Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Są płomienie, które pod wpływem wiadra wody wybuchają pod same niebiosa. Możemy sobie wyobrazić, co się stało, gdy po wyjściu Fyne’a pełna wahania dziewczyna weszła nareszcie na górą i otworzyła drzwi, podczas gdy nasz bohater (pewien tego jestem) nie zdążył jeszcze ostygnąć. Och, nie był on zimny, wprost przeciwnie. Nietrudno pojąć, że w pierwszej chwili upokorzenia i oburzenia mógł krzyknąć na nią: „To ty? Po coś tu przyszła? Jeśli jestem dla ciebie tak wstrętny, że musiałaś o tym napisać do mojej siostry, zwrócę ci słowo.” Ale, widzisz, tak się nie stało. Mam bowiem zupełną pewność, że wkrótce potem — jak to było ustalone — pojechali razem dorożką, aby zwiedzić statek. Na tej zasadzie utrzymywałem, że Flora de Barral była na morzu… — Tak. To się wydaje przekonujące — zgodziłem się z nim. — Ale nawet gdyby tak nie było, to jeśli, jak zdajesz się sądzić, rozpacz tej dziewczęcej twarzy miała jakiś perwersyjnie uwodzicielski urok, który poprzez współczucie działał na jego zmysły (a wszystko jest możliwe) — w takim razie nie mogły paść tego rodzaju słowa. — Mogły mu się wymknąć mimo woli — zauważył Marlow. — Jednak rozstrzygają tu fakty. Pojechali razem na statek. — Czy wnioskujesz z tego, że w ogóle nigdy jej nic nie powiedział? — dopytywałem się. — Żałuję, że nie byłem świadkiem chwili, gdy tam w hotelu spotkały się po raz pierwszy ich spojrzenia — rozmyślał głośno Marlow. — A może on nic nie powiedział. Ale taka „dyskusja” (jak to określił Fyne) musi na każdym pozostawić ślad. I możesz być pewien, że ta do głębi zbolała dziewczyna odczułaby najlżejszy nawet odcień chłodu. Była nieufna i nie mogło być inaczej, gdyż działanie zła jest o tyle silniejsze od działania dobra, że wciąż jeszcze nie mogła przestać uważać swojej ohydnej guwernantki za autorytet. Jakże można było się po niej spodziewać, że otrząśnie się ze złowrogiego wpływu tej długotrwałej władzy! Nie mogła przestać wierzyć w to, co jej powiedziano: że była w jakiś tajemniczy sposób wstrętna i niepociągająca. Dla niej było to okrutną prawdą. Ta, która przez tyle lat była dla niej wyrocznią, powiedziała ostatnie słowo w tej sprawie. Tylko inni nie umieli od razu dojrzeć prawdy… Nie posunę się tak daleko, by twierdzić, że wierzyła temu bezwzględnie. Byłoby to rzeczą prawie niemożliwą. Ale czyż nawet ci spośród nas, którzy słyszą najwięcej pochlebstw, ci najbardziej zarozumiali, nie miewają chwil zwątpienia? Nie wiem. Może są takie szczęśliwe istoty na tym świecie, które nie wierzą, aby w nich było cokolwiek złego. Co do mnie, powiem ci, że przed wielu laty doszło do moich uszu, że osobnik, z którym miałem do czynienia przy pewnej transakcji — sprytny jegomość, którym rzeczywiście pogardzałem — opowiadał na wszystkie strony, że jestem skończonym hipokrytą. Nie mógł nic o tym wiedzieć, ot coś mu przyszło do głowy i zaczął to rozpowiadać. Nie dałem mu żadnego powodu do takiej właśnie obmowy. A jednak do dzisiejszego dnia są chwile, gdy przychodzi mi to na myśl i mimo woli pytam sam siebie: „A jeśli to jest prawdą?” Głupstwo, ale parę razy nieomal wpłynęło to na moje postępowanie. A nie byłem przecież wrażliwą, naiwną młodą dziewczyną. Od dawna wiedziałem, co ten jegomość jest wart. Nigdy nie miał dla mnie takiego autorytetu ani władzy nade mną jak ta okropna guwernantka nad Florą de Barral. Widzisz, jaka jest potęga sugestii? Jesteśmy zdani na łaskę jakiegoś nieżyczliwego słowa. Dźwięk, zwykły ruch powietrza zapada czasem głęboko w naszą duszę. Gwałtowność Roderyka Anthony z początku bardziej zdumiała Florą, niż ją przekonała. Dała się pociągnąć tej tajemniczej sile, którą sama zbudziła, tak jak jej ojciec wydobyty został z nizin przez niespodziewaną potęgę udanej reklamy. Pojechali tego ranka na statek. „Ferndale” wpłynął właśnie do basenu ładunkowego. Jedyną żywą istotą na statku był dozorca — czy to był ten sam, którego nam opisał Powell, czy inny, tego nie wiem. Pewnie ktoś inny. Ten, spojrzawszy przez burtę, ujrzał, wedle własnych jego słów, „kapitana, który wypłynął zza rogu najbliższego składu w towarzystwie jakiejś dziewczyny”. Spuścił trap na nabrzeże… — Skąd wiesz o tym wszystkim? — przerwałem. Marlow rzucił niecierpliwie: — Dowiesz się z czasem… Flora weszła pierwsza na pokład i stała bez ruchu aż do chwili, gdy kapitan ujął ją pod ramię i zaprowadził na rufę. Dozorca wpuścił ich do sali jadalnej. Miał klucze od kabin, więc łaził utykając za nimi. Kapitan kazał mu otworzyć wszystkie drzwi, każdziutkie bez wyjątku drzwi: messę oficerską, korytarze, spiżarnię, przednią kabinę — a potem go odprawił. Statek miał wspaniałe urządzenia. Na końcu korytarza prowadzącego z górnego pokładu była długa sala jadalna; ozdoby jej były już trochę zniszczone, ale imponowała swymi rozmiarami i komfortem. Dywany były rozłożone, u sufitu wisiały lampy i wszystko było na miejscu, nawet srebra stały na bufecie. Stąd wchodziło się do dwóch dużych kabin na rufie, umieszczonych po obu stronach kabiny sterowej. Jedna z tych dwu kabin połączonych małą łazienką była urządzona jako kapitańska kabina. Druga była nie zajęta, a umeblowanie jej, składające się z foteli i okrągłego stołu, robiłoby wrażenie umeblowania pokoju na stałym lądzie, gdyby nie długa, wygięta kanapa, dostosowana kształtem do rufy okrętu. W zamglonym, pochyło wiszącym lustrze Flora ujrzała odbitą sylwetkę dziewczyny o bladej twarzy, w białym słomkowym kapeluszu przybranym różami, odległą i mglistą, jakby zanurzoną pod wodą — ze zdziwieniem poznała w tym otoczeniu siebie. Widok ten wydał jej się nieoczekiwany, dziwny, obcy. Kapitan Anthony ruszył dalej, a ona szła za nim. Pokazał jej inne kabiny. Mówił przez cały czas donośnie, głosem, który wydawał jej się dobrze znany od dawna, a jednak — pomyślała — nieczęsto go dotąd słyszała. Nie uważała na to, co mówi. Mówił o rzeczach obojętnych, tonem dość posępnym, ale ona odczuwała to jak pieszczotę. A gdy umilkł, usłyszała niepokojące w tej nagłej ciszy przyspieszone bicie swego serca