Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Chudy mężczyzna o pomarsz­czonej, osmaganej wiatrem twarzy zakręcił wielką korbą. - Czy to katarynka? - zapytała Rachel. - Non, to carrousel. Można wybrać sobie dowolne zwierzę i odbyć na nim przejażdżkę, tres dróle, tres plaisant - wyjaśnił mężczyzna. - Jedna galopada kosztuje dwadzieścia centów, proszę szanownego pana. Rob wybrał brunatnego niedźwiedzia, Rachel rumaka po­malowanego na kolor krzykliwie czerwony. Francuz naparł na korbę, stęknął i jęli wirować. Na słupku pośrodku karuzeli zawieszony był mosiężny pierścień. Przytwierdzona nad nim tabliczka obwieszczała, że kto go ze swego wierzchowca dosięgnie, temu przypadnie nagroda w postaci darmowej przejażdżki. Nie ulegało wątpliwo­ści, że pierścień wisiał poza zasięgiem przeciętnych pasażerów karuzeli, Szaman wyciągnął jednak ramię w jego stronę. Gdy Francuz zauważył, że jego klient usiłuje dosięgnąć pierścienia, począł szybciej kręcić korbą, rozpędzając karuzelę, mimo to Szamanowi udało się za drugą próbą dopiąć swego. Wygrał w ten sposób dla Rachel kilka darmowych przejaż­dżek i właściciel karuzeli oświadczył niebawem, że musi zrobić przerwę na odpoczynek, gdyż bardzo się zmachał. Szaman zsiadł więc ze swego niedźwiedzia i sam ujął korbę. Kręcił coraz szybciej i szybciej, aż czerwony rumak przeszedł z kłusa w cwał. Rachel z odrzuconą w tył głową przelatywała obok niego śmiejąc się jak dziecko i błyskając białymi zębami. W jej powabie nie było wszakże nic dziecięcego. Nie tylko Szaman wpatrywał się w nią jak urzeczony; szykujący się do zamknięcia swej budy Francuz również poglądał na nią z zachwytem. - Są państwo ostatnimi klientami w roku 1864 - zwrócił się do Szamana. - Finis sezonu. Niedługo ścisną lody. Rachel odbyła aż jedenaście przejażdżek. Było oczywiste, że bardzo przetrzymali właściciela karuzeli, Szaman wynagrodził go zatem sowitym napiwkiem, za co Francuz zrewanżował się ofiarowując Rachel biały szklany kubek z wymalowanym na nim bukietem róż. Wrócili do hotelu roześmiani i przewiani wiatrem. 496 - Cudownie się bawiłam-wyznała Rachel przed drzwia­mi pokoju 306. - Ja też... - Nim zdążył coś zrobić lub dodać, musnęła pocałunkiem jego policzek i zniknęła za drzwiami. Wróciwszy do swego pokoju przez godzinę leżał w ubraniu na łóżku. Potem wstał i zszedł dwa piętra w dół. Nie od razu odpowiedziała na jego pukanie. Opuściła go w końcu odwaga i już się odwracał, by odejść, gdy otworzyła drzwi i stanęła w nich, ubrana ciągle w suknię. Stali tak przez chwilę i przyglądali się sobie. - Wejdziesz czyja mam wyjść? - zapytała. Spostrzegł, że jest zdenerwowana. Wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi. - Rachel... - zaczął. Zamknęła mu dłonią usta. - Kiedy byłam dziewczyną, lubiłam chodzić Długą Ścieżką i zatrzymywać się w tym cudownym miejscu, gdzie las schodzi do rzeki, blisko granicy dzielącej waszą ziemię od naszej, ale po naszej stronie. Marzyłam, że szybko dorośniesz, zbudujesz tam dom i wyzwolisz mnie od konieczności poślubienia starca o zepsutych zębach. Wyobrażałam sobie nasze dzieci: syna, który byłby podobny do ciebie, i trzy córki, dla których byłbyś cierpliwym i kochającym ojcem, pozwalałbyś im chodzić do szkoły i miesz­kać w rodzinnym domu, dopóki same nie zechcą odejść. - Zawsze cię kochałem. - Wiem. Całował ją, a ona rozpinała guziki jego koszuli. Nie zgasili lampy, żeby mogła do niego mówić i żeby mogli się widzieć. Potem zasnęła tak szybko jak zapadający w drzemkę kot, a Szaman leżał obok i patrzył, jak oddycha. W końcu obudziła się i spojrzała na niego rozszerzającymi się z wolna źrenicami. - Nawet kiedy byłam już żoną Joego... nawet kiedy zostałam matką, wciąż o tobie śniłam. - Nie wiem skąd, ale wiedziałem o tym. I dlatego było mi tak ciężko. - Boję się, Szaman! - Czego, Rachel? - Już przed laty rozstałam się z nadzieją, a teraz... Czy wiesz, co się robi w pobożnych domach, gdy ktoś z członków 497 rodziny zawrze małżeństwo z osobą innej wiary? Zasłania się całunem lustra, wkłada żałobę i odmawia modlitwę za zmarłych. - Nie bój się. Będziemy ich przekonywali tak długo, aż zrozumieją. - A jeśli nie zrozumieją? Poczuł ukłucie lęku. Trudno było jednak uniknąć tego pytania