wzrokiem opiête materia³em piersi dziewczyny. - Dlaczego czeszesz siê w ten sposób? - spyta³, wskazuj¹c na jej w³osy upiête w „koñski ogon". - Wygl¹dasz okropnie. - Bardzo dziêkujê! - Lubiê, jak s¹ rozpuszczone - ugryz³ kolejny kês, ¿uj¹c dok³adnie i popijaj¹c kaw¹. Spojrza³ na dziewczynê i uœmiechn¹³ siê z rozbawieniem. - Jeœli zdejmiesz wst¹¿kê, natychmiast jestem gotów siê z tob¹ kochaæ. Serce Maureen zatrzepota³o gwa³townie. - Nieprawda - odpar³a ze s³abym uœmiechem. - Nie lubisz seksu z dziewic¹. Sam mówi³eœ. - Kochaæ siê - szepn¹³, patrz¹c w jej zielone oczy. - To nie ma nic wspólnego z seksem. Zarumieni³a siê, ale nie odwróci³a wzroku. - Co za ró¿nica? - Tylko niewinnoœæ mog³a podsun¹æ ci podobne pytanie - skoñczy³ jeœæ kanapkê i siêgn¹³ po kubek z kaw¹. - Dziêki za poczêstunek. - Proszê - odpar³a, zaskoczona ³atwoœci¹, z jak¹ rozmawia³ jednoczeœnie o seksie i o jedzeniu. Jake wyci¹gn¹³ kilka chrupek z le¿¹cej na stole torebki. - W jakim nastroju by³ twój szef? - Pan Blake? - spyta³a z roztargnieniem, podaj¹c chrupkê Bagwellowi. - By³ bardzo zdenerwowany. Chcia³am go zapytaæ, czego dowiedzia³ siê o sabota¿yœcie, ale nie mia³ ochoty na rozmowê