Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

" Kiedy reżyser skontaktował się z nią kilka miesięcy później, żeby zrobić dokrętki, Madonna chętnie się zgodziła... ale pod warunkiem, że dostanie pieniądze. Potrzebowała ich na czynsz, więc Lewicki wypisał czek na sto dolarów. Nie tylko była to cała suma, jaką jej zapłacił za pracę w filmie, lecz wszystkie jego wydatki na obsadę aktorską. W 1980 roku Madonna dostała pierwszą szansę wystąpienia w muzycznym video. Producent Ed Steinberg, pionier w tej dziedzinie, zamieścił ogłoszenie o naborze statystów do videoklipu zespołu o nazwie Konk zdobywającego właśnie popularność. Filmik nakręcono na Manhattanie, w miejscu zwanym „David's Loft". „Przed tłum wyskakiwała statystka i zaczynała dziki taniec, wchodząc w kamerę", wspomina Steinberg. „Należała do najbardziej energicznych dziewczyn, jakie spotkałem, ale musiałem ją poprosić, żeby trochę przystopowała." Statystka, która ukradła scenę, była Madonna. Madonna nie mieszkała u Gilroya, choć spędzała tam całe dnie, ćwicząc na perkusji i pisząc piosenki. Przenosiła się z jednego miesz- 57 kania do drugiego, wystawiając na próbę tolerancję i hojność wszystkich znajomych. Ponieważ w końcu stało się jasne, że Dan Gilroy nie zaproponuje, żeby u niego została, wprosiła się sama. Zgodził się niechętnie pod warunkiem, że najpierw spytają o pozwolenie jego brata. „Eda?" zdziwiła się Madonna. „Musisz pytać Eda?" Wprowadziwszy się, Madonna rozpoczęła kampanię o przyjęcie do nowego zespołu, który zakładali bracia Gilroy. Reakcją było wahanie. Mimo całego szacunku dla jej talentu jako autorki piosenek, Dan nie miał przekonania, czy Madonna jest dostatecznie dobrym muzykiem, żeby wystąpić przed publicznością. Wkrótce jednak ustąpił, a Madonna zwerbowała do nowej grupy swoją przyjaciółkę i niedoszłą tancerkę Angie Smith. Na nalegania Madonny zespół robił próby w synagodze-pracow-ni Gilroyów. Po całonocnych sesjach zmęczeni muzycy wlekli się do pobliskiego baru na śniadanie. Po kilku tygodniach nie mieli trudności z wyborem nazwy: The Breakfast Club. The Breakfast Club zaczął występować we wszystkich „spelunkach East Side", takich jak: „UK", „My Father's Place" i „Botany Talk House". Choć Madonna z zapałem młóciła w zestaw perkusyjny, wkrótce stało się oczywiste, że gwiazdą budzącą największe zainteresowanie jest Angie Smith. Ubrana w niewiele więcej poza bielizną, gibka tancerka i gitarzystka z trudem wydobywała z siebie słyszalne tony. Przez cały występ kołysała się uwodzicielsko, zostawiając resztę Madonnie i Gilroyom. Na żądanie perkusistki Smith została grzecznie, ale stanowczo poproszona o opuszczenie zespołu. Odejście jedynej wokalistki stworzyło jedyną w swoim rodzaju okazję, którą Madonna oczywiście wykorzystała. Ubłagała Gilroya, żeby pozwolił jej wyjść zza perkusji i zaśpiewać parę własnych piosenek. Zgodził się niechętnie. Najbardziej jednak Madonna przysłużyła się grupie jako energiczny impresario. Całe dnie spędzała przy telefonie, rozmawiając z producentami płytowymi, właścicielami klubów, agentami i managerami, z każdym, kto mógł poprawić sytuację zespołu nagraniem płytowym albo występem w klubie. „Po prostu lepiej umiałam czarować tych starych wyjadaczy niż Dan i Ed Gilroy o wie." Partnerzy byli zadowoleni, że ich perkusistka tak sprawnie bębni do drzwi przemysłu rozrywkowego, ale jednocześnie zdumieni jej ambicją. Zbyt pochłaniała ich muzyka, żeby umieli spojrzeć na rzeczy pod innym kątem. „Rezultat komercyjny nie interesował ich tak bardzo jak mnie", wspomina Madonna. „Nie przyszło mi nawet do 58 głowy, że można wejść do tego biznesu i nie odnieść wielkiego sukcesu. Po co być najlepszą piosenkarką na świecie albo mieć najbardziej utalentowany zespół, skoro wie o tym garstka ludzi. Ja zawsze chciałam, żeby świat mnie zauważył." Publiczność rzeczywiście zaczęła dostrzegać Madonnę. Trudno było jej nie zauważyć, kiedy wyskakiwała zza perkusji, chwytała mikrofon i wywrzaskiwała piosenki, miotając się dziko po scenie. Reszta zespołu wydawała się czasami tłem dla solowego występu. Zwłaszcza Edowi Gilroyowi nie podobało się dążenie Madonny, żeby zostać główną wokalistką grupy. Bracia mieli wątpliwości, czy ona w ogóle jest piosenkarką. Sama Madonna przyznawała, że Dan „stworzył potwora", budząc w niej muzyczne aspiracje. Musiała jednak znajdować się w centrum uwagi, a skoro Gilroyowie nie zamierzali usunąć się na bok, nadeszła pora na stworzenie własnego zespołu. Przez osiem miesięcy Dan Gilroy nie tylko dał Madonnie podstawowe wykształcenie muzyczne, ale pracował od dziewiątej do piątej, żeby mogła siedzieć w domu i rozwijać talent. Kiedy — mówiąc własnymi słowami — „wyssała z nich wszystko, czego potrzebowała", oznajmiła Danowi, że przenosi się z powrotem z Queens na Manhattan, by skompletować nową grupę. Gilroy nie zdziwił się. W tamtym czasie jej talenty mogły wydawać się mierne, ale z pewnością nie tupet. Był poruszony i może nawet trochę rozgoryczony, kiedy się spakowała, ale, jak sam wyznał, jednocześnie czuł pewną ulgę. Żądania Madonny popsuły stosunki między braćmi. Teraz przynajmniej mogli iść dalej naprzód w swoim powolnym tempie. Wróciwszy na Lower East Side, Madonna od razu przystąpiła do rekrutowania członków nowego zespołu, choć bała się, że z braku doświadczenia może nie odróżnić solidnego muzyka od przeciętnego. Gdy wreszcie zdecydowała się na gitarzystę basowego Gary'ego Burke'a i perkusistę Mike'a Monahana, musiała wymyślić nazwę. Przez kilka tygodni występowali jako Emanon („Bez Nazwy" na wspak), potem jako The Millionaires (Milionerzy) i Modern Dance, aż wreszcie skończyło się na Emmy, jednym z wielu pseudonimów Madonny. Przez większą część wiosny 1980 roku Emmy grali we wszystkich lokalach, gdzie proponowano im dwadzieścia pięć dolarów za noc. Ponieważ sumę dzielono na trzy części, Burkę i Monahan nie mogli zrezygnować z normalnej pracy zarobkowej