Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

— Zawodowa praczka? — A co, może nie widać?! — Jej opanowanie pękło. Złapała onucę i niemal wepchnęła mu ją w usta. — Co, źle uprana?! Reklamację składasz?! Odór został?! Nie dość biała?! — Zerwała się od stołu. — Wynoś się! Zabieraj swoje dwie skopejki i poszedł won! Za drzwiami czekaj! — Za... Mam czekać? — Debren też się podniósł. — Po co? — Bom drugiej prać nie skończyła! A nie chcę, by mnie obmawiali, że niby robotę rozbabruję i nie kończę! — A i dlatego — rozległ się od strony drzwi tubalny męski głos — że urzędową sprawę zaraz się tu omawiać będzie. Od której nieupoważnionym uszom wara. Oboje odskoczyli od siebie. Dopiero ta zgodna reakcja uświadomiła Debrenowi, że dał się zaskoczyć z onucą przy nosie. Neleyka schowała drugą za plecy o wiele za późno. — Nie zalegam z podatkami — powiedziała, rzucając ku intruzowi na poły gniewne, na poły trwożliwe spojrzenie. — Każdy zalega — wzruszył ramionami brzuchacz w nieco wyświechtanej, ale budzącej szacunek czarnej szacie. Na piersi miał masywny złoty łańcuch, a za pasem, oprócz paradnego sztyletu, tubę-pochwę, używaną przez heroldów i piśmiennych urzędników. — Wystarczy dobrze poszukać. Wyście są Neleya, córka Neleyi, ojca niewiadomego, wróżka patentowana? Zaułek Przytopek 8, bramą przed się i od się? Czerwona na twarzy i znów spocona wróżka skinęła głową. — Weźcie posoch, różdżkę czy czym tam czarujecie, odziejcie się porządnie i pójdźcie ze mną. Księstwo was potrzebuje. Zakręciła się w miejscu, próbując ruszyć w kilku kierunkach równocześnie. W rezultacie wpadła na Debrena. Dostał w kostkę palcami jej bosej stopy musiał chwycić kobietę za biodra, by pomóc jej utrzymać równowagę. Zasyczała, jej twarz wykrzywił na moment grymas bólu. Może dlatego nie odepchnęła go, nie zdzieliła po pysku za ciut przydługi pobyt dłoni w fałdach spódnicy. — Oj — zwróciła twarz w stronę czarnego. — Z klientem nie skończyłam. Musicie poczekać, panie, Zapłatę uiścił. — Akurat — uśmiechnął się krzywo czarny — Klient, dobre sobie. Na pół goły i bieliznę wam z drżącej rączki wąchający. Napatrzyłem się wczoraj na takich, więc mi nie mieszajcie we łbie. Zupak jestem i za to złoto biorę, by mieć tam wszystko jak trza poukładane. A wy panie gachu, przestańcie macać wróżkę po tyłku. — Debren, choć do pośladków miał daleko, szybko zabrał ręce. — I oddajcie Neleyi medalion. Swoją drogą — zwrócił się do gospodyni — dziwię się wam. Poważna magiczka, najpierwsza w grodzie, a znaku cechowego przy płochych cielesnych uciechach używa. Wstyd. — To nie moja gwiazda — zaprotestowała, podbiegając do łóżka i sięgając po stojące tam drewniaki. Wepchnęła stopę w pierwszy i znów skrzywiła się z bólu. Stopa wyskoczyła z powrotem, a z przechylonego chodaka wytoczyła się kostka uciekinierka. Debren przydeptał ją odruchowo. — Zupak jestem, nie byle skryba — upomniał Neleykę czarny. — Nie łżyjcie mi, dobra wróżko. — Zła jestem — stęknęła, rozcierając palce u nogi. — Znaczy, jako wróżka. Bo tak w ogóle, prywatnie, to się sąsiedzi na mnie nie skarżą. I nie obmawiają. Więc i wy mnie nie pomawiajcie o cielesne uciechy z klientami, panie... — Putih, Wyczesław Wyczesławowicz. Zupak jego wysokości księcia buforowego Igona Gusianieckiego, pana na Zarzeczu, Łamiejkach, Skoropasze... no, i tak dalej. Nie twoja gwiazda, powiadasz? To czyja? — Moja — Debren skłonił się lekko. — Debren z Dumayki jestem, w Lelonii. Magun. — Magum? — Putih uniósł brwi. — Znaczy... Gumą handlujesz? — Magun z runą „n” na końcu. Słowo jest ze staromowy zapożyczone. Różnie je tłumaczą, już to „mag uniwersytecki”, już to „mag uczon naukowo”, zaś niektórzy etymolodzy upierają się, że to zniekształcony zulijski „mo-gun”, czyli obdarzony potencją... — Żeś obdarzony potencją — wyszczerzył zęby zupak Putih — to właśnie po łożu widzę. I wróżce, półprzytomnej jakby. — Potencją magiczną — dokończył chłodno Debren. — Zdolnością czerpania mocy. Dodatnim i wysokim Współczynnikiem Zaczerpnięcia, krótko mówiąc. — Chcesz rzec, żeś jest czarodziejem? — zdziwił się Putih. — To czemu boso łazisz? Tak marnie czarujesz? — Mistrz Debren — wyjaśniła Neleyka — na zamek się wybierał. Obwieszczenie księcia czytał i chciał o robotę wypytać. A że z Igona istny pies, na zapachy czuły, to się tu wprzódy do mnie pofatygował, by onuce przeprać. O wróżbie i zaświadczeniu nie wspomniała. Debren uznał początkowo, że z przejęcia, ale nacisk jej drewniaka na jego bosą stopę dość szybko uzmysłowił mu, że jednak nie. — Jeszcze jeden? — skrzywił się Putih. — No, możecie sobie chyba darować, panie magun. Nie powiem, Igon dyskryminator seksualny nie jest i gładkiego otroka też uwagą zaszczyci... ale wyście już za starzy. A przede wszystkim spóźnieni. Bo wygląda na to... — zawahał się, po czym machnął ręką. — A, co tam... Jak czarokrążca, to i tak się dowiecie, do przetargu stając